[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Gdzie to jest? - zapytała młodą kobietę za kontuarem.
Okazało się, że był to szczyt Prekestolen, czyli Ambona.
%7łeby się tam dostać, należało przeprawić się promem przez
fiord, podjechać samochodem i odbyć dwugodzinną pieszą
wędrówkę. Najbliższy prom odpływał następnego ranka.
Musiała gdzieś przenocować.
Opuściła biuro zaopatrzona w listę tanich hoteli i
kempingów. Pomyślała, że Lars mógłby jej szukać w
obozowiskach, więc postanowiła iść do najtańszego hotelu.
Wybrała piąty do którego się dodzwoniła.
Hotel mieścił się w starym budynku, wciśniętym między
dwa inne, i potwierdzał powiedzenie, że dostaniesz dokładnie
to, za co zapłacisz. Weszła do środka i obejrzała pokój, nie
większy od przedziału kolejowego, wyposażony tylko w stare
łóżko i szafkę. Zapłaciła. Właścicielka miała rzadkie, siwe
włosy, przygaszony głos i denerwujący zwyczaj ciągłego
oglądania się przez ramię, jakby zaczajony w kącie złoczyńca
miał rzucić się na nią w każdej chwili. Kristine, która również
miała powody, by przez cały dzień zerkać do tyłu, szybko
wniosła bagaż, aby nie patrzeć na nią.
Popołudnie spędziła nad wodą, karmiąc mewy i
obserwując turystów. W końcu przekąsiwszy coś w
niewielkiej kawiarence, z niechęcią zawróciła w stronę
hoteliku.
Po zmroku małe, ciemne okna i kamienna klatka
schodowa wyglądały przygnębiająco. Kristine dotarta do
swego pokoju i zamknęła się od środka. Cisza aż dzwoniła w
uszach, jakby nikt prócz niej tu nic mieszkał. Dreszcz
przebiegł jej po plecach i przez, moment miała wrażenie, że
coś wisi w powietrzu. Odnalazła przybory toaletowe. Czuła,
że musi wreszcie zmyć z siebie morską sól, która boleśnie
przypominała jej o zabawie wśród fal i pocałunkach na piasku.
Zdała sobie sprawę, że znów myśli o Larsie. Skrzywiła się
pośpieszyła do ciasnej łazienki. Po letnim, niezbyt miłym
prysznicu znalazła się wreszcie w łóżku.
Nie spała. Myślała ze smutkiem o tym, jak podle i z
premedytacją okłamała Larsa. Ojciec uderzył ją tylko raz w
życiu. - kiedy miała pięć lat i usiłowała oszukać go, patrząc
mu w oczy. Pózniej strach zawsze powstrzymywał ją przed
kłamstwem. Lars z pewnością zasługiwał na lepsze
traktowanie. Czemu nie powiedziała mu po prostu, że nie chce
go już widzieć? Mówiła to już w Oslo. I nie podziałało.
Może chodziło o inny, głębszy strach - strach przed
bliskością i oddaniem? Jej matka i ojciec, rodzice pięciorga
dzieci nie odnosili się do siebie z miłością. Może nawet się
nienawidzili.
Aóżko było krzywe, a poduszka twarda jak skała. Kristine
zamknęła powieki. Liczyła owce, a potem mewy i pingwiny.
Poszła do łazienki, gdzie rury bulgotały niczym starzec
płukający gardło. Wczołgała się ponownie pod kołdrę i
rozważała sprzedaż samochodu, przeprawę promem do
Bergen i odlot do domu. Byle dalej od Larsa. Gdzieś w
pobliżu co piętnaście minut rozlegało się piknięcie budzika. O
drugiej czterdzieści pięć Kristine znienawidziła koszmarne
urządzenie. Kolejny raz usłyszała go dopiero, kiedy
wydzwaniał ósmą rano.
Postanowiła, że jutro pojedzie do Bergen i zdecyduje, czy
odwiedzić dziadka, a dzisiaj zobaczy Prekestolen. I będzie się
zachowywać tak, jakby Lars nigdy nie istniał.
Opuściła hotel z przekonaniem, ze następną noc w
Stavanger spędzi na kempingu. Na bazarze kupiła owoce i
naleśniki na śniadanie. Zjadła je na kamiennych schodkach,
rozmawiając z przygodnie poznanymi turystami ze Szwecji.
Potem zeszła do doków i kupiła bilet na prom do Tau. W
tłumie kręcącym się wokół straganów z rybami zobaczyła
nagle wysokiego, jasnowłosego człowieka. Stał tyłem do niej.
Serce podskoczyło jej do gardła i przez chwilę nie mogła
złapać tchu.
Mężczyzna zniknął w jednej z pobliskich kafejek. Czy to
był Lars? Choć widziała jedynie tył jego głowy, coś w samym
jej kształcie, w układzie włosów, niepokojąco przypominało
tego, przed którym uciekała.
To mógł być Lars! Puls wybijał wściekły rytm w żyłach
Kristine, gdy pędziła po kamiennych schodach w górę, do
ogromnej dwunastowiecznej katedry. Masywny westybul
nawa o wysokich gotyckich łukach i prezbiterium zwieńczone
świetlistymi witrażami przemknęły jej przed oczami, nie
zapadając w pamięć. yle się dzieje, zaczynasz mieć zwidy -
ofuknęła się w myśli.
Ktoś potrącił ją. Odskoczyła i zobaczyła przed sobą
młodego mężczyznę, który w niczym nie przypominał Larsa.
Z trudem znajdując słowa przeprosin, wyjąkała: Unnskyld
meg.
- Spoko, dziecinko! - odkrzyknął w radosnym
amerykańskim slangu i odwrócił się do swego towarzysza.
Kristine bezsilnie opadła na najbliższą ławkę. To było
szaleństwo! Nie może wypatrywać Larsa na każdym kroku, bo
zwariuje. Wzięła kilka głębokich oddechów, pozwalając, aby
stopniowo przeniknął ją odwieczny spokój świątyni. W końcu
doszła do wniosku, że człowiek na targu rybnym był po prostu
wysokim Norwegiem o jasnych włosach, mężczyzną, jakich
były w tym kraju tysiące. Zarzuciła swój mały plecak na ramię
i ruszyła do samochodu.
Miała szczęście, znalazła miejsce do parkowania tuż przy
biurze turystycznym. Właśnie otwierała drzwi, kiedy ktoś bez
ostrzeżenia wyjął jej kluczyki z dłoni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl