[ Pobierz całość w formacie PDF ]
europejskim; na morzu znajdują się Duńczycy, Szwedzi i Norwegowie, Rosjanie i Prusacy
neutralni w tej wojnie albo sprzymierzeni z Anglią. Ale Francuz albo Holender, nieprzyjaciele
Anglii, też napisaliby 7 w taki sposób.
I był przecież ten odgłos, który brzmiał jak wystrzał. Wiosło na wodzie i strzał z muszkietu
tworzyły kombinację trudną do wyjaśnienia. Ale gdyby istniał między nimi związek przyczynowy!&
Hornblower wciąż jeszcze trzymał w ręku zegarek. Tamten strzał jeśli to był strzał dobiegł do
jego uszu tuż przed wydaniem rozkazu spocznij , siedem, może osiem minut temu. Prąd pływu ma
prędkość dobrych dwóch węzłów. Jeśli to wystrzał spowodował upadek wiosła do wody, musiał być
oddany z odległości około jednej czwartej mili może dwóch kabli w górę rzeki. Sternik,
ciągle z wiosłem w ręku, patrzył na niego zaciekawiony, a Jones, z załogą ustawioną do akcji,
czekał na dalsze rozkazy. Hornblower poczuł pokusę, żeby dać sobie spokój z tym incydentem.
Jest jednak oficerem w służbie króla i do jego obowiązków należy sprawdzanie niejasnych
rzeczy dziejących się na morzu. Wahał się, wiodąc w myśli spór z sobą samym; mgła jest strasznie
gęsta. Jeśli wyśle łódz na zwiad, może ona zabłądzić; ma spore doświadczenie w poruszaniu się
łodzią we mgle po kotwicowisku, powinien więc sam popłynąć. Poczuł obawę przed błądzeniem i
szukaniem drogi we mgle mógł łatwo wyjść na durnia w oczach swojej załogi. Z drugiej jednak
strony byłoby to mniej denerwujące niż miotanie się po okręcie w oczekiwaniu na powrót
spózniającej się łodzi.
Panie Jones powiedział proszę wezwać mój gig.
Tak jest, sir odparł Jones nie mogąc ukryć zdziwienia w głosie.
Hornblower podszedł do kompasu i wziął dokładny odczyt kursu, na którym ustawił się dziób
okrętu. Czynił to możliwie starannie, nie dla własnej wygody czy bezpieczeństwa, lecz ze względu na
to, że jego prestiż osobisty zależał od prawidłowości odczytu. Północ ku wschodowi i pół rumba na
wschód. Ponieważ okręt był zakotwiczony dziobem przeciwko prądowi pływu, mógł mieć pewność,
że wiosło nadpłynęło z tamtej strony.
Panie Jones, proszę mi dać do gigu dobry kompas.
Tak jest, sir.
Hornblower zawahał się przed wydaniem jeszcze jednego, ostatniego rozkazu, który miał
oznaczać publiczne przyznanie się do obawy, że coś poważnego może go spotkać we mgle. Ale
niewydanie takiego rozkazu oznaczałoby, że zajmując się drobiazgami zapomniał o rzeczy
najważniejszej. Jeżeli to, co słyszał było rzeczywiście strzałem z muszkietu, to może ich czekać
walka; może trzeba będzie przynajmniej zademonstrować swoją siłę.
Panie Jones, niech wydadzą pistolety i kordelasy[23] załodze gigu.
Tak jest, sir powtórzył Jones, jakby nic już nie mogło go zdziwić.
Schodząc do łodzi Hornblower odwrócił się.
Od tej chwili, panie Jones, zaczynam liczyć czas. Niech pan spróbuje podnieść reje na
miejsca w pół godziny od teraz będę z powrotem wcześniej.
Tak jest, sir.
Gdy Hornblower zajmował miejsce na ławce rufowej gigu, na okręcie już ruszono do dzieła.
Ja zajmę się sterem rzucił do sternika. Naprzód.
Sterując gigiem opłynął całego Atroposa , od rufy do dziobu. Rzucił ostatnie spojrzenie na
przód okrętu, na bukszpryt i watersztag, a potem pochłonęła ich mgła. Gig od razu znalazł się w
swoim własnym świecie ograniczonym ścianą tumanu mgielnego. Odgłosy czynności z okrętu ucichły
raptownie.
Równo wiosłować! skarcił Hornblower wioślarza. Mały kompas łodziowy dawałby
niepewne wskazania przy igle stabilizującej się w dziesięć sekund, gdyby pozwolił gigowi posuwać
się innym kursem niż prosto przed siebie. Północ ku wschodowi i pół rumba na wschód.
Siedemnaście mruczał do siebie Hornblower. Osiemnaście. Dziewiętnaście.
Liczył pociągnięcia wioseł; był to prosty, chociaż niezbyt dokładny sposób mierzenia przebytej
drogi. Licząc siedem stóp na jedno pociągnięcie, na ćwierć mili wypada nieco mniej niż dwieście
pociągnięć. Należało jednak wziąć poprawkę na prędkość pływu. Będzie to więc gdzieś około
pięciuset pociągnięć całe to obliczenie jest dalekie od dokładności, lecz przy takiej zwariowanej
wyprawie trzeba przedsiębrać wszelkie możliwe środki ostrożności.
Siedemdziesiąt cztery, siedemdziesiąt pięć liczył Hornblower nie spuszczając oczu z
kompasu.
Mimo wartkiej fali pływowej powierzchnia morza była spokojna i gładka jak tafla szkła; pióra
wioseł, unoszone nad wodę, po każdym pociągnięciu zostawiały na niej małe wiry.
Dwieście powiedział Hornblower tłumiąc przelotną obawę, że się pomylił i że w
rzeczywistości pociągnięć było trzysta.
Wiosła monotonnie jęczały w dulkach.
Patrzcie dobrze przed siebie polecił sternikowi i zaraz rai mówcie, jak coś
zobaczycie. Dwieście sześćdziesiąt cztery.
Wydało mu się, że nie dalej jak wczoraj siedział na ławce rufowej jolki z Indefatigable ,
płynąc ujściem %7łyrondy[24], aby odciąć drogę Papillonowi . A było to przeszło dziesięć lat temu.
Trzysta. Trzysta pięćdziesiąt.
Sir zwrócił jego uwagę sternik.
Hornblower spojrzał przed siebie. W przodzie, nieco w lewo od dziobu, mgła była odrobinę
gęstsza i coś litego majaczyło tam niewyraznie.
Wiosła! rozkazał Hornblower; łódz szła dalej poślizgiem po wodzie; wychylił lekko
rumpel, żeby podchodzić bardziej na wprost do tego czegoś we mgle. Jednakże łódz przestała się
posuwać, zanim zbliżyli się na tyle, żeby móc dostrzec jakieś szczegóły, toteż na komendę
Hornblowera marynarze znowu wzięli się za wiosła. Z daleka, spoza mgły nadbiegło ciche
obwołanie, widocznie sprowokowane odgłosami wiosłowania.
Aódz, ahoj!
W każdym razie obwołanie było w języku angielskim. Teraz widać już było mgliste zarysy
dużego brygu; sądząc po ciężkich drzewcach i mocnej budowie była to któraś z jednostek Kompanii
Zachodnioindyjskiej.
Co to za bryg? zawołał Hornblower w odpowiedzi.
Amelia Jane z Londynu, trzydzieści siedem dni od wyjścia z Barbados.
Było to bezpośrednie potwierdzenie pierwszego wrażenia odniesionego przez Hornblowera.
Ale ten głos? Coś mu nie brzmiał całkiem po angielsku. W brytyjskiej marynarce handlowej służyli
kapitanowie obcych narodowości, nawet dużo ich było, ale raczej na stanowiskach dowodzących
jednostkami Kompanii Zachodnioindyjskiej.
Wiosła! rzucił rozkaz Hornblower i gig zaczął sunąć cicho po wodzie. Nie było żadnego
objawu, że coś jest nie w porządku.
Trzymać dystans odezwał się głos z brygu.
Słowa te również nie budziły żadnych podejrzeń. Każda jednostka stojąca na kotwicy niewiele
dalej niż dwadzieścia mil od wybrzeża Francji miała pełne prawo odnosić się podejrzliwie do
obcych podpływających do niej we mgle. Jednakże słowo wymówione zostało raczej jak distans .
Hornblower wychylił ster, żeby przejść pod rufą brygu. Teraz widać było kilka głów nad jego burtą;
przesuwały się po rufie w miarę posuwania się gigu. I oczywiście była też nazwa brygu Amelia
Jane , Londyn. Ale potem Hornblower zauważył coś innego; dużą łódz z lewej burty koło podwięzi
wantowych grotmasztu. Można było znalezć na to ze sto różnych wyjaśnień, lecz sprawa budziła
podejrzenia.
Bryg ahoj! krzyknął. Przybywam na pokład.
Nie zbliżać się! odpowiedział głos.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]