[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pobytu w mieście. Cholera, czy nie przyszło ci do głowy,
że próbuję zrobić z nim milionowy interes? Jak, u diabła,
mam zmusić go do uwagi, skoro on ciągle myśli tylko
o tobie?
Zamrugała oczami.
- Och, przestań. Grey - roześmiała się. - Czy to
prawda?
Wstał i obszedł biurko.
- Jesteś pijana - rzekł z nutą pogardy.
- Wypiłam tylko cztery - wymamrotała.
- Co cztery? Podwójne szkockie? Na tyle wyglądasz.
- Podobam ci się, Grey? - podeszła bliżej. Podniosła
ręce i wsunęła je pod jego rozpiętą koszulę, zanurzyła
w gęstych włosach porastających twarde muskuły piersi.
Uniosła się na palcach i pocałowała go, ale nie było
odzewu. Wcale.
Odsunęła się i zmarszczyła brwi. Na jego surowej
twarzy nie było śladu emocji.
Nie zamierzała się poddawać. Nie teraz. Z lekkim
uśmiechem zsunęła cienkie ramiączka halki i pozwoliła jej
opaść na podłogę. Stała tak, odziana tylko w majtki
i śledziła jego oczy, które przesuwały się po jej ciele w tę
i z powrotem, na dłuższą chwilę spoczęły na jej piersiach,
po czym zatrzymały się na jej oczach. Wyraz jego twarzy
sprawił, że miała ochotę się skulić. To nie było pożądanie.
To była pogarda, dotarło to do niej przez alkoholowe
zamroczenie. Zrobiło się jej słabo.
- Nie chcę resztek, Abby - powiedział chłodno.
Zszokowana, upokorzona nerwowym ruchem nało-
żyła halkę z powrotem, twarz miała rozpaloną i czer-
woną.
- Ja... po... po ostatniej nocy, ja myślałam... -jąkała.
- Wydawało ci się, że ja, to Dalton, czy tak, Abby?
- spytał, zapalając papierosa. Jego srebrne oczy wbijały
się w jej oczy. -To dlatego byłaś taka kochająca w moich
ramionach? A może Dalton cię prosił, żebyś mu pomaga-
ła zadowolić mnie pod każdym względem?
- Nie! - krzyknęła.
Zaśmiał się krótko i obrócił na pięcie.
- Może i nie, ale nie skłonisz mnie do tego, żebym mu
ucierał nosa. Pakuj manatki, Abby. Wyprowadzisz się
stąd rano. Możesz zamieszkać z Daltonem albo pojechać
za nim z powrotem do Charlestonu. Poza tym sądzę, że
będzie lepiej dla nas obojga, jeśli zaczniesz szukać sobie
innej pracy. Spodziewam się, że będziesz pracować jeszcze
dwa tygodnie, ale w ciągu paru dni znajdę kogoś na twoje
miejsce.
Przyglądała mu się z otwartymi ustami. Azy napłynęły
jej do oczu.
- To nieprawda! - krzyknęła. - Grey, ja nie chcę
Daltona, nie chcę!
Spojrzał na nią i osunął się na krzesło.
- Dziwne, on mówił mi coś innego.
Więc to była ta dziwna uwaga Daltona w wozie, ta,
która umknęła jej. McCallum siedział nieruchomo jak
głaz; spojrzał na nią z oskarżeniem. Był zdecydowany nic
wierzyć w ani jedno jej słowo, przekonany, że wciąż kocha
Daltona. I to był koniec - nie chciał jej.
Odwróciła się, przygarbiła i chwyciła za klamkę.
- Nie pójdę rano do pracy, jeśli nie masz nic przeciw-
ko temu - powiedziała dumnie. - Będę miała czas, żeby się
wyprowadzić i zgłosić w biurze pracy.
Zawahał się przez moment.
- Myślę, że mogłabyś zostać.
- Współlokatorka Jan szuka pracy - przypomniała
sobie. - Mógłbyś ją spytać.
- Abby...
Zagryzła wargi, żeby nie wybuchnąć płaczem. Nie
spojrzała na niego.
- Masz rację, tak będzie najlepiej. Przeklinam cię,
Greysonie McCallum, nie chcę cię widzieć nigdy więcej!
otworzyła drzwi i pobiegła do swego pokoju.
Kiedy zeszła na śniadanie, nie było go już w domu.
Odetchnęła z ulgą. Nie wiedziała, jak mogłaby stanąć
z nim twarzą w twarz po nocnym wystąpieniu. Samo
wspomnienie wywołało na jej policzkach rumieniec. Jak
mogła być tak bezwstydna i wyzywająca. Nigdy sobie
tego nie wybaczy. Wszystko byłoby dobrze, gdyby po
prostu poszła spać, zamiast zawracać mu głowę swoją
pijaną osobą. A tak, nie wiedziała, czy kiedykolwiek
będzie w stanie spojrzeć mu w oczy. Wcale nie chcę
powiedziała sobie. Przecież powiedziałam mu, że nie
chcę go więcej widzieć. Ale to było niemożliwe. Musi
pracować jeszcze te dwa tygodnie. Nie była w stanie
wyobrazić sobie gorszej tortury. Wszystko wydawało się
takie proste, kiedy McCallum zaproponował, żeby się do
niego wprowadziła. Takie nieskomplikowane. Abby ni-
gdy nie przypuszczała, że spowoduje to takie komplika-
cje.
- Wystarczy? - spytała z uśmiechem pani McDougal.
- Och, tak, dziękuję, było wspaniałe - odpowiedziała
automatycznie, ale naprawdę czuła się tak, jakby jadła
tekturę.
- Do zobaczenia wieczorem. Miłego dnia - rzekła
gospodyni uprzejmie i wróciła do kuchni.
Abby chciała płakać. Nie, pani McDougal jej nie
zobaczy wieczorem ani kiedykolwiek indziej. Ciekawe czy
Vinnie Nichols wprowadzi się teraz do McCalluma? To
wydawało się prawdopodobne. Wstała od stołu, pozos-
tawiając nietkniętą filiżankę kawy.
" " "
Jej mieszkanie robiło wrażenie obcego. Brakowało jej
dużego, wygodnego fotela, w którym siadywała skulona
u McCalluma. Brakowało jego głosu, jego kroków
Brakowało jej nawet jego złości. %7łycie było teraz takie
samotne.
Zajęła się wypakowywaniem rzeczy, ale przez cały
czas myślała, co ma teraz robić. Mogła, oczywiście,
wrócić do dziennikarstwa. Miała też dość doświadczenia
i kwalifikacji, żeby zająć się edytorstwem. Mogła znalezć
jakąś inną kancelarię prawniczą. Wciąż wiązała nadzieję
z powieścią, nad którą pracowała, ale musiała przyznać,
że pisanie zajmuje jej mnóstwo czasu. A poza tym z czegos
przecież trzeba żyć. Nie oczekiwała, że wyśle powieść
pocztą i za dwa tygodnie dostanie czek. Bardziej praw-
dopodobne, że dzieło nie znanej nikomu autorki zostanie
odrzucone. Takie powieści ciężko się sprzedają, a wie-
działa przecież, że nie jest fenomenalnym talentem.
Konkurencja jest ostra, a Abby dopiero startuje. Pew-
nego dnia, jak mniemała, uda się jej wejść na rynek
czytelniczy, ale zdawała sobie sprawę, że wymaga to wiele
wysiłku i mnóstwo czasu.
Musiała natychmiast zacząć sobie szukać pracy. Wy-
szła z mieszkania i poszła do biura. Panowało bezrobocie
i musiała długo czekać, zanim stanęła przed urzędniczką.
Wypełniła formularz i odpowiedziała na kilka pytań.
- Ma pani szczęście - powiedziała z uśmiechem
młoda kobieta zza biurka. Mamy właśnie prawnika,
który szuka sekretarki. Jest tuż po egzaminach i otwiera
niewielką kancelarię. Chce pani spróbować?
- Och, tak - rzekła Abby z wdzięcznością.
Dostała nazwisko i adres. Kroki skierowała do nieda-
lekiego biurowca, w którym Elton Pettigrew, świeżo
upieczony magister prawa, zaczynał swą praktykę zawo-
dową.
Był przystojnym, młodym człowiekiem o blond wło-
sach i zielonych oczach. Biegłość w sekretarzowaniu
zrobiła na nim olbrzymie wrażenie.
- Jest tylko jedna sprawa - powiedziała nerwowo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl