[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ojciec także zawsze chwalił setnika Belszimaniego -
wtrącił Zukatan.
Co innego być setnikiem - powątpiewał Pulu - a co
innego prowadzić działania wojenne przeciwko całej potędze
wielkiego króla... Ale widzę, że moi goście są znużeni długą
podróżą. Należy się wam wypoczynek. Chodzcie, wskażę wam
przygotowaną komnatkę. Mam nadzieję, że będzie wam
wygodnie...
Na pewno lepiej - roześmiał się Ubartu - niż na
pustyni.
Odpoczywajcie więc w pokoju - gospodarz skłonił
się na pożegnanie - i niech Nabu, bóg mądrości, natchnie was
dobrą radą.
Nazajutrz, doskonale wypoczęci i nakarmieni przez
gościnnego kupca, Ubartu i Zukatan wybrali się na przechadzkę
po mieście. W Borsippie panował spokój. Wyczuwało się, co
prawda, pewne podniecenie, ale bramy były szeroko otwarte i
każdy mógł swobodnie wchodzić i wychodzić z miasta. Tyle
tylko, że patrole wojskowe stale krążyły po ulicach, a do
zikkuratu można się było zbliżyć jedynie na odległość
dziesięciu gar. Wojsko obsadziło świętą wieżę i nie wpuszczano
tam nawet kapłanów Nabu.
Natomiast stara świątynia Ezida stała otworem. Obaj
przybysze podziwiali w niej srebrny posąg Nabu. W dalszych
pomieszczeniach świątyni widać było młodych szangu
pracowicie ryjących kliny na glinianych tabliczkach. Przy
świątyni Nabu, który był bogiem mądrości i opiekunem pisarzy,
znajdowała się największa w Babilonii szkoła. Zukatan posiadł
dość dobrze trudną sztukę pisania i czytania i teraz z uśmiechem
obserwował, jak stary kapłan, spacerując pomiędzy uczniami,
kontroluje ich prace, udziela wskazówek, a nieraz kijem karci
zbyt leniwego ucznia. Młodemu człowiekowi przypomniały się
szczęśliwe chwile, kiedy w Pałacu Głównym na rozkaz księcia
Azardada podobny kapłan uczył synów wielmożów perskich i
babilońskich, a wśród nich i jego. Tam także kij był często w
robocie.
W mieście roiło się od uciekinierów z Babilonu. Byli to
przede wszystkim cudzoziemcy, choć nie brakło i rodowitych
Babilończyków. Zwłaszcza bogatszych kupców i właścicieli
ziemskich. W Borsippie zatrzymywali się na krótko, w drodze
do Nippur i Uruk, gdzie chcieli przeczekać rozwój wydarzeń w
przekonaniu, że tam będzie bezpieczniej. Najwidoczniej nie
wszyscy Babilończycy podzielali optymizm arcykapłana
Szamaszeriba i nie wszyscy wierzyli w zwycięstwo.
Walka o władzę
Tymczasem w - Babilonie sprawy nie układały się
najlepiej. Stosunkowo łatwo pozbyto się z miasta Persów, dużo
jednak trudniej było odpowiedzieć na pytanie: co dalej? Wielkie
manifestacje, jakimi były uroczystości pogrzebowe po śmierci
tarta-nu Sillai, nie mogły przesłonić rzeczywistości. Ta zaś nie
rysowała się zbyt różowo. W mieście powstały aż trzy władze i
żadna nie chciała się podporządkować pozostałym. Rada
Starszych uważała, że rządy należą do niej. Przecież zarówno za
starych królów babilońskich, jak i za panowania perskiego Rada
Starszych zawsze miała ważki głos w sprawach
administrowania wielkim miastem. Teraz, kiedy zrzucono
jarzmo perskie, notable z Rady twierdzili, że im właśnie należy
się pełnia władzy.
Zupełnie inne stanowisko zajmował arcykapłan
Szamaszerib. Głosił on, że wygnanie Persów z Babilonu stało
się za sprawą boga Marduka. Sam więc Marduk będzie ze
swojej świątyni Esagila rządził podległym mu ludem i wydawał
rozkazy ustami swoich kapłanów.
Dowódca Straży Miejskiej, Belszimani, dowodził, że
wyzwolenie Babilonu od Persów jest wyłącznie dziełem jego i
jego żołnierzy. Oni to zdobyli swym atakiem zarówno cytadelę,
jak i sąsiadujący z nią Pałac Główny. Oni przecież, po
zwycięstwie, zaprowadzili porządek w mieście i ukrócili bandy
rabusiów. Tylko dzięki patrolom Straży, dzień i noc
przebiegających ulice Starego i Nowego Miasta, spokój
ponownie zapanował w Babilonie. Komu zatem należy się
władza, jeśli nie jemu?
Tartanu Belszimani, nie czekając na innych
sprzysiężonych w spisku, już drugiego dnia wolności wydał
rozkaz, aby wszyscy młodzi ludzie w wieku od dziewiętnastu
do dwudziestu czterech lat stawili się w cytadeli, gdzie zostaną
wcieleni do nowo tworzącej się armii. Ten apel odniósł skutek
głównie wśród najbiedniejszych warstw Babilonu.
%7łycie biedaków bowiem pogarszało się z każdym
dniem. Jak to zwykle bywa w takiej sytuacji, ceny, a zwłaszcza
ceny żywności, gwałtownie podskoczyły. Wielu kupców
mających pełne magazyny jęczmienia, pszenicy i oliwy
sezamowej po prostu przestało sprzedawać te towary,
spekulując na dalszą zwyżkę. Ludzie bogaci, których stać było
na wykupienie żywności, gromadzili zapasy na czarną godzinę,
nie oglądając się na to, ile muszą płacić. To jeszcze bardziej
pogarszało sytuację biedoty miejskiej, bo nie tylko ceny rosły,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]