[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozpaczliwie, próbując oderwać się ode mnie, ale ja zaciskam zęby jak rozwścieczony buldog. Moje
usta napełniają się jego krwią. Rosjanin wydaje z siebie przeciągły grzechot i przez całe jego ciało
przechodzi straszne drżenie. Przegryzłem mu gardło. Za nim stoją całe rzędy postaci. Popychają się i
tłoczą, ale okop jest zbyt wąski żeby wszyscy mogli naraz przejść.
Nagle zdaję sobie sprawę, że oni boją się strzelać dopóki leżymy splątani ze sobą na dnie okopu.
* Pomocy! * krzyczę przerażony * Iwan mnie dopadł! Pomocy!
Gdzieś blisko odzywa się wściekle empi.
* Job twoju mat'! Eto djaboł!
* Pomocy! * krzyczę z całych sił. * Pomocy! Iwan w okopach!
Wiercę się pod ciałem zmarłego Rosjanina i chwytam jego karabin. Kieruję go na innych i pociągam
za spust, ale magazynek jest pusty. Z całej siły walę lufą w najbliższego sołdata. Z
przerazliwym krzykiem wali się z nóg. Jego twarz jest krwawą ruiną.
* Job twoju mat'! * drą się wściekle inni. Biegną do mnie. Pierwszy z nich przewraca mnie
uderzeniem kolby. Już nie chcą mnie żywego. Ich plan porwania spalił na panewce. Teraz ich celem
jest, by wrócić cało do bazy i przy okazji zabić tak wielu Niemców, ile się da.
Aopata tnie ziemię zaledwie kilka centymetrów od mojej twarzy. Unikam tego, przewracając się na
bok. Dostaję w ramię stalową końcówką buta. Wczoł*guję się pod SMG i moje ręce trafiają na empi.
Jestem prawie oszalały ze strachu. Odbezpieczam go szybko jak piorun. Wysoki chudy żołnierz w
zielonej czapce NKWD, znowu zwala mnie z nóg. Próbuje pchnąć mnie nożem. Inni są tuż za nim.
Maczeta tnie powietrze ze świstem, zahaczając o moje empi i opryskując nas deszczem iskier.
* Job twoju mat'!
* Pomocy! Pomocy!
%7łołnierz w zielonej czapce unosi nóż. To jeden z tych długich syberyjskich noży, obosieczny i
śmiertelny.
To już koniec! * myślę.
Kolba spada w dół, miażdżąc bark Rosjanina, który opada w ramiona swoich towarzyszy.
Uderzam lufą empi w jego twarz, rozcinając ją wzdłuż. Płomień strzela z wylotu lufy i rozrywa pierś
najbliższego Rosjanina. Zmieniam magazynek, odbezpieczam i empi szarpie jeszcze przez moment a
potem się zacina.
* Cholerne niemieckie gówno * przeklinam. Nabój się zaciął. Używam karabinu jak maczugi.
* Strzelać wzdłuż okopu! * słyszę krzyk Porty.
* Jestem za załomem! * krzyczę. * Strzelajcie na miłość boską bo mnie zamordują!
Zewsząd dochodzi huk. Niebieskie płomienie z luf pojawiają się w ciemności. Biegnę do przodu i
przewracam się o Rosjanina leżącego na ziemi. Najpierw myślę, że nie żyje, ale on jest całkiem żywy
i jedynie chowa się przed gwałtownym ostrzałem w wąskim okopie. Wyskakuje w górę jak sprężyna
i bierze zamach by zdzielić mnie łopatą. Udaje mi się kopnąć go w twarz, która pęka jak jajko. Kopię
go jak oszalały aż umiera.
Walki w wąskich okopach są desperackie. Każdy płonie ślepą wściekłością. Uderzamy, kopiemy,
dzgamy, gryziemy! Gdy magazynki są już puste, żaden z nas nie ma czasu by je zmienić. Używamy
naszych broni jak maczug.
W całym tym harmidrze słyszymy morderczy okrzyk Małego:
* Zabić ich! Zabić!
* Vive la mort!
Porta biegnie a tuż za nim niedzwiedz, który łapie dwóch Rosjan i rozbija ich o siebie. Ciała rzuca w
powietrze, warcząc morderczo i pokazuje przerażające kły. Karabiny szczekają gwałtownie w
ciasnych okopach. W każdej chwili mogą pofrunąć w naszą stronę granaty i rozerwać nas na strzępy.
Jeśli Rosjanie wydostaną się z okopów, to nie będą się przejmować swoimi towarzyszami, żywymi
czy umarłymi. Użyją granatów, a te będą miały straszny skutek w ograniczonej przestrzeni.
Chwyciłem rosyjski karabin. Taki który działał.
Ktoś pojawia się w długim okopie.
Strzelam natychmiast, obojętnie czy to przyjaciel czy wróg. Pada ze śmiertelnym krzykiem.
Rozgniatam mu twarz butem. To lepsze niż ryzykowanie, że poleci za mną granat.
Słyszymy chrypiące komendy po rosyjsku i oddalające się odgłosy biegnących.
* Zabić te gówna! * krzyczy Porta z ciemności i jego empi pluje niebieskim ogniem.
Z drugiej strony pada cała seria strzałów.
* Złapałem poganina! * ryczy Mały. * Zawołaj Rasputina, bo ten pierdolony niedzwiedz zjada
mojego więznia!
* Stój, w górę łapy! * krzyczy podniecony Gre*gor, celując we mnie swoim empi.
* Nie strzelaj, cymbale! To Sven!
* Miałeś szczęście * uśmiecha się, zdyszany. * Właśnie szykowałem się żeby wysłać cię do
rosyjskiej strefy w piekle!
* Zobaczcie, co znalazłem * krzyknął Mały z zadowoleniem, ciągnąc za sobą mężczyznę w mundurze
rosyjskiego porucznika.
* Czy ma jakieś złote zęby? * pyta Porta z zainteresowaniem, pochylając się nad więzniem. * Mó
wiono mi, że dziesięciu najlepszych z ich szkoły oficerskiej ma wypełnione paszcze złotem, żeby
pokazać, że należą do elity.
Mały chwyta przeklinającego oficera za gardło.
* Otwieraj dziadzia, żebyśmy zobaczyli, czy jesteś jednym z dziesięciu najlepszych pierdolonych
duraków!
Rosyjski oficer brutalnie gryzie Małego w rękę.
* Nie wiem czy są złote, czy nie, ale na pewno są kurewsko ostre * warknął Mały, wycierając krew z
ręki.
* Skąd oni się u diabła wzięli? * pyta Stary, badając teren przez peryskop.
* To oczywiste! Przeszli przez bagna * odpowiedział Heide, wywyższającym tonem.
* A to ci dopiero! * krzyknął Barcelona w zdumieniu. * Musieli mieć kajaki zamiast butów, żeby
przedostać się przez ten koszmar.
* Jak ich odkryłeś? * spytał Stary, patrząc na mnie.
* Nie wiem tak do końca. W pewnym momencie się po prostu pojawili. * Zcieram pot z twarzy
rękawem. Teraz dopiero przychodzi reakcja.
* Czy to ty przegryzłeś gardło tego gościa z NKWD? * pyta Barcelona z podziwem.
Kiwam głową i zaczynam silnie wymiotować.
* To ładnie, mon ami * chwali mnie Legionista i klepie w ramię. * Człowiek może wiele zdziałać
zębami, jeśli musi.
* Ja kiedyś ugryzłem pierdolonego konia * ogłasza Mały poważnie. * To było podczas służby u
pierdolonych dragonów. Biały koń, taki jak mają w orkiestrach, dziabnął mnie swoją pierdoloną
kłapaczką
w czasie gdy mieliśmy się stać kumplami. Zrobiłem tak, że już nie będzie pierdział w kościele!
Gryziesz, ty pierdolona kozo?! Krzyknąłem i ciach, ugryzłem go w nos. Stanął dęba, a ja wiszę za
zęby, próbując nie zginąć. Trzeba było dwóch pierdolonych Wachtme*istrów, żeby mnie odciągnąć
od tego pierdolonego białego szatana. Potem dragoni już mnie więcej nie chcieli i wysłali mnie do
piechoty, która też mnie długo nie trzymała. Mieli konie ciągnące armaty, które kichały jak tylko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl