[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Podczas przebÅ‚ysków Å›wiadomoÅ›ci usiÅ‚owaÅ‚a roz­
gryzć Brice'a. Wiedziała, że jej nie lubi, i wcale się
temu nie dziwiła. Ale... stanowił zagadkę. Głos miał
chłodny, często o sarkastycznym zabarwieniu, lecz
dotyk czuły i delikatny. Zajmował się nią niezwykle
sumiennie, chociaż wcale nie musiał. Prawdę mówiąc,
nie rozumiała, dlaczego nie zostawił jej na parkingu
przed domem opieki, tylko przeniósł do swojego
samochodu i zabrał do siebie.
DochodziÅ‚o poÅ‚udnie, kiedy obudziÅ‚a siÄ™ na dÅ‚u­
żej niż minutÄ™ czy dwie. Nie podnoszÄ…c znad podu­
szki gÅ‚owy, zaczęła rozglÄ…dać siÄ™ po pokoju. UrzÄ…­
dzony był w stylu rustykalnym; nie zdążyła jednak
skupić się na detalach, ponieważ nagle dostrzegła
Brice'a.
Siedział w drewnianym fotelu na biegunach, ale nie
bujał się; po prostu się w nią wpatrywał. Uznała, że
skoro jemu wolno, to jej również.
Minę miał poważną, nasrożoną. Włosy ciemne,
raczej dÅ‚ugawe. Oczy też ciemne, chociaż z tej odleg­
łości nie widziała ich koloru. Twarz ogorzałą o dość
nieregularnych rysach.
Na oko dałaby mu czterdzieści łat, ale może był
młodszy. Może postarzała go surowa mina i harde,
nieprzenikliwe spojrzenie.
Barbara Delinsky 63
- Jak się czujesz? - przemówił w końcu, nie
zmieniajÄ…c wyrazu twarzy.
- W porządku - wychrypiała.
- ChrypkÄ™ masz imponujÄ…cÄ…. A  w porzÄ…dku"
niewiele mi mówi. Chciałbym wiedzieć, czy czujesz
się lepiej, czy gorzej niż wczoraj.
Zamyśliła się.
- Chyba lepiej. KoÅ›ci mnie już tak nie bolÄ…. - Wyj­
rzała przez okno. - Wciąż pada?
- Owszem.
- Dróg jeszcze nie odśnieżano?
- Odśnieżano. Wielokrotnie. Ale śnieg wciąż sypie.
- Może następnym razem, kiedy pojawi się pług...
Zobaczył błysk nadziei w jej oczach i domyślił się,
co Karen chodzi po głowie. Szybko wyprowadził ją
z błędu.
- To ci nic nie da. Pługi nie podjeżdżają pod mój
dom, a człowiek, który odśnieża mi podjazd, zjawi się
dopiero wtedy, jak przestanie padać.
- Przecież jesteś lekarzem. Nie może być tak,
żebyś nie mógł wyjechać do pacjenta.
- Mam prywatnÄ… praktykÄ™.
- W takim razie pacjenci powinni móc dojechać do
ciebie.
- Wiedzą, że podczas śnieżycy lepiej udać się
bezpośrednio do szpitala. Jeśli jestem tam potrzebny,
wtedy przyjeżdża po mnie radiowóz.
Zamknąwszy oczy, Karen przełknęła ślinę, po
czym utkwiła wzrok w suficie.
64 DRUGIE ROZDANIE
- Nie mogę tu siedzieć cały dzień. - Przeniosła
spojrzenie z sufitu na skupioną twarz mężczyzny.
- Przecież sam byś tego nie chciał.
- Nie trać siły na mówienie.
- Ale patrzÄ…c realistycznie....
- Patrząc realistycznie - przerwał jej - to oboje
znalezliÅ›my siÄ™ w sytuacji bez wyjÅ›cia. Nie powstrzy­
mam opadów śniegu. A służby miejskie mają dość
problemów; oprócz odÅ›nieżania dróg, muszÄ… przy­
wrócić elektryczność. Doszło do awarii.
Karen skrzywiÅ‚a siÄ™, ale nic nie powiedziaÅ‚a. Mó­
wienie rzeczywiÅ›cie wymagaÅ‚o sporego wysiÅ‚ku. Po­
nownie zamknęła oczy i zaczęła rozmyślać o swoim
mieszkaniu w Syracuse, o stosie książek leżących na
biurku, o pracy w Pepper Mill: czy szef jej nie zwolni,
jeśli nie pojawi się dwa dni pod rząd? Przekręciwszy
się na bok, chwyciła się za brzuch i wydała jęk
rozpaczy.
Brice natychmiast doskoczył do łóżka i przyłożył
rękę do jej czoła. Było ciepłe, ale nie parzyło. Trochę
go zdziwiły kropelki potu, które wystąpiły jej na nosie.
- O co chodzi? - spytał zaniepokojony. - Co cię
boli?
- Nic - szepnęła.
- Gorzej siÄ™ czujesz?
Nie zareagowała.
- Karen?
- Boję się - przyznała cicho.
- Czego? Powiedz.
Barbara Delinsky 65
Uniosła powieki. Przez moment zastanawiała się,
czy taki człowiek jak Brice Carlin, pewny siebie,
opanowany, jest w stanie zrozumieć jej obawy i roz­
terki.
- Kiedy myślę o tym wszystkim, co powinnam
teraz robić, ogarnia mnie przerażenie. Niemal duszę
się. Coś, pewnie panika, ściska mnie za gardło.
Doskonale wiedział, o czym dziewczyna mówi, ale
zamiast wdawać się w rozmowę, stwierdził rzeczowo:
- To stan umysłu, a nie choroba. Niestety na to nie
ma lekarstwa.
Prychnęła, co było błędem, bo zaraz dostała ataku
kaszlu.
- A nie masz czegoÅ› - spytaÅ‚a, odzyskawszy od­
dech - co by mnie uśpiło na czas trwania śnieżycy?
- Tego właśnie chcesz? Odpłynąć w siną dal?
- Nie. - Pokręciła zrezygnowana głową. - Chcę
wstać, wrócić do domu i do czekajÄ…cych mnie obo­
wiązków.
- Karen, Å›wiat nadal bÄ™dzie istniaÅ‚, kiedy wy­
zdrowiejesz.
Mruknęła coś sceptycznie pod nosem i opadła na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl