[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Na ramieniu poczuł dłoń pielęgniarki.
" Musi pan wyjść. On jest bardzo wycieńczony.
" Ale już lepiej?
Pielęgniarka skinęła tylko głową.
Pielęgniarka z zawodową wprawą strzepnęła termometr, narysowała kreskę na
wykresie temperatur i uśmiechnęła się do chłopca.
" Ty, Paragon, masz końskie zdrowie powiedziała swym śpiewnym gło
sem. Za tydzień będziesz mógł już chodzić.
" Dopiero za tydzień odparł chłopiec, odwzajemniając się swym łobuzer
skim uśmiechem. Wolałbym już dzisiaj.
" Ho, ho, takiś niecierpliwy. Inny na twoim miejscu cały miesiąc wygniatałby
łóżko.
" Bo dzisiaj mecz...
O tym, że dzisiaj miał się odbyć mecz, wiedział już prawie cały szpital. Osoba
lewo skrzydłowego Syrenki" budziła wśród otaczających go ludzi nie tylko
zainteresowanie, ale i sympatię.
Nic dziwnego: małemu pacjentowi codziennie składało wizytę kilku obdartu-sów
z Woli, a prócz nich ciotka Frania, mistrz Sosenka, Stefanek i pan Aopotek. Zresztą
zapał, z jakim chłopiec opowiadał o swej drużynie, o zbliżającym się meczu, mógł
największego kwękającego mieszczucha przekonać do piłki nożnej.
Toteż od rana w sali szpitalnej o niczym innym nie rozprawiano, jak właśnie o
meczu. Chorzy podzielili się na dwa obozy: jeden był za Syrenką", drugi za drugim
finalistą turnieju Ambrozjaną". Nie trzeba dodawać, że zwolennicy Syrenki" byli
znacznie liczniejsi. Za Ambrozjaną" kibicowali jedynie murarz ze złamanym
obojczykiem i ekspedient z WSS, któremu spadająca skrzynia z po-
161
midorami zmiażdżyła palec u nogi. Czynili to z pobudek lokalnego patriotyzmu, gdyż
mieszkali na Pradze, skąd pochodziła sławna Ambrozjana". Pielęgniarka, odchodząc
od łóżka Paragona, rzuciła zaczepnie:
" Bez ciebie to twoja Syrenka" przegra.
Chłopiec uniósł się na łokciach.
" Zobaczy pani, że nie przegra. Już ich pan Wacek dobrze nastawił.
" A tobie tylko piłka w głowie przekomarzała się pielęgniarka.
" Nie tylko piłka, proszę pani bronił się chłopiec. Ja po wakacjach do
szkoły idę... westchnął.
" Martwisz się z tego powodu?
" Trochę się martwię, bo nie wiem, kto za mnie będzie butelki spod baraku
zbierał i u pana Sosenki zakład zamiatał. Ja już poważny staż miałem w tej branży.
A ze szkołą nie wiadomo, jak będzie. Brak treningu, proszę pani. No i ta kontuzja.
Na głowę upadłem i nie wiem, czy wszystko w mózgu na miejscu.
" Nie martw się, wszystko w porządku. Może nawet lepiej poustawiane
zażartowała pielęgniarka z wesołym mrugnięciem.
Maniuś przymknął oczy. Pogrążył się w myślach. Było to zajęcie idealnie do-
stosowane do szpitalnego życia. Można było przenosić się z ulicy na ulicę, wędrować
w niewymiernej przestrzeni czasu, obcować z dowolnie wybranymi ludzmi, przenosić
się w urojony świat marzeń. Maniuś lubił rozmyślać. Prąd myśli unosił go lekko jak
fala.
Do niedawna nienawidził Królewicza, gotów był w każdej chwili skoczyć mu do
oczu. Teraz, gdy dowiedział się od chłopców, że zamknięto go w zakładzie
poprawczym, współczuł mu szczerze. Już nie będzie z rękami w kieszeniach spa-
cerował przed wolskim pedetem"; zawsze jakiś obcy, pogardliwy... Królewicza nie
ma, a cały Huragan" rozleciał się. Zabrakło mu opiekunów. Szefa" aresztowano
gdzieś na Grochowie, a Romek Wawrzusiak ukrywa się jeszcze. Ale i jego wnet
złapią. Rozleciał się potężny Huragan", drużyna, której sama nazwa budziła respekt
młodocianych piłkarzy.
Zaszeleściła gazeta. Maniuś otworzył oczy. Jego sąsiad z lewej, młody tokarz z
%7łerania, przewracał płachtę %7łycia Warszawy".
" Te, Paragon zagadnął piszą o tobie.
" Pewno redaktor Chudyński powiedział chłopiec niemal obojętnie.
Niech pan przeczyta poprosił po chwili.
" Dzisiaj na boisku Agrykoli czytał tokarz uroczystym głosem odbędzie
się finałowy mecz piłkarski dzikich" drużyn o puchar %7łycia Warszawy".
" To się samo przez się rozumie przerwał mu Maniuś. Ale co tam
o mnie?
" Zaraz... tokarz szukał wzrokiem wśród drobnego druku wiadomości
sportowych. O, jest. Tak piszą: Syrenka" przystąpi do meczu w osłabionym
162
składzie, bez swego najlepszego gracza Mariana Tkaczyka. Będzie to wielka szansa
dla bardzo silnej Ambrozjany"... Tokarz spojrzał na chłopca. Ten skinął głową.
Zrozumiałe. Ale niech się z góry nie cieszą. Piłka nożna to taka gra, że nie
raz słabsi wygrywają. Każdy gracz na boisku marzy o tym, żeby wygrać. Każdy
chce strzelić bramkę. Nieraz wynik zależy od tego, kto bardziej pragnie wygrać.
Powiedział to z takim przekonaniem w słabym jeszcze głosie, że tokarz przy-
taknął mu głową.
Maniuś opadł na poduszkę, przymknął oczy i zapytał:
" Która teraz godzina?
" Piąta.
Chłopiec poderwał się. Rozpłomienionymi oczami powiódł po sali.
Zaczyna się mecz! zawołał. Musimy wszyscy mocno zaciskać palec,
żeby moja Syrenka" wygrała!
Kiedy uchyliły się drzwi, a w drzwiach zobaczył rozpromienioną piegowatą gębę
Perełki, wszystko stało się jasne. Perełka nie był sam. Za nim tłoczyła się cała
drużyna. Maniuś uniósł się z trudem i przyćmionymi ze wzruszenia oczami wodził po
wesołych twarzach kolegów.
Wygraliśmy 4:2, bracie! odezwał się pierwszy Perełka. Za Perełką kro
czył Mandżaro. Był niezwykle uroczysty. W obu rękach dzierżył wielki, kryszta
łowy puchar. Za nim na swych chudych nogach dreptał Pająk z niezwykle zdu
mioną miną, jakby przed chwilą puchar spadł mu na jajowatą głowę i zamroczył
go. A za Pająkiem cała drużyna: mały Ignaś z perkatym noskiem, rosły i czysty,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]