[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cjonistce.
- Zamówiłem kwiaty. Jeszcze ich nie przywieziono?
Recepcjonistka zrobiła dziwną minę.
- Owszem, dostaliśmy kwiaty z hotelowej kwiaciarni, ale
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
myślałam, że to żart. - Położyła na ladzie owiązane wstążeczkami
pudło. Stuknęła palcem w dołączoną karteczkę. - Niech pan sam
zobaczy.
Na bileciku widniało jedno słowo:  Venus".
- To ja - spokojnie powiedziała Venus. - Tak się nazywam.
Recepcjonistka ledwie się powstrzymała, by nie wybuchnąć śmiechem.
- Bardzo przemyślnie - rzekła wreszcie. - Venus. A ślub w
walentynki.
- Nie planowałam tego - mruknęła, pochłonięta rozwiązywaniem
wstążeczek.
- A ja tak - zareplikował Riley.
- To prawda - podchwyciła Venus. - Tylko że miałeś żenić się z
kimś innym. - Wyjęła z pudełka przepiękny bukiet czerwonych róż,
przesunęła palcem po świeżym pąku. - Dziękuję - Popatrzyła na Rileya.
- Za pamięć. Otworzyły się drzwi i z kaplicy wynurzyła się rozpromie-
niona para nowożeńców. Recepcjonistka wykazała się refleksem - w
samą porę sypnęła na nich garść konfetti. Pstryknął aparat.
- Teraz wasza kolej. Włączę muzykę i zaczynamy. Proszę
wchodzić.
Venus sięgnęła po bukiet i przez uchylone drzwi zerknęła do
kaplicy. Sędzia pokoju niecierpliwie kręcił się przy pulpicie. Dwóch
świadków wyraznie się nudziło. Pomieszczenie było niewielkie.
Niepewna swej decyzji panna młoda nawet nie zdążyłaby się
rozmyślić.
Stanęli przed obliczem sędziego.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
- Nie tego się spodziewałam - mruknęła Venus. - Zupełnie nie
tego.
- Dziś są walentynki - przypomniała recepcjonistka. - Mamy ruch
jak na taśmie. Nie zapominaj, moja droga, że liczy się to, co jest w
sercu.
Te słowa do niej przemówiły. Popatrzyła na Rileya i zrobiła krok
przed siebie. Ku przeznaczeniu. Kocha go, wie o tym. Inaczej to
wszystko nie byłoby warte funta kłaków.
Nikt nie jest w stanie przejrzeć duszy drugiego człowieka, ale
jednego była pewna - że Riley kochał ją na swój sposób. A jeśli jeszcze
nie, ona postara się, by tak właśnie było.
Od tego zależy jej szczęście. Może Riley jeszcze nie zdaje sobie
sprawy, lecz nie jest mu obojętna. Widziała to w jego oczach, po tym,
co dla niej robił.
Ceremonia odbyła się w tradycyjny sposób. Gdy Riley po-
wiedział sakramentalne  tak", popatrzyła mu głęboko w oczy... i
dostrzegła w nich to, co pragnęła zobaczyć. Wstąpiła w nią nadzieja.
- Teraz może pan pocałować pannę młodą - oznajmił sędzia.
Nacisnął przycisk i w głośnikach rozległ się dzwięk marsza weselnego.
Znak, że uroczystość dobiegła końca.
Weszli w chmurę kolorowego konfetti, aparat pstryknął kilka
zdjęć i wreszcie znalezli się na ulicy.
Przystanęli przed pulsującym neonem kasyna. Nie bardzo
wiedzieli, co teraz ze sobą począć. Poryw pustynnego wiatru szarpał
welonem.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Riley wziął ją za rękę, wsunął ich połączone dłonie do kieszeni.
Podeszli do rogu.
- Chciałaś kiedyś całować się na ulicy, nie oglądając się na nic?
Tylko dlatego, że już możesz? Bo jesteś po ślubie?
Venus uśmiechnęła się.
- Nigdy dotąd nie byłam po ślubie. - Zalotnie odrzuciła w tył
głowę.
- Ja też nie. - Pochylił się ku niej, przygarnął do siebie, odszukał
jej usta.
Z tyłu rozległy się śmiechy i trąbienie klaksonu. Riley z
ociąganiem wypuścił ją z ramion.
- Mamy rezerwację na lunch, a potem... zobaczymy. Wiedziała,
co chciał powiedzieć. Też na to czekała. I bała się. Poczuła dreszczyk
na plecach.
Zapadał zmierzch, gdy wreszcie dotarli do hotelu. Nie raz i nie
dwa w ciągu dnia przychodziło jej do głowy, że może Riley celowo
opóznia powrót. Włóczyli się od kasyna do kasyna, zaglądając po
drodze do sklepów, pozdrawiani przez przechodniów składających im
gratulacje z okazji ślubu.
W jednym z kasyn Venus postawiła dwadzieścia dolarów, które
dał jej tata. Wszystko się składało, liczyła więc na wygraną. Niestety
tym razem czternastka nie okazała się szczęśliwa. Powinno jej to dać
do myślenia, ale szybko odepchnęła od siebie niejasne obawy. To
żaden znak.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Tuż przed zmrokiem wrócili do apartamentu.
- Może chcesz zadzwonić do rodziców? - zapytał Riley. -
Powiedzieć, co się wydarzyło. I że tata stracił dwadzieścia dolarów.
Zaśmiała się perliście. Ostrożnie położyła bukiet na małym
stoliku.
- Razem im to powiemy, kiedy ich poznasz. - Patrzyła, jak Riley
zdejmuje marynarkę. I nagle uzmysłowiła sobie, że to jej mąż. -
Polubią cię, zobaczysz.
Znieruchomiał.
- Za to, że zabrałem ich małą dziewczynkę? Bez uprzedzenia, bez
poproszenia o zgodę?
- Moi rodzice chcą, żebym była szczęśliwa. Zawsze mieli do
mnie zaufanie. Wierzą, że dokonuję dobrych wyborów. To dotyczy też
ciebie i naszego ślubu.
Odwrócił wzrok, jakby te słowa nie były po jego myśli. Sięgnął
po mrożącą się w lodzie butelkę szampana. Kropelki wody kapnęły mu
na spodnie.
- No, wreszcie mamy naprawdę dobry powód, żeby otworzyć
szampana! - powiedział, spoglądając na Venus.
- Zauważyłeś, że zawsze czeka na nas nowa butelka?
- Pewnie jest w zestawie dla nowożeńców.
Podeszła do barku i wyjęła dwa wysokie kieliszki. Riley otworzył
butelkę.
- Różowy - obwieścił z dziwną miną. Nalał musujący płyn do
kieliszków. - Twój kolor ciągle się gdzieś pojawia.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
- Tak - odparła cichym, zmysłowym głosem. Delikatnie stuknęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl