[ Pobierz całość w formacie PDF ]
I chyba nie chodziło o wypadek drogowy, do którego właśnie jechali
na sygnale. Adam przebywał myślami gdzieś bardzo daleko od samego rana
i właściwie nie było z nim kontaktu.
Sznur pojazdów na jednokierunkowej jezdni przypominał ogromną
dżdżownicę pożerającą drogę. Adam zatrąbił na opieszałego kierowcę
furgonetki, nie kwapiącego się zjechać na bok. Kierowca posłał im wściekłe
spojrzenie, ale Adam tego nie zauważył.
- Mam zajrzeć do mapy? - zapytała Hannah podniesionym głosem,
starając się przekrzyczeć wycie syreny.
Adam pokręcił głową.
- Jedziemy na Ngauranga Gorge, skręcamy zaraz po zjezdzie na
północ. Aatwo trafimy.
W ogólnym hałasie ledwo słyszało się radio. Hannah zrozumiała tylko,
że ich wywołują i ujęła mikrofon. Nacisnęła guzik.
- Załoga karetki 241 do bazy. Odbiór. Dotarła do niej dopiero druga
część informacji.
- Ciężarówka z przyczepą zsunęła się ze wzgórza. Zmiotła trzy
samochody osobowe jadące za nią.
Adam ściszył syrenę alarmową.
- Czy są ofiary? - zapytał. Hannah znowu nacisnęła guzik.
- Czy wiadomo coś o ofiarach?
- Chyba cztery. Według świadków, dwie w stanie krytycznym. Dwie
inne uwięzione w pojazdach. Straż pożarna w drodze.
83
RS
Hannah spojrzała na Adama. Ludzie są w stanie krytycznym; pewnie
są nieprzytomni, może ktoś ma krwotok. Wypadek musiał być bardzo
poważny. Dobrze, że straż pożarna już jedzie. Pewnie trzeba będzie ciąć
blachę, żeby uwolnić ludzi uwięzionych w samochodach.
- Zapytaj, kto jeszcze jedzie - polecił jej Adam. Zrobiła, co kazał.
- Za wami jedzie załoga 225 - usłyszeli - i szef pogotowia. Karetka,
wyjąc i błyskając światłami, pędziła przed siebie środkiem jezdni. Inne
samochody zjeżdżały jej z drogi.
- Numer 241. Wszystko w porządku? - Znowu popłynął głos z
odbiornika.
Hannah w bocznym lusterku spostrzegła w oddali światła dużego
ambulansu. Poznała ten pojazd; jezdził nim do wyjątkowo groznych
wypadków lekarz pełniący równocześnie funkcję szefa pogotowia. Zerknęła
na szybkościomierz; nigdy w życiu nie przemieszczała się z taką prędkością.
Nigdy też nie widziała poważnego wypadku. Ludzie myślą, że dla
pracowników pogotowia masakra to widok codzienny. Wcale tak nie jest;
większość wezwań to przecież zwykłe transporty.
Perspektywa stanięcia twarzą w twarz z ciężko rannymi przeraziła ją.
Zaczęła sobie na gwałt przypominać to, czego dowiedziała się na kursie o
ratownictwie tego typu.
Teoria jednak to tylko jedna strona medalu. Tę drugą, znacznie
poważniejszą stronę, za chwilę miała ujrzeć po raz pierwszy. Co ta
ciężarówka mogła przewozić? Może jakieś trujące substancje? Czy istnieje
grozba wybuchu? Adam co prawda na wszystkim się zna, ale przecież ofiar
jest dużo i pewnie będzie się musiała zająć którąś z nich samodzielnie.
Nerwowo zacisnęła dłonie. Natychmiast to zauważył.
- yle się czujesz? - zapytał.
84
RS
- Nie, nie - odparła zmienionym głosem. Zerknął na nią znad
kierownicy.
- Jesteś bardzo blada. - Sprawnie wyprzedził autobus. - Chyba nie
powinnaś jeszcze dzisiaj przychodzić do pracy.
- Jestem w dobrej formie - zapewniła go. - Całą niedzielę i
poniedziałek spędziłam w łóżku, zupełnie już wyzdrowiałam.
- Bardzo zbladłaś - nie ustępował. Dlaczego nie powiedzieć mu
prawdy?
- Nigdy nie widziałam wypadku - wyznała. - Czuję się trochę
niepewnie.
- Zupełnie niepotrzebnie. Przypomnij sobie kilka podstawowych
rzeczy.
Wyjechali na autostradę i Adam jeszcze przyśpieszył. Rzucił jej
krzepiący uśmiech i poczuła wdzięczność za to, że nawet w takich
okolicznościach interesuje się jej samopoczuciem.
Z tyłu doszło ich szybko narastające wycie wozu policyjnego, który
wyprzedził ich, śmigając jak błyskawica. Hannah wyjęła z pudła gumowe
rękawiczki i żółte kamizelki, jakie pracownicy pogotowia nosili podczas
wypadków drogowych.
Szybko powtórzyła sobie w myślach, gdzie znajdują się
najpotrzebniejsze rzeczy. Tlen, kołnierze usztywniające, szyny, łubki i
defibrylator znajdowały się pod ręką.
Dziwnym trafem, kiedy dojechali na miejsce, natychmiast się
uspokoiła. Panika zniknęła, zastąpił ją chłodny spokój i opanowanie. Adam
będzie wiedział, jak postąpić; są partnerami i razem dadzą sobie radę.
Na miejscu wypadku panowało mniejsze zamieszanie, niż sobie
wyobrażała. Policja wstrzymała ruch i pojazdy stały w długim korku.
85
RS
Przewrócona ciężarówka i przyczepa tarasowały większą część autostrady.
Jeden z samochodów, po dachowaniu, tkwił w rowie, drugi wbity był maską
w przyczepę wielkiej ciężarówki; trzeci, odrzucony na drugą stronę jezdni,
zatrzymał się na słupie trakcji elektrycznej. Przy samochodach stali ludzie.
Jakaś kobieta siedziała skulona na poboczu z twarzą ukrytą w dłoniach.
Adam zahamował i ogarnął wzrokiem scenę. Niemal w tej samej
chwili nadjechał Ivan Moresby, dyrektor pogotowia, i jeszcze jeden wóz
policyjny. Ivan szybkim krokiem podszedł do świadków wypadku zasięgnąć
informacji. Skinął na Adama.
- Strażaków jeszcze nie widać, ale powinni być niedaleko. Ty i Hannah
zajmijcie się tym samochodem w rowie. Kierowca jest przytomny. Mamy
chyba dwie ofiary śmiertelne w tym wozie, co się wbił w przyczepę. Zaraz
to sprawdzę.
Najpierw skierowali się ku kobiecie siedzącej na poboczu; krótkie
oględziny wykazały, że nie ma niewydolności oddechowej ani krwotoku.
Adam sprawnie założył jej kołnierz i pozostawił pod opieką policjantki,
która miała się nią zająć do czasu przyjazdu drugiej karetki.
Potem ruszyli w stronę rowu. Na spotkanie wyszedł im jeden ze
świadków wypadku. Na jego twarzy malowało się przerażenie. Z
samochodu dochodziło rozpaczliwe wołanie o pomoc.
- Drzwi się zablokowały - powiedział mężczyzna do Adama. - Nie
można jej wyciągnąć.
Do krzyku kobiety dołączył płacz małego dziecka. Hannah kucnęła i
przez tylną szybę zobaczyła fotelik, z którego zwisały dwie małe nóżki.
Szarpnęła klamką, ale bezskutecznie.
Adam obszedł pojazd i stanął przy drzwiach od strony kierowcy.
Kobieta załkała histerycznie.
86
RS
- Błagam, zostańcie! Wyciągnijcie nas stąd! Hannah zbliżyła twarz do
szyby.
- Zaraz wam pomożemy - zawołała. - Tylko się nie ruszaj!
- Moje dziecko! - krzyknęła uwięziona. - Tam jest moje dziecko!
Ratujcie je!
Adam spojrzał na Hannah.
- Spróbuję wyważyć tylną szybę. Strażacy powinni już tu być - dodał z
niepokojem w głosie.
Kobieta uwięziona w stojącym na dachu pojezdzie wisiała na pasach
głową w dół, jej długie włosy były splątane i pokrwawione. Hannah
spróbowała Ocenić jej stan. Ranna cały czas krzyczy, więc chyba nie ma
kłopotów z oddychaniem. Nie ma urazu dłoni ani ramion, bo nimi
wymachuje; może mieć natomiast zmiażdżone nogi. Spojrzała w przerażone
oczy kobiety.
- Jak ci na imię? - spytała.
- Trudy.
- A ja jestem Hannah. Boli cię przy oddychaniu?
- Nie, ale chcę się stąd wydostać - rozpłakała się Trudy.
- Wyciągnij mnie stąd!
Hannah przybliżyła twarz do szyby.
- Wyciągniemy cię, kochanie. Zaraz przyjadą strażacy i rozetną drzwi.
Czy boli cię kark?
- Nie wiem - załkała Trudy. - Boli mnie wszystko, tylko nogi nie.
- Masz czucie w nogach?
- Nie, nic nie czuję.
Trudy zaczęła się szamotać, jakby chciała wydostać się z krępującej ją
uprzęży. Potem bezsilnie opadła.
87
RS
- Nie mogę poruszyć nogami - jęknęła. - Są sztywne.
Hannah rozpaczliwie szukała słów, które mogłaby jej powiedzieć. Na
szczęście w pobliżu rozległo się wycie wozu strażackiego.
- Słyszysz? Już jadą, zaraz cię stąd wyciągną. Trudy wbiła w nią
błagalne spojrzenie.
- Dziecko, moje dziecko, ratuj je...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]