[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niezapowiedziane wybuchy płaczu stały się moim nowym hobby, i to było tak nie w moim stylu, że
wspomniałam o tym nawet doktorowi Shackletonowi, kiedy wpadłam do jego przychodni, by oddać
mu niepotrzebny mi już zestaw do zastrzyku z hydrokortyzonem. Jego odpowiedz była jasna. A
czego się spodziewałam? Przypomniał mi, jak to jest, kiedy człowiekowi urodzi się dziecko:
emocjonalna zawierucha, niewyspanie, niepokój o przyszłość... Musiałabym nie mieć serca,
powiedział mi, żeby nie płakać po tym, co przeszłam.
Spojrzałam na dwa płótna, które Mike unosił w rękach, by mi pokazać  dwa z obrazów
od Jean, które Sophia wybrała do powieszenia na ścianach swojego pokoju. Jean przysłała nawet
kartkę, która, wiedziałam, bardzo ucieszy Sophię.
 Ten niebieski  zdecydowałam.  Drugi schowaj do pudła.
Byliśmy zaangażowani w cały proces, a że niemal cały ziemski majątek Sophii był w
naszym domu, musieliśmy zdecydować za nią  na co zgodziła się z radością  które z jej rzeczy
pojadą na oddział, a które trafią na przechowanie na nasz strych.
 Zabawne  powiedział Mike.  Ja bym wybrał wręcz odwrotnie. Ale przecież to w
tobie najbardziej kocham, słońce. Zawsze jesteś przekorna...
 Chcesz powiedzieć, tajemnicza i nieprzewidywalna, prawda?
 Nie  odparł z szerokim uśmiechem.  Po prostu przekorna.
Cała rodzina zjawiła się w dniu przeprowadzki Sophii i byłam im za to wdzięczna. Nie
tylko dlatego, że przypomniało mi to, jak drodzy są dla mnie moi bliscy, ale i dlatego, że Sophia
dostała jasny komunikat, że choć jest praktycznie sama na świecie (gdyby chcieć patrzeć na jej
biologiczną rodzinę), to zawsze może liczyć na klan Watsonów.
Lauren zrobiła dla niej obrazek  kolaż zdjęć z przyjęcia urodzinowego  a Riley dała jej
śliczną, ręcznie malowaną kartkę od siebie i Davida, w której były też wykonane plakatówką
odciski dłoni i stópek Leviego. A zainspirowany tym Kieron  któremu chyba najbardziej ulżyło,
że Sophia już z nami nie mieszka  zrobił coś podobnego z łapami Boba. A fakt, że niebieskie
odciski łap na całej podłodze w kuchni nawet mnie nie zirytowały, niech mówi sam za siebie. Tylko
uśmiechnęłam się na ich widok.
Sam szpital, kiedy go obejrzeliśmy, przepełnił mnie nadzieją i radością. Był mały, położony
w uroczym ogrodzie i panowała w nim atmosfera optymizmu. Zupełnie nie przypominał moich
wyobrażeń na temat takich przybytków: pozamykane kraty i niewyrazne postacie, zagubione i
żałosne.
Nie, myślałam, kiedy wyładowywaliśmy z samochodu przywiezione rzeczy; przynajmniej
to nie musiało mi spędzać snu z powiek.
Sophii powiedziano już o matce. Trochę bałam się spotkania z nią, kiedy już się
dowiedziała, ale niepotrzebnie się martwiłam. Była tak zamknięta we własnych problemach, że
chyba ledwie to zarejestrowała. Z tego, co mówił John, wiadomość przekazał jej wujek, który
odwiedził ją w szpitalu, i oprócz jednego komentarza pod adresem siostry oddziałowej, który
brzmiał:  Mamusia wreszcie śpi , nie okazała żadnych emocji. To jeszcze do niej nie dotarło,
pomyślałam. Ale jak mogło, skoro była pod wpływem środków uspokajających i tak bardzo chora?
O ironio, kiedy wyjeżdżaliśmy z domu, zauważyłam w naszym kalendarzu zaznaczoną datę
kolejnej wizyty u Grace. Ile wody upłynęło pod naszym mostem od dnia, kiedy to zapisałam?
Mnóstwo, i to burzliwej. Ale teraz wszędzie panował spokój  nawet jeśli wywołany chemicznie,
jak w przypadku Sophii  i kiedy we dwójkę z Mikiem pomagaliśmy jej układać rzeczy w pokoju,
miałam wrażenie, że to nic niezwykłego; ot, pierwszy dzień w internacie nowej szkoły. Tyle że z
lepszym pokojem. Był na pierwszym piętrze i miał widok na otaczający zielony krajobraz. Ten
szpital spokojnie mógłby udawać wiejski pensjonat.
 To trochę przerażające  przyznała mi się, znów wystraszona i niepewna jak
dziewczynka w jej wieku.  Ci wszyscy obcy ludzie, te wszystkie pytania.
 Szybko się przyzwyczaisz  odparłam.  A Mike i ja odwiedzimy cię w przyszły
weekend. I założę się, że do tej pory będziesz już miała nowych przyjaciół.
Zciszyła głos.
 Tylko że tu są sami wariaci  stwierdziła. Po czym kompletnie mnie zaskoczyła, dając
mi sójkę w bok i wybuchając głośnym, radosnym śmiechem.
 I co myślisz o jej samopoczuciu?  spytałam Mike a, kiedy wyszliśmy pół godziny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl