[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tak, proszę bardzo. Oto numerek powiedziała Honor, wieszając futro
jakiejś starszej pani i podając jej plastikowy krążek.
Na dworze było ciepło i te osoby, które włożyły norki i szynszyle,
musiały się niezle napocić. Okrycia były ciężkie i wymagały starannego
rozwieszenia. Dlatego Honor po raz kolejny obiecała sobie, że nigdy nie kupi
prawdziwego futra.
Było dziesięć po szóstej. Wszyscy spóznialscy znajdowali się już na sali.
No i jak miewa się nasz Kopciuszek? Usłyszawszy głos Marka, obróciła
się gwałtownie w jego kierunku.
Mark podał jej kieliszek z szampanem. Miał na sobie smoking, który nosił
z nonszalancją właściwą ludziom bogatym.
Ee, panie Griffin, nie wiem, czy biednym szatniarkom wypada pić takie
coś z bąbelkami zażartowała Honor i uniosła kieliszek do ust.
Spojrzała w głąb sali. Nikt jakoś nie ścigał Marka. Musiał się stamtąd
wymknąć w wyjątkowo sprytny sposób.
Chyba bardzo się ciebie wstydzą, skoro cię tu ukryli zauważył Mark.
Osiem lat wcześniej Honor kopnęłaby go za tę uwagę w kostkę. Ale teraz
tylko uśmiechnęła się cynicznie.
Nikt mnie nie schował. Po prostu powierzono mi bardzo
odpowiedzialną funkcję. Wiesz, co by się działo, gdybym nie pilnowała tych
futer? Te wszystkie babska padałyby z gorąca jak muchy! Kto będący przy
zdrowych zmysłach nosi futro przy takiej pogodzie!
Mark pochylił się w jej stronę i pocałował ją prosto w usta. Honor
odskoczyła od niego jak oparzona.
Hej, co robisz? To przecież miejsce publiczne! Mark machnął ręką.
Tak, tak. Wiem.
Znowu pochylił się nad kontuarem, ale tym razem Honor zdążyła się
cofnąć i wypić kolejny łyk musującego napoju.
Dzięki za szampana powiedziała.
Szkoda, że przyjęłaś tę propozycję stwierdził Mark, wskazując na
szatnię. Czuję się tu trochę jak gangster ze starego kryminału.
Oboje wybuchnęli śmiechem. I właśnie w tym momencie z sali wyłoniła
siÄ™ Mary Lou.
O, tutaj jesteś, Mark. Mary Lou spojrzała niechętnie na szatniarkę.
Jak to miło, że przyszedłeś pogadać z Honor. Ale teraz powinieneś zająć się
panią Whitson. Zabytki Natchez to jej największa pasja.
Być może dlatego, że sama jest jednym z nich, pomyślała złośliwie
Honor.
Mark przez chwilę się jeszcze ociągał, ale w końcu zrozumiał, że nie ma
wyjścia, i posłusznie ruszył za Mary Lou. Honor została sama. Jednak nie na
długo, ponieważ po chwili z zaaferowaną miną podeszła do niej inna
wolontariuszka, Patsy.
Honor?
Tak? Potrzebujecie pomocy w kuchni? Patsy potrząsnęła głową.
Nie, nie. Dzwoniła Vergie poinformowała ją zdenerwowana
dziewczyna. Zdaje się, że twoja ciotka zachorowała i musisz zająć się Lockey.
Honor na chwilę zamarła, a następnie wzięła z wieszaka swój płaszcz i
bez słowa wyszła zza kontuaru. Patsy zajęła jej miejsce.
Sama nie wiedziała, jak dotarła do pensjonatu. Vergie przywitała ją przy
wejściu.
Wszystko w porządku zapewniła szybko. Tylko się nie denerwuj.
Nanna jest w szpitalu, ale wygląda na to, że chodzi o zwykłą niestrawność.
Zrobili jej EKG i wszystko jest w normie.
Honor skinęła głową, a następnie ruszyła na górę. Niczym robot
wykonywała jedynie najniezbędniejsze ruchy. Wyjęła torbę podróżną, do której
włożyła parę rzeczy potrzebnych jej na noc. Dołożyła jeszcze trochę ubrań na
wypadek, gdyby musiała zostać dłużej przy chorej.
Lockey została sama? spytała. Vergie pokręciła głową.
Nie, jest u sąsiadów. To podobno bardzo mili ludzie.
Będę spokojniejsza, mając ją przy sobie powiedziała Honor. Nie
będziesz się bała zostać sama?
Sama?! Vergie omal nie parsknęła śmiechem. Mam tutaj aż siedmiu
ochroniarzy! Nigdy w życiu nie byłam tak dobrze strzeżona. Ten najwyższy, z
takim wielkim pistoletem, nawet mi siÄ™ podoba.
Honor zaśmiała się cicho.
Tym bardziej nie wiem, czy sobie poradzisz.
Znalazłoby się coś i dla ciebie ciągnęła Vergie. Ten zielonooki
przystojniak pytał o ciebie. Wiesz, ten, który wnosił sprzęt.
Honor prawie go nie pamiętała, ale teraz, kiedy Vergie wspomniała o nim,
przypomniała sobie, że ten mężczyzna obserwował ja uważnie przez cały dzień.
Czyżby aż tak się mu spodobała? Trudno, będzie się musiał obejść smakiem, tak
jak inni.
Honor spoważniała, a następnie poklepała Vergie po plecach.
Dobrze, uważaj na siebie powiedziała. Zostanę tam na noc i jeśli
Nannie nic nie będzie, wrócę jutro z Lockey.
Vergie pokiwała głową.
Tylko się nie spiesz. Wszystko będzie w porządku. Wzięła swoją torbę i
zeszła na dół w towarzystwie Vergie, która w drodze do samochodu wciąż
sypała dobrymi radami, co zawsze czyniła, gdy była zdenerwowana.
Uważaj podczas jazdy. Słuchałam dzisiaj prognozy pogody ciągnęła
Vergie. Zapowiadali burzÄ™.
Honor po raz kolejny skinęła głową. Otworzyła bagażnik i włożyła do
niego torbÄ™.
Zadzwoń do mnie zaraz po przyjezdzie dodała jeszcze Vergie. Będę
czekała na wiadomości o Nannie. Nie przejmuj się pózną porą.
Tak, oczywiście powiedziała Honor.
Wsiadła do samochodu i wyjechała na ulicę przez bramę, której nie
zamknęła w drodze powrotnej i której nie miała zamiaru zamykać również teraz.
ROZDZIAA SIÓDMY
Honor nie ujechała daleko. Po chwili zajechał jej drogę wielki luksusowy
samochód i musiała się zatrzymać. Jaguar! Z wozu wysiadł Mark i podszedł do
niej.
Co się stało? spytał. Czy mogę ci pomóc? Honor uśmiechnęła się do
niego. Zwykle tylko Doug spieszył jej z pomocą.
Nic takiego. Wszystko w porządku odparła. To fałszywy alarm.
To dlaczego się przebrałaś? I dokąd jedziesz? Bo przecież nie wracasz
na przyjęcie.
Honor spojrzała na swoje wytarte dżinsy i brązową bluzę. Ubierała się
odruchowo, nie myśląc o tym, co na siebie wkłada. Do bagażnika wrzuciła
jeszcze kurtkę, na wypadek gdyby miało się ochłodzić w nocy.
Jadę do Jackson wyjaśniła. Chcę odebrać Lockey, bo jej ciotka
znalazła się w szpitalu.
Mark wskazał jaguara.
Wobec tego pojedziemy moim samochodem. Droga ciÄ…gnie siÄ™ przez
las. Może być niebezpieczna.
Honor pokręciła głową.
Jezdziłam tamtędy setki razy. Nie mogę pozwolić, żebyś z mojego
powodu zrezygnował z przyjęcia na twoją cześć przekonywała.
Mark lekceważąco machnął dłonią.
Przyjęcie już się prawie skończyło.
Wahała się tylko przez chwilę. Gdzieś w oddali ujrzeli błysk pioruna, a
powietrze przeszył grom. Zbliżała się burza. Honor powoli wypuściła powietrze
z płuc i skinęła głową.
Dobrze powiedziała wreszcie.
Wzięła swoje rzeczy i wrzuciła je do przepastnego bagażnika jaguara.
Następnie sama usiadła na miękkim, wygodnym siedzeniu. Postanowiła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]