[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tweedowych garniturach, którzy, pomimo że wagonem trzęsło niemiłosiernie, z uporem godnym lepszej sprawy
próbowali jeść zupę. Dopiero przy czwartej szklaneczce ginu z tonikiem uświadomiła sobie, że nic nie jadła od
wczorajszej kolacji. Ale na tym etapie, osądziła, nie ma sensu zawracać sobie tym głowy. Zamówiła następnego drinka.
Wydawało jej się zabawne, że na pierwszych stronach wszystkich gazet znajdowały się jej zdjęcia. Miała na nich
krótkie, poszarpane włosy i wystraszony wzrok.
Dziesięć dni koszmaru - głosił jeden z tytułów. - Bella załamuje się podczas konferencji prasowej i zaprzecza
pogłoskom o swoim romansie - krzyczał inny nagłówek.
Poprawiła na nosie ciemne okulary, pociągnęła solidny łyk ginu i znów zatopiła się w marzeniach o Lazlu. Jego
zachowanie wobec niej nigdy nie sugerowało, jakoby mógł się w niej kochać. Wprost przeciwnie, prawie zawsze był dla
niej uszczypliwy i nieznośny, a jednak... jednak wtedy, gdy podawał się za Steve’a i całował ją i przecież prawie
zgwałcił... To niemożliwe, żeby nie żywił do niej żadnego uczucia. Nie całowałby jej tak namiętnie. I podobno załamał
się, kiedy dostał od porywaczy przesyłkę z jej włosami...
Nagłe wszystko wydało się jej niezwykle proste. Odszuka Lazla zaraz po powrocie do Londynu i rozmówi się z nim
ostatecznie.
Kiedy wysiadała z pociągu, była już porządnie wstawiona. Szła po peronie, zataczając się, i musiała dołożyć wielu
starań, by nie wpaść na któregoś z bagażowych. Odnalezienie budki telefonicznej okazało się także nie lada wyczynem.
Ktoś podniósł słuchawkę w mieszkaniu na Maida Yale, ale to nie był Lazlo. Belli wydawało się, że to policjant.
- Powinien być teraz w swoim biurze - powiedział głos w słuchawce. - A kto mówi? - Bella nie odpowiedziała.
- Kto mówi? - powtórzył ktoś z nutą zniecierpliwienia w głosie.
Bella odłożyła słuchawkę i zadzwoniła do biura, gdzie powiedziano jej, że Lazlo ma w tej chwili ważne spotkanie.
Tutaj również koniecznie chciano się dowiedzieć, kto dzwoni. Bella znów odłożyła słuchawkę.
Nagle myśl, że Lazlo jest w Londynie, a ona nie może się z nim zobaczyć, stała się dla niej nie do zniesienia.
Wykurzę go stamtąd, pomyślała.
W taksówce próbowała doprowadzić się do porządku. Jej suknia była wciąż mokra od deszczu, jej policzki
zaróżowione, a jej oczy błyszczące od wypitego alkoholu. Zdołała umalować jedno oko, po czym znudziło to ją i
zrezygnowała z dalszego makijażu. Zamiast tego wylała na siebie resztę perfum z flakonika, który miała w torebce.
Powtarzała w duchu to, co zamierzała powiedzieć Lazlowi.
Taksówka zgubiła się trzykrotnie w zaułkach City, ale w końcu podjechała pod wysoki szary budynek. Ponad
głowami przechodniów w czarnych melonikach Bella zdołała odczytać napis na mosiężnej tablicy: „Henriques Bros”.
- Eureka! - krzyknęła do kierowcy i wytoczyła się na chodnik, by po chwili wejść do budynku.
Piękna rudowłosa sekretarka popatrzyła na nią wzrokiem pełnym przerażonej fascynacji.
Bella / Jilly Cooper / 78
- Czy ma pani coś od nas odebrać? - spytała z wolna.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]