[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się w wodzie i popłynął z powrotem.
Kiedy Liza miała już dosyć kąpieli, powoli wygramoliła się z basenu.
Usiadła na brzegu, zanurzając stopy w wodzie. Wystawiła twarz do słońca,
obserwując beztrosko, jak Tuareg chyba po raz dziesiąty okrąża basen, nie
zwalniając wcale tempa.
Była pewna, że na zawsze zapamięta ten dzień, nawet gdyby nie zapisała
go w dzienniczku. Od lat prowadziła taki dziennik, opisując najważniejsze
wydarzenia w swoim życiu. Miała dwie bliskie przyjaciółki - Sarę i Bailey - ale
ciągłe podróże sprawiały, że nie mogła dzielić się z nimi na bieżąco wrażeniami.
Pisała pamiętnik dla siebie, żeby móc powspominać piękne chwile, kiedy będzie
już zbyt stara, żeby podróżować.
Ostatnie dwa dni należały do najważniejszych w jej życiu. Sprawił to
mężczyzna, który teraz płynął tak szybko, jakby ścigały go piekielne moce.
Tuareg płynął naprzód, starając się zapomnieć o wszystkim, co go dręczy.
Wysiłek fizyczny pomagał odpędzić demony i zasnąć w nocy, choć na chwilę.
Wziął głęboki oddech i odbijając się od ściany basenu, zauważył, że Liza
siedzi już na brzegu.
Miał obowiązki wobec gościa. Zmienił kierunek i podpłynął do niej.
- Czy chce pani iść do domu? - spytał, otrząsając się z wody.
- O, nie. Tu jest cudownie. Czy uprawia pan pływanie?
- Nie.
- Szkoda. Z taką kondycją mógłby pan startować na olimpiadzie.
Zmarszczył brwi, siadając obok niej. Nura nie lubiła pływać. Wolała się
opalać na leżaku. Tak bardzo za nią tęsknił.
- Pewnie często korzysta pan z basenu. Tu jest chyba zawsze ciepło -
powiedziała Liza.
- Prawie zawsze. W zimie jest nieco chłodniej, ale i tak jest znacznie
cieplej niż gdzie indziej.
- 34 -
S
R
- W Seattle jest zwykle chłodno. Rzadko pływam na odkrytym basenie. W
mojej dzielnicy jest świetna kryta pływalnia. Tylko że zamiast pięknych
widoków, są betonowe ściany. Nie wiem, dlaczego nie umieszczono na nich ja-
kichś malowideł. Przynajmniej to miejsce miałoby jakąś atmosferę.
- Może powinna pani zasugerować ten pomysł.
- Był pan kiedyś w Seattle?
- Nie. Ale byłem w San Francisco i Los Angeles.
- No to musi pan kiedyś nas odwiedzić. Nie ma nic piękniejszego niż
widok na Mount Rainier w słoneczny dzień. Przynajmniej kilka razy w roku
mamy okazję go zobaczyć - dodała, wybuchając śmiechem.
Skinął głową.
- Może kiedyś.
Dlaczego tak jej odpowiedział? Przecież nie lubił podróżować. Wszystko
straciło dla niego urok trzy lata temu, gdy odeszła Nura. Kiedyś towarzyszył jej
w podróżach po świecie, wyprawach i przyjęciach. Bez niej nic nie miało sensu.
Mimo to niemal się zgodził jechać do Seattle.
Poruszył się niespokojnie. Liza spojrzała na niego z ciekawością. Jej oczy
miały niezwykły szary kolor. Czasem były prawie szarobłękitne, a kiedy indziej
stalowoszare. Czy to zależało od jej nastroju? A może kolor ubrania wywoływał
tylko złudzenia?
- Jestem panu bardzo wdzięczna za gościnność. Niestety muszę już
wracać do obozu. Na pewno nie mogą się mnie doczekać. Mogę pracować,
siedząc w namiocie. Jestem tam potrzebna.
- Doktor powiedział, że przez kilka dni nie powinna pani chodzić.
- Obóz jest mały i nie muszę dużo chodzić. A kiedy już usiądę, przez cały
dzień mogę nie ruszać się z miejsca.
- Proszę wziąć z sobą ten wózek - powiedział.
Przynajmniej nie będzie musiała nadwyrężać kostki. Kiedy odwiezie ją
helikopterem, sam sprawdzi, jak to wygląda.
- 35 -
S
R
Dlaczego tak się tym przejmował? Przecież prawie w ogóle jej nie znał.
Jednak ta kobieta potrafiła wykrzesać z niego jakąś iskrę. Jej opowiadania
o wykopaliskach sprawiły, że miał ochotę przekonać się na własne oczy, czy są
naprawdę wartościowe, czy też to tylko taktyka, żeby odwlec realizację jego
projektu.
- Och, dziękuję.
Spojrzał na nią. Dlaczego nawet nie próbowała z nim flirtować? Nie
wiadomo, czemu go to rozzłościło. Nawet gdy jeszcze jego żona żyła, kobiety
często próbowały go uwodzić. Może liczyły na to, że zechce zdradzić żonę. To
było wykluczone. Kochał Nurę od dziecka. %7ładna kobieta nie mogła się z nią
równać.
Nie miał zamiaru wiązać się z kimś innym. Pozostały mu wspomnienia z
kilku lat małżeństwa i one będą towarzyszyć mu do grobu.
- Jutro rano odwiozę panią helikopterem. Będzie pani mogła zrobić
zdjęcia z góry - powiedział, odrywając się myślami od przeszłości.
Na twarzy Lizy pojawił się zachwyt. Jak ta dziewczyna potrafiła się
cieszyć! Miała w sobie tyle entuzjazmu i rozwagi.
W pewnym sensie byli do siebie podobni. Oboje chyba obawiali się
bliższych kontaktów z ludzmi. Tylko dlaczego tak się nią przejmował?
Wstał i sięgnął po leżący na fotelu ręcznik. Wytarł się, a potem podał
Lizie drugi.
Podziękowała uśmiechem i wyżęła włosy, po czym długo wycierała je
ręcznikiem.
Nura nigdy nie rozczochrałaby tak fryzury. Jednak ta dziewczyna wcale
nie przejmowała się tym, że jest potargana. Promienie słońca połyskiwały na jej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]