[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tem.
Gdy muzyka umilkła, Carlos odprowadził Bellę do stolika. Zamówił napoje i przy-
glądał jej się zamyślony.
- Potrafisz zaskakiwać, Bella - powiedział, nie spuszczając z niej wzroku.
Milczała, woląc na razie nie wdawać się w dalsze dyskusje.
R
L
T
ROZDZIAA SZÓSTY
W klubie tanga nie zabawili zbyt długo. Carlos odprowadził Bellę pod hotel i po-
żegnał się z nią krótkim skinieniem. Nie była rozczarowana, bo już wcześniej postano-
wiła wybić go sobie z głowy.
Dziś, doskonale wyspana i odświeżona, była gotowa poznawać uroki Argentyny.
Jak na niedzielny poranek w mieście panował nieprawdopodobny zgiełk. Bella by-
ła tym zafascynowana. Nie zamierzała siedzieć w hotelu i czekać na telefon od Carlosa.
W recepcji otrzymała kieszonkowy plan miasta i wyruszyła na gwarne ulice. Gdziekol-
wiek siÄ™ udaÅ‚a, spotykaÅ‚a porteños, jak nazywano rdzennych mieszkaÅ„ców Buenos Aires,
którzy tańczyli tango wprost na chodnikach, obserwowani przez tłumy przechodniów.
Jej wzrok przykuł ocieniony drzewami placyk na końcu brukowanej uliczki, na
którym zorganizowano zaimprowizowany parkiet taneczny. Zwieciło słońce, niebo było
bezchmurne, a dzwięki muzyki przeplatały się z szumem bijącej pośrodku fontanny.
Stojący opodal biały rokokowy kościółek dodawał placykowi uroku. Bella poczuła ra-
dosne podniecenie, chłonąc egzotykę otoczenia. Naprawdę znalazła się na innym konty-
nencie... Osłoniła oczy i z zachwytem śledziła wprawne ruchy tancerzy, nieświadoma, że
ktoś stanął tuż za nią.
- Mogłabyś się stać łatwym łupem - przemówił znajomy głos.
- Carlos! - wykrzyknęła, rumieniąc się jak piwonia.
Z miną pełną dezaprobaty pokazał jej skórzany czerwony portfelik.
- Miałaś otwartą torebkę - wyjaśnił. - W hotelu powiedzieli mi, gdzie mogę cię
znalezć. Mam nadzieję, że jesteś już spakowana?
W mgnieniu oka beztroska turystka zmieniła się w podwładną, która miała do wy-
konania konkretną pracę. Kryjąc zakłopotanie, wzięła swój portfel i schowała go do to-
rebki, zatrzaskując zamek. Zerknęła na Carlosa, który przytrzymał jej wzrok niczym w
tangu. Z trudem odwróciła oczy i ruszyła z powrotem do hotelu.
Szła szybkim krokiem, powtarzając sobie, że wkrótce przywyknie do seksownego
przeciągania samogłosek przez Carlosa. Okoliczności jednak jej nie sprzyjały. W ten
niedzielny poranek miasto było wręcz przesiąknięte namiętnością, wszędzie wirowali
R
L
T
tancerze, kobiety ukazywały szczodrze swe wdzięki spod wysoko rozciętych sukienek,
omdlewając w ramionach partnerów, by po chwili znów podjąć z nimi walkę. Samo pa-
trzenie na to było wyczerpujące.
- Tango wchodzi w krew - zauważył Carlos, czego nie skomentowała. - Twoje ba-
gaże zostały już zabrane na lotnisko.
Poczuła przypływ paniki. Czyżby odsyłał ją jednak do domu? Widząc jej zasko-
czenie, wyjaśnił, że polecą prywatnym odrzutowcem.
No tak, właściwie powinna się tego spodziewać...
W samolocie mogła zająć miejsce na jednym z kilku wygodnych foteli, ale wie-
dziona dziecinnym impulsem wybrała kabinę pilota i siadła obok Carlosa. Nawet nie
próbowała sobie wmawiać, że fascynuje ją pilotowanie; to raczej Carlos przyciągał ją jak
magnes.
Sprawdził zapięcie jej pasa i pomógł założyć słuchawki. Uśmiechnął się szeroko,
jakby czytał w jej myślach. Pospiesznie odwróciła wzrok i wyjrzała przez okno. Gdy za-
kończył procedurę przed startem, ledwo mogła oddychać z podniecenia.
- Nie ma się czym denerwować - zapewnił.
- Jestem spokojna - skłamała, poluzowując uchwyt na poręczy fotela.
Na myśl, że znajdzie się wraz z Carlosem na pustkowiu, do którego trzeba lecieć
samolotem, bo droga lądem zajmuje Bóg wie ile czasu, robiło jej się słabo.
- Nie miej takiej zmartwionej miny, zajmę się tobą, zobaczysz - powiedział.
Właśnie tego się obawiała.
Carlos porozmawiał z wieżą kontrolną, ustawił samolot na pasie i z rykiem zaczął
grzać silniki. Po chwili otrzymał pozwolenie na start. Przesunął drążek, zwolnił hamulec
i w ciągu kilku sekund maszyna wystrzeliła w powietrze.
Gdy przebijała się przez pierwszą warstwę chmur, Bella pomyślała z przestrachem,
że teraz już nie ma odwrotu.
Po kilku godzinach chmury się rozstąpiły, ukazując świat jakże odmienny od
strzelających w niebo wieżowców wielomilionowego miasta. Na ciągnących się po ho-
ryzont połaciach zieleni, brązu i złota Bella zdołała wypatrzeć lądowisko dla samolotów,
R
L
T
zwykły pas utwardzonej betonem ziemi. W oddali pyszniły się majestatyczne, ośnieżone
szczyty gór na tle kobaltowo-błękitnego nieba.
Pampa. Serce Belli drgnęło z zachwytu. Galopować tu, na tej niczym nieograni-
czonej przestrzeni, żyć tak blisko natury... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl