[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zazdrosny, ot co. Ty coś robisz, do czegoś zmierzasz, a ja? Przestaliśmy ze sobą rozmawiać... Nie
pasujemy do siebie, Mats. Nigdy nie pasowaliśmy. Od miesięcy nawet się nie dotknęliśmy, a kiedyś!
Nigdy nie mieliśmy siebie dość. Wiecznie nienasyceni. Pamiętasz, jak dawniej było między nami?
Nie mogę odejść od ciebie, Frank. Tyle razem przeżyliśmy.
Musisz, Mats. Nie mogę żyć wiecznie na two-
jej łasce. Jutro się zmywam, a ty możesz mieszkać tutaj tak długo, jak zechcesz.
- Dokąd pójdziesz? - Podniosła na niego zapłakane oczy.
- Nie martw się. Dam sobie radę. Mam kolegów.
Ta rozmowa jeszcze przez wiele dni rozbrzmiewała jej w uszach. Powinna jej ciążyć.
Przeciwnie. Mattie miała wrażenie, że mgła, która dotąd ją otaczała, powoli się rozprasza. Zaczyna-
ła z ufnością patrzeć w przyszłość: wreszcie mogła decydować o swoim życiu, nadać mu kierunek.
Być może ów optymizm sprawił, że szczęście się do niej uśmiechnęło.
Szczęście w postaci oferty pracy. Propozycja przyszła o dziwo nie z agencji, lecz od Harriet
Newton, opiekunki kursu. Któregoś dnia odwiedziła Mattie, przynosząc miłą wiadomość.
- To oczywiście nic pewnego - zastrzegła na wstępie. - O wszystkim zadecyduje rozmowa kwa-
lifikacyjna - tu spojrzała bacznie na swoją najbardziej gorliwą studentkę - ale jestem pewna, że
wypadniesz doskonale.
Mattie była w siódmym niebie. Miała wrażenie, że śni.
Frank, tak jak obiecał, kontaktował się z nią tylko telefonicznie i z tych rozmów wynikało, że jest
znacznie spokojniejszy, bardziej odprężony niż wtedy, kiedy mieszkali razem. Szczerze gratulował
jej perspektywy nowej pracy, cieszył się razem z nią.
Myślała nawet, że zajrzy do niej, że wspólnie ustalą termin jej wyprowadzki. Kiedy dziesięć dni po
otrzymaniu pozytywnej odpowiedzi z De-vereuax Group, gdzie miała wkrótce podjąć pracę, usłyszała
dzwonek do drzwi, była pewna, że to on.
W progu, ku swemu zdumieniu, zobaczyła Dominica.
- Zaprosisz mnie, czy tak będziemy stali i pat
rzyli na siebie?
Ten aksamitny głos! Ten sam, który słyszała co noc w swoich snach, ten sam, który ciągle brzmiał jej w
uszach.
Przepraszam. - Cofnęła się i wpuściła gościa do przedpokoju.
Jakoś inaczej wyglądasz. - Nie mógł się na nią napatrzeć, jakby wieki minęły od chwili, kiedy widział ją
po raz ostatni.
Bo też czas od ostatniego spotkania ciągnął się w nieskończoność, ale Dominic czekał. Nie chciał
ponaglać Mattie, wywierać na nią nacisku. Potrzebowała czasu, żeby uregulować swoje sprawy z
Frankiem, zdecydować, czego pragnie, postanowił dać jej ten czas.
- Inaczej? - Mattie zaśmiała się nerwowo.
- Przycięłam włosy. - Miała na końcu języka pyta
nie, czy mu się podoba nowa fryzura. - W klubie
długie włosy były dobre, ale... Nie pracuję już tam.
Odeszłam w zeszłym tygodniu.
Dominic się uśmiechnął.
- Widzę, że zaszły spore zmiany. Chodzmy na
kolację i wszystko mi opowiesz.
W pierwszej chwili miała ochotę odmówić, ale wahanie szybko minęło i w jego miejsce pojawiło
się coś, czego nigdy dotąd nie doświadczyła: poczucie własnej wartości. Dziwne, ale prawdziwe.
Chętnie. - Spojrzała na swoje dżinsy, bluzę i uśmiechnęła się. - Fast food czy mam się przebrać?
Fast food? - zdziwił się.
Wiesz, co mam na myśli. Tani bar. %7łylaste kurczaki, na wpół zimne frytki, plastikowe sztućce,
jarzeniówki, lada samoobsługowa...
Zrobił taką przerażoną minę, że miała ochotę parsknąć głośnym śmiechem.
Butelka dobrze schłodzonego chablis, halibut z rusztu, pieczone ziemniaki... platerowe sztućce.
Znam świetną restaurację rybną. Lubisz ryby?
Uwielbiam. Przebiorę się. Zaczekaj w bawialni. Frank...
Przez twarz Mattie przemknął cień i Dominic pomyślał, że mogłaby trochę mniej myśleć o swoim
byłym chłopaku. Nie, zle: w ogóle powinna przestać o nim myśleć.
- Frank się nie pojawi.
Przebrała się szybko: czarna spódnica, różowa bluzka, różowy kardigan, czarne pantofle na niewy-
sokim obcasie kupione z myślą o nowej pracy, czarne rajstopy.
Kiedy spojrzała na siebie w lustrze, dostrzegła
blask w oczach, blask, który ją zastanowił. Co tu dużo ukrywać, czuła się jak nastolatka idąca na
pierwszą randkę.
- Może być? - zapytała, wchodząc do bawialni.
- Czy założyć brylantową tiarę? - %7łart nie był
zbyt wyrafinowany, ale pomógł jej pokryć zdenerwowanie.
Wyglądała olśniewająco!
- Tiara zupełnie ci niepotrzebna - mruknął Dominic z uznaniem. - A więc Franka już nie ma?
- podjął, gdy jechali jego samochodem w stronę
Chiswick.
Frank zniknął - przytaknęła.
Zadowolona?
Tak i nie.
To znaczy? - Zacisnął mocniej dłonie na kierownicy.
Między nami od dawna się nie układało. Dobrze, że oboje zgodnie doszliśmy do tego samego wniosku,
ale... byłam z nim bardzo związana. Trudno mi się przyzwyczaić do myśli o rozstaniu. - Odchrząknęła. -
Pozwolił mi mieszkać w naszym dawnym mieszkaniu tak długo, jak będę chciała i zgadnij, co się stało...
- zawiesiła głos dla większego efektu.
Co takiego? - Dominic poczuł się trochę niewyraznie.
Dostałam pracę i... mieszkanie. Wyobrażasz sobie? Nie mogłam po prostu uwierzyć. Moja przyszła firma
przygotowuje kampanię marketingową
dla dewelopera, który wybudował ogromne osiedle w południowym Londynie: apartamenty, sklepy,
fitness club. Kilka mieszkań oddał naszej firmie. Nieprawdopodobne, a jednak. Wszystko tak
cudownie zbiegło się w czasie.
- Rzeczywiście, cudownie. - Poczuł się jeszcze
bardziej niewyraznie, ale tłumaczył sobie, że Mattie
i tak dostałaby tę pracę.
W końcu była najlepszą studentką na swoim kursie, zbierała od samego początku najlepsze oceny.
Nie cieszysz się, że wszystko tak dobrze mi się układa? - Zrobiło się jej przykro, że nie słyszy w
jego głosie entuzjazmu.
Bardzo się cieszę - zapewnił ją. - Jak Frank się zachował po moim wyjściu?
Zaskoczył mnie. Oczekiwałam innej reakcji. Pewnie myślisz, że nie poradzę sobie w nowej pracy?
Jeśli poradziłaś sobie, pracując w nocnym klubie i ucząc się równocześnie, poradzisz sobie w każdej
pracy. Masz szansę zostać premierem.
Pomyślę o tym, chociaż z moim pochodzeniem może być ciężko.
Co to znaczy, że oczekiwałaś innej reakcji?
Nie robił scen zazdrości. Był zrezygnowany. Prawdę mówiąc, to on powiedział, że musimy się
rozstać.
To lepiej, pomyślał Dominic. Mattie nie będzie się zastanawiała, co by było gdyby, nie będzie
czyniła sobie wyrzutów, że podjęła być może złą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]