[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Oczekiwałem na twój ruch od czasu, kiedy odzyskałaś przytomność odparł Chavasse.
Zdradził cię twój ukochany, jeżeli cię to interesuje. Kiedy mnie zdemaskował w domu doktora, po-
wiedział, że spotkał Kurbskiego w Randongu. Na wasze nieszczęście Kurbski mówił mi, że jeszcze
nie poznał pułkownika.
Każdy popełnia błędy odparła.
Ale nie w tej grze, jeżeli chcesz żyć zauważył Chavasse. A wy zrobiliście dwa. Kiedy
wybraliśmy się na przejażdżkę, powiedziałem ci, że pomagałem Dalaj Lamie w wydostaniu się za
granicę Tybetu. Wiem, że Pekin nigdy nie odkrył mego uczestnictwa w tej akcji. A pułkownik Li
wiedział, że brałem udział w porwaniu. W obydwu przypadkach tylko ty mogłaś być zródłem infor-
macji. Jesteście siebie warci, moja droga.
Li jest moim bratem oświadczyła z dumą w głosie. Dobrze wiemy, co robimy i dla-
czego.
Na Boga, oszczędz mi tych frazesów. Flaki mi się przewracały przez ostatnie tygodnie, kiedy
słuchałem twego braciszka. Powiedz lepiej, dlaczego tak hołubiliście doktora Hoffnera.
Był dla nas ważny jako symbol. Ludzie mu ufali, więc szanowali nas, jako jego przyjaciół
wzruszyła ramionami. Dlatego Li tak często u niego gościł. Zaś porwanie doktora udowodniło,
że moja obecność w jego domu była konieczna.
Zastanawiałem się jeszcze nad czymś powiedział Chavasse z namysłem. Kiedy za-
mierzałem wystrzelić do twego brata, mój mauzer okazał się bezużyteczny. Nigdy przedtem mnie
nie zawodził.
Po prostu, poprzedniej nocy opróżniłam magazynek z kul odparła.
Doskonałe zagranie westchnął. A czy pomyślałaś, co się z nami stanie, gdy zabierzecie
nas z powrotem? Wiesz, jak będziemy traktowani?
Potraktują was tak, jak to będzie konieczne dla dobra państwa odrzekła. Ani lepiej, ani
gorzej.
Katiu! W głosie Hoffnera zabrzmiał ból. Czy nic dla ciebie nie znaczę?
Nic mnie pan nie obchodzi, doktorze oświadczyła sucho.
Nie wierzę ci.
Hoffner ruszył ku niej dookoła ogniska. Podniosła ostrzegawczo pistolet.
Cofnij się, doktorze! zawołała. Bo będę strzelać. Me żartuję.
I zniszczysz jego genialny mózg zadrwił z niej Chavasse.
Wszystko, co wymyślił, jest w tej teczce stwierdziła spokojnie. Niewielka strata.
Hoffner szedł wolno z wyciągniętymi ku niej rękami.
Katiu, posłuchaj mnie, proszę.
Ostrzegam cię!
Chavasse przez cały czas nie spuszczał oka z jej wskazuj;|iv}',o palca, spoczywającego na spu-
ście. W kieszeni trzymał mały pistolet Tsena. Kiedy kostki jej ręki pobielały, wystrzelił dwukrotnie
przez skórzaną kieszeń kożucha.
Siła, z jaką uderzyły dziewczynę dwa pociski, odrzuciła ją na ścianę. Upuściła karabin i wolno
osunęła się na ziemię.
Hoffner z krzykiem podniósł ręce ku twarzy. Chavasse odepchnął go na bok i ukląkł przy Katii.
Patrzyła na niego, marszcząc brwi w charakterystyczny dla siebie sposób. Nagle zakaszlała i krew
ukazała się na jej ustach. Kiedy delikatnie opuszczał jej głowę na ziemię, już nie żyła.
Osman Sherif pospiesznie wyganiał żonę i dzieci na zewnątrz, a Chavasse podniósł się i spojrzał
prosto w twarz uczonego.
Jest mi niezmiernie przykro, doktorze powiedział. Wiem, jak wiele dla pana znaczyła.
Hoffner potrząsnął głową.
Nie miałeś innego wyjścia. Po raz pierwszy w życiu uświadamiam sobie, jak bardzo świat
jest podzielony. Myślę, że powinniśmy coś z tym zrobić.
Podniósł teczkę, lekarską torbę i podążył za innymi. Chavasse, idąc w ślad za nim, spojrzał po
raz ostatni na Katię.
Klęczał przy niej pułkownik Li. Po chwili wstał i przemówił zmienionym głosem:
Jesteś twardym człowiekiem, Paul oświadczył. Nie przypuszczałem, że ktokolwiek
może być aż tak twardy.
Jestem profesjonalistą odparł Chavasse. Nie jesteś w stanie tego pojąć, ale ona to ro-
zumiała. Była jedną z nas, choć po przeciwnej stronie.
Ruszył ku wyjściu, lecz Li schwycił go za rękaw.
Zabij mnie, Paul!
Chavasse oswobodził się lekko i wyszedł bez słowa. Niebo było szare, ale tu i ówdzie zaczynało
się przejaśniać i śnieg stał się oślepiająco biały.
Wszyscy byli już na koniach. Osman trzymał wodze luznego wierzchowca. Chavasse chwycił
łęk wysokiego, drewnianego siodła i podciągnął się. Nie przyszło mu to łatwo, ale w końcu dosiadł
swojego konia. Ruszyli.
Wiedział, że pułkownik potykając się wyszedł z bunkra i stanął obok spętanego konia, którego
mu zostawili. Ale nie zadał sobie trudu, by się na niego obejrzeć.
Ostatni zastrzyk doktora Hoffnera nie wystarczył na długo. Jego działanie już słabło i czuł się
okropnie zmęczony, ale teraz to nie miało znaczenia. W ogóle nic nie miało znaczenia, z wyjątkiem
tego, że oto w jakiś niezwykły sposób życie zaczynało się na nowo.
Godzinę pózniej osiągnęli grzbiet przełęczy. Niespodziewanie wydało mu się, że słyszy dzwięk
swego imienia dochodzący gdzieś z daleka. Odwrócił się i spojrzał po raz ostatni za siebie. Zoba-
czył maleńką figurkę, czerniejącą na tle śniegu obok bunkra. Przynaglił konia i pojechał za innymi
w dół, do Kaszmiru.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]