[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nocy. Dopiero zaczynało do nas docierać, że mamy do czynienia z doskonale zorganizowaną
strukturą przestępczą, a nie z jakimś zdegenerowanym naukowcem, któremu zachciało się zabawy w
alchemika. Tak czy inaczej, wiedziałem, że nie możemy przekazać Fergusona policji, nawet
gdybyśmy mieli niezbite dowody. Każdy, kto znalazł się w odległości kilku metrów od niego, mógł
zostać zahipnotyzowany. Ferguson po prostu wyszedłby z aresztu przez nikogo nie zatrzymywany.
- Więc wysłałeś za nim Sweetwatera.
- Który załatwił go z bezpiecznej odległości. %7łeby było jasne, korzystam z usług Sweetwatera, kiedy
naprawdę nie ma innego wyjścia i tylko za zgodą Rady i Mistrza. I z całą pewnością nie wysłaliśmy
go na Maui.
- Ktokolwiek go tu przysłał, wiedział, jak podszyć się pod klienta numer dwa. Sweetwater mówił, że
użyła wszystkich właściwych kodów.
- Interesujące - mruknął ponuro Fallon.
- No dobrze, a wracając do naszej sprawy, jak ci idzie organizacja długoterminowego nadzoru nad
tymi ludzmi? Oni w każdej chwili mogą wyjechać.
Grace podniosła rękę.
- Ja mogłabym śledzić kogoś z nich - zaproponowała.
Luther posłał jej jedno ze swoich najgrozniejszych spojrzeń, ona jednak udawała, że tego nie widzi.
- To też słyszałem - odezwał się Fallon. - Niestety, Grace nie przeszła odpowiedniego przeszkolenia
do takiej pracy. Luther uśmiechnął się do Grace.
- Fallon mówi, że brak ci przeszkolenia.
Skrzywiła się i opadła na poduszki.
- Pracuję nad tym - powiedział Fallon. - Za dwadzieścia cztery godziny będę miał pięciu agentów.
Do tego czasu ty i Grace musicie mieć tę grupę na oku.
- Grace nie będzie tu dłużej potrzebna. Chcę, żeby wyjechała.
- Niewykluczone, że na Maui przyjedzie więcej członków Cienia Nocy - stwierdził Fallon.
- Mogę przekazać ci ich nazwiska.
- Tak, ale nie opracujesz ich profilów psychologicznych. A skoro o tym mowa, powiedz Grace, że
dostałem profile, które zrobiła dziś po południu. Są bardzo dokładne.
W telefonie zapadła cisza. Luther spojrzał na Grace.
- Podobają mu się twoje profile.
Grace pojaśniała.
- Tak się cieszę. Rozumiem, że nadal jesteśmy partnerami?
- Taa&
- Co za entuzjazm. Aż się człowiekowi robi cieplej na sercu. - Wstała, ujęła go pod ramię i
pociągnęła w stronę sypialni. - Chodz. Musisz trochę odpocząć. Gonisz resztkami sił.
- Fakt. Powinienem się trochę zdrzemnąć. A ty miej wszystko na oku. Bądz czujna. Zamknij drzwi na
klucz, nie wychodz z pokoju i nikogo tu nie wpuszczaj, nawet faceta, który uzupełnia zapasy w
minibarze. Zrozumiano?
- Zrozumiano.
Luther usiadł na łóżku i przez chwilę wpatrywał się w swoje buty. Sportowe, do biegania. Człowiek
poruszający się o lasce nie potrzebuje butów do biegania, pomyślał. Właśnie zaczął się zastanawiać,
czy ma dość siły, by je zzuć, kiedy Grace przyklękła obok niego z pochyloną głową. Jej ciemne włosy
lśniły w miękkim świetle. Patrzył, jak rozwiązywała sznurówki.
- To paradoksalne, że jedynym przykładem idealnej rodziny, jaki spotkaliśmy podczas tej podróży,
jest klan zawodowych zabójców, nie sądzisz? - spytał.
- Rodzina to rodzina - odparła.
Rozdział 21
Obudził się, wyczuwając obecność Grace. Nie musiał otwierać oczu, żeby ją zobaczyć. Był pewny,
że ilekroć ona znajdzie się w pobliżu, on będzie o tym wiedział. Przekonanie, że zna ją od zawsze,
którego nabrał w chwili, gdy zobaczył Grace na lotnisku, jeszcze przybrało na sile, kiedy po raz
pierwszy zadrżała w jego ramionach poprzedniej nocy, a potem rankiem, kiedy miał wrażenie, że ich
aury na kilka nieskończenie długich chwil stały się jednością.
Do diabła, może Grace ma rację. Może rzeczywiście jest romantykiem.
- Obudziłeś się - powiedziała miękko. - Jak się czujesz?
Otworzył oczy i oparł się na łokciu. Grace stała przy drzwiach balkonowych. Zasłony były
rozsunięte, wpuszczając do pokoju poranne słońce.
Zauważył, że ma na sobie to samo ubranie, co wczoraj. Wydawała się dziwnie napięta i czujna.
Natychmiast rozpoznał to napięcie. Sam wiele razy doświadczał go po bezsennych nocach.
- Dobrze - odparł, przyglądając się jej uważnie. - Ale ty wyglądasz, jakbyś wcale się nie kładła.
- Spałeś bardzo głęboko. Uznałam, że w tych okolicznościach przynajmniej jedno z nas powinno
czuwać.
Opuścił stopy na podłogę.
- Innymi słowy, bałaś się, że nie byłbym w stanie zrobić tego, co do mnie należy, czyli obronić nas,
gdyby ktoś się tu włamał.
- Jesteśmy drużyną prawda?
Potarł kark dłonią. Czuł silną więz z tą kobietą, ale to nie znaczyło, że nie mogła go wkurzyć.
- %7łeby wszystko było jasne - rzucił sztywno - potrafię znosić efekty uboczne mojej pracy.
- Nie wątpię. Pomyślałam po prostu, że lepiej zachować ostrożność.
- Obudziłbym się, gdyby ktoś tu wszedł. Zaufaj mi.
- Zawsze rano jesteś taki gderliwy? - spytała raczej z ciekawością niż pretensją.
- Nie, tylko kiedy się okazuje, że klientka, którą miałem chronić, uznała, że ochrona przyda się mnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl