[ Pobierz całość w formacie PDF ]

taki sam, jaki częstokroć postrzegamy w nie dokończonym gmachu
genialnego architekty, kiedy myśl i staranie swoje w to położywszy,
żeby ustroić front całym przepychem swej sztuki, resztę budowli jak
może najskwapliwiej, naprędce przyrządza, żeby jako tako przypadała
do miary z głównym efektem od przodu. Wielka także zachodzi dys-
proporcja między częścią genetyczną poematu, to jest między tą czę-
NASK IFP UG
Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
90
ścią, gdzie się rzecz przed naszymi dzieje oczyma, a częścią opisową,
narracyjną. Wojna Zakonu z Litwą w porównaniu z tym, co ją poprze-
dza, prędzej, krócej odprawiona, niżeli plan dzieła wymagał, widocznie
skutek osłabia. Czemuż nie widzimy Wallenroda w namiocie z Halba-
nem? Porozumiewanie się, znoszenie z Witołdem, tak ważne i tak zaj-
mujące, w obręb poematu prawie nie wchodzi. Walter Skot porównywa
bieg powieści z rosnącą chyżością kamienia, gdy na dół z stromego
spada pagórka. Z początku wszelkie mija przeszkody, następnie coraz
prędzej się toczy, na wpół drogi i ku końcowi spadku warcząc z łosko-
tem: a gdy już ma stanąć u kresu, natenczas z niewypowiedzianą leci
szybkością. Ale ruch, bieg powieści w Wallenrodzie nie zdaje się być
tym kształtem uregulowany. Jest to rzeka nie wszędzie spławna, nie
wszędzie żaglowną linię mająca; nurt jej niestały, zawodny: chyżość
strumienia niejednaka. Tu wielki rozlew, wezbranie z brzegów; gdzie
indziej wąskie i coraz węższe koryto, tak że je pieszy wędrowiec żart-
kim przebędzie skokiem. I na mieliznach nie zbywa!  Te zarzuty do-
tyczą ekonomii wewnętrznej poematu. Ale sam bohater powieści dale-
ko większemu podlega zarzutowi. Któż by dał temu wiarę? Wszak ci
ten Wallenrod, ten rycerski Krzyżak, pogromca Zakonu, jest przecie
zakochanym czwartej części Dziadów upiorem! Ta sama miłość, ten
sam koloryt namiętności, ledwo nie też same wyrażenie:
Bóg mnie oświecił28, ja powracam z Litwy.
Ja owe miejsca, twój zamek widziałem,
Kowieński zamek  już tylko ruiny:
Odwracam oczy, przelatuję czwałem,
Biegę do owej, do naszej doliny.
Wszystko jak dawniej! też laski, te kwiaty;
Wszystko, jak było owego wieczora.
Gdyśmy dolinę żegnali przed laty.
Ach! mnie się zdało, że to było wczora! Kamień, pamiętasz
ów kamień wyniosły,
Co niegdyś naszych przechadzek był celem? 
Stoi dotychczas, tylko mchem zarosły.
Ledwiem go dostrzegł, osłoniony zielem. Wyrwałem zielska,
obmyłem go łzami:
Siedzenie z darni, gdzie po letnim znoju
28
Mówi Konrad do Pustelnicy.
NASK IFP UG
Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
91
Lubiłaś spocząć między jaworami:
yródło, gdziem szukał dla ciebie napoju:
Jam wszystko znalazł, obejrzał, obchodził,
Nawet twój mały chłodnik zostawiono,
Com go suchymi wierzbami ogrodził.
Te suche wierzby, jaki cud, Aldono!
Dawniej mą ręką wbite w piasek suchy,
Dziś ich nie poznasz, dzisiaj piękne drzewa
I liście na nich wiosenne powiewa,
I młodych kwiatków unoszą się puchy.
Ach! na ten widok pociecha nieznana, Przeczucie szczęścia
serce ożywiło:
Całując wierzby padłem na kolana.
Boże mój  rzekłem  oby się spełniło!
Obyśmy, w strony ojczyste wróceni,
Kiedy litewską zamieszkamy rolę,
Odżyli znowu! niech i naszą dolę
Znowu nadziei listek zazieleni!
Wszystkoć to prześliczne, nie przeczę, i ów kamień, i ta wierzba, i
te kwiatki, i listki, i puchy! Ale jak zle się wydaje u Wallenroda ta pie-
ściwość rozpamiętywań, ta poezja pamiątek!! W owym wieku tak po-
etyckim, lecz poezją życia, poezją rzeczywistości, a nie poezją tkli-
wych, sentymentalnych wspomnień!... Dopiero kiedy społeczność, wy-
chodząc z czasu fantastyckiego, lodowacieje powoli starością rozumu,
kiedy rozum jasnością swoją, swoim mędrkowaniem i rachmistrzo-
stwem wszystko odczaruje, co się koło nas dzieje, co się nawet działo
w przeszłych czasach, kiedy rozbiec urok każdego omamienia, każdego
uczucia, imaginacji, zapału, uniesienia, dopiero natenczas, w tej epoce
doskonałej, zimnej refleksji, kiedy drży serce nasze, ale od polarnego
mrozu, nie z zachwycenia  wtenczas dopiero rodzi się poezja melan-
cholii, poezja czwartej części Dziadów.  Pustelnik mówi do księdza:
Obraz tego rozstania dotąd w myśli stoi:
Pamiętam śród jesieni... przy wieczornym chłodzie 
Jutro miałem wyjechać... błądzę po ogrodzie!
W rozmyślaniu, w modlitwach szukałem tej zbroi,
Którą bym odział serce miękkie z przyrodzenia
I wytrzymał ostatni pocisk jej spojrzenia!
NASK IFP UG
Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
92
Błądziłem po zaroślach, gdzie mnie oczy niosą,
Noc była najpiękniejsza! Pamiętam dziś jeszcze:
Na kilka godzin pierwej wylały się deszcze,
Cała ziemia kroplistą połyskała rosą.
Doliny mgła odziewa, jakby morze śniegu:
Z tej strony chmura gruba napędziła lawy,
A z tamtej strony księżyc przezierał bladawy. Gwiazdy toną w
błękicie po nocnym obiegu:
Spojrzę... jak raz nade mną świeci gwiazdka wschodnia.
O, znam ją odtąd dobrze  witamy się co dnia!
Spojrzę na dół... na szpaler... patrz, tam przy altanie
Ujrzałem ją niespodzianie! itd.
Ta miłość, te wyrażenia, te myśli, te widoki natury zachwycają w
Dziadach, ale wszystko to jest uderzającym anachronizmem w Wallen-
rodzie. Rzecz jego nic przypada w te czasy i jego charakter z taką miło-
ścią żadną nie rymuje miarą... Ta, że tak powiem, modernizacja pojęć i
kolorytu stawia w fałszywym świetle bohatera poematu, samej rzeczy
przyczyniając nieforemności, bezkształtności. Wreszcie już to jest ma-
niera sentymentalna, z której, przy częstszym jeszcze używaniu i
wznawianiu tego, co się raz rzekło, łatwo wykształcić by się mogły
pewne jeremiady tkliwych westchnień i pewna rutyna miłości. Tak sa-
mo Rossyni grandioso swoje nieraz rozprasza częstym powtarzaniem
spowszedniałej w orkiestrze pieściwości.
Krótko mówiąc: cały romans Alfa i Aldony zły skutek czyni w tym
poemacie. Aldona nawet ku końcowi stroi zaloty niegodne pustelnicy.
Wymawiając się kochankowi, który ją chciał unieść do Litwy, powia-
da: ja się  zestarzałam, zbrzydłam... Nie, niechaj nigdy nędza pustelni-
cy, jej zgasła zrenica, jej twarzy bladość nie kazi w pamięci twojej ob-
licza pięknej kiedyś Aldony. I ciebie także nie chcę widzieć z bliska 
daruj, mój kochany, że ci to mówię, ale i ty może dzisiaj już nie jesteś
taki, jakim bywałeś przed laty. Alfie, nam lepiej zostać takimi, jakimi
dawniej byliśmy .
Aldona nie chce paść z uniesieniem w ramiona Alfa  czegoż chce?
oto chce go tylko widzieć żywym, co wieczora z nim rozmawiać: osła-
dzać chce tym sposobem wszystkie cierpienia.  Staraj się  mówi 
częściej i raniej przychodzić.  Co większa, Aldona chciałaby mieć
nie tylko Alfa, ale całą Litwę w miniaturze koło swej wieży:
Gdybyś  posłuchaj  wokoło równiny
NASK IFP UG
Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
93
Chłodnik podobny owemu zasadził
I twoje wierzby kochane sprowadził,
I kwiaty, nawet ów kamień z doliny;
Niech czasem dziatki z pobliskiego sioła
Bawią się między ojczystymi drzewy,
Ojczyste w wianek uplatają zioła,
Niechaj litewskie powtarzają śpiewy, itd.
Toż samo, słowo w słowo, co w Szwajcarskiej familii Weygla!! 
Czyż nie wpadło w myśl Mickiewiczowi, że to wszystko jest drobne,
małe, że to afektacja i ledwo nie takie samo wydwarzanie, jakim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl