[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nauczył szyć?
- Sama się nauczyłam. Podoba ci się? - W jej głosie była radość.
Ze zdziwieniem zauważył, że bardzo chce, by Chantal była szczęśliwa.
Nie mógł się pogodzić z jej brakiem pewności siebie. Przyrzekł sobie, że to
zmieni.
Nigdy nie interesował się modą kobiecą, ale nawet on musiał przyznać,
że suknia była zjawiskowa.
- Możesz być z siebie dumna. Masz niezwykły talent.
Zmarszczyła lekko brwi, jakby nigdy nie przyszło jej to do głowy.
- Mówię to bardzo niechętnie, ale musimy iść - powiedział, zsuwając
dłoń na jej pośladki.
Jej uśmiech zbladł.
- Moglibyśmy zostać i...
- Chcę cię wszystkim pokazać. - To była prawda. Była nie tylko olśnie-
wająco piękna, ale także mądra, zabawna i ciepła. - I nie masz powodu czuć się
niepewnie. Wszystkie kobiety będą chciały wiedzieć, gdzie kupiłaś suknię,
więc lepiej zastanów się nad odpowiedzią.
Kolacja była bardzo elegancka. Przybyła cała śmietanka towarzyska
Aten.
- Patrzą na mnie - mruknęła Chantal do Angelosa, gdy podał jej kieliszek
szampana.
- To oczywiste. Twoja suknia jest równie niesamowita, jak ta, którą mia-
łaś w Paryżu.
- %7łałuję, że nie włożyłam czegoś innego. - Czuła się, jakby była naga. -
Plotkują i snują domysły.
S
R
- Naprawdę? - Objął ją w talii i przyciągnął do siebie. - Wobec tego daj-
my im dobry powód do plotek. - Pocałował ją delikatnie, wiedząc, że ten czuły
gest nie ujdzie uwagi zebranych gości. Nie spiesząc się, zakończył pocałunek i
podniósł głowę, a ona westchnęła z niedowierzaniem.
- Myślałam, że nie lubisz publicznych pokazów.
- Nie lubię - powiedział powoli, patrząc na otaczających ich ludzi z
chłodną pogardą. - A teraz przedstawię cię kilku ważnym osobom.
Poprowadził ją przez tłum, zatrzymując się niekiedy, by z kimś chwilę
porozmawiać. Uczestnicy przyjęcia tłoczyli się wokół nich, chcąc zwrócić na
siebie jego uwagę.
Wreszcie wyszli na taras. Przed nimi rozpościerało się miasto, pobłysku-
jąc jak tkanina wyszywana klejnotami.
- Cieszę się, że tu dziś przyszłaś.
- Nie dałeś mi wyboru. - Położyła dłoń na jego piersi, zachowując dy-
stans. - Musimy porozmawiać, Angelosie.
Przesunął się lekko, by zasłonić ją przed ciekawskimi spojrzeniami.
- Wobec tego rozmawiajmy.
- Tutaj? - Zaskoczona spojrzała na niego. - Nie wolisz zaczekać, aż wró-
cimy do domu?
- W domu nie będziemy rozmawiać. - Przylgnął do niej zmysłowo. - Co
chcesz powiedzieć, Chantal?
- Czas powiedzieć twojemu ojcu prawdę.
- Zgoda. Zrobimy to jutro. Będzie zachwycony.
- Tym, że go oszukałeś?
- Kiedy go oszukałem? Sądził, że jesteśmy razem.
- Ale...
- Przecież jesteśmy razem.
S
R
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- %7łe to się tak nie skończy. Naprawdę myślałaś, że pozwolę ci odejść?
Gdy opuścimy wyspę, pojedziesz ze mną.
Nie spodziewała się takich słów.
- Dokąd?
- Tam, gdzie będę musiał jechać. - Spojrzał na nią wyczekująco, a jej za-
brakło tchu.
Dlaczego nie? Pragnął jej, a ona pragnęła jego. Przez chwilę poczuła ra-
dość. Ale nie mogła się zgodzić.
- Czy będę mogła pracować?
W jego oczach błysnęło zdziwienie.
- Dużo podróżuję. Będziesz mi towarzyszyła. Czyli odpowiedz brzmi:
nie, nie będziesz pracować.
Zamarła.
- Czyli będę twoją utrzymanką?
- Będziesz moją kochanką. Towarzyszką. Sama możesz wybrać określe-
nie.
- Nie stać mnie na to, by z tobą być - powiedziała po prostu. - Twój styl
życia jest zbyt kosztowny. Prywatne odrzutowce, samochody, najlepsze re-
stauracje. Kwota, jaką zarabiam w tydzień, nie wystarczy nawet na twój ra-
chunek telefoniczny.
- Nie oczekuję, że będziesz płaciła za cokolwiek. Nie chcę, żebyś płaciła.
Dam ci wszystko, czego potrzebujesz.
- I czym się stanę? Prostytutką z jednym klientem?
Zapadła cisza. A potem Angelos chwycił ją za nadgarstek i pociągnął
przez balkon, przez zatłoczoną salę balową, na zewnątrz.
Chwilę pózniej jego samochód z pomrukiem zatrzymał się przed nimi.
S
R
Chantal westchnęła.
- Angelos...
- Wsiadaj - warknął wściekły. - Wsiadaj albo daję słowo, że sam cię tam
wsadzę.
- Naprawdę...
- Ani słowa. - Wskoczył do samochodu i wcisnął mocno gaz, prowadząc
jak rodowity Ateńczyk.
Zamknęła oczy, by nie widzieć, jak lawiruje między samochodami.
Wreszcie się zatrzymał, ignorując pojazdy mijające ich z zawrotną pręd-
kością.
- Nie rozumiem, dlaczego jesteś taki zły. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl