[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sobie wyobrazić. Kiedy Solve słyszał o takiej dziewczynie, zawsze ogarniała go szalona
chęć, by zdobyć ją i zbrukać.
Chłopi odeszli, a kiedy miał pewność, że znalezli się już w domach, pospieszył po klatkę.
Umieścił ją w małej wewnętrznej izdebce bez okna i wyszedł na próg, w noc.
Słowenia? Nigdy nie słyszał o takim kraju. Z tego, co mówili, musiał to być jeden z całego
mnóstwa krajów na Bałkanach,
Prymitywni barbarzyńcy, nic interesującego dla takiego światowca jak on. Nie pojmował,
dlaczego właśnie tutaj udał się Tengel Zły.
Tak, na pewno był właśnie tutaj! Wyostrzonym instynktem, charakterystycznym dla
dotkniętych, Solve wyczuwał, że znajduje się on bardzo, bardzo blisko.
Rozpościerała się nad nim rozgwieżdżone niebo. W oddali wyło jakieś zwierzę.
Solve drgnął. Na niewielkim wzniesieniu, całkiem niedaleko, stała wysoka samotna postać.
Nie ulegało wątpliwości, że zwrócona jest w stronę nowego domostwa Solvego.
W ciemności nocy Solve poczuł się nieswojo. Wiatr nieprzyjemnie szeleścił w kwitnących
żółto krzewach, poruszał gałęziami i liśćmi.
Nie spoglądając już więcej na postać z zaświatów, odwrócił się, wszedł do środka i
zatrzasnął za sobą drzwi. Zaklął głośno, gdy zobaczył, że nie ma w nich zamka. Zastawił je
stołkiem i wsunął się pad przykrycie z owczych skór na łóżku.
Doprawdy, jak nisko upadł!
Ale jeszcze zmieni niepowodzenie w bogactwo i szczęście.
Po raz kolejny zastanowił się nad tym, jak okropne i puste jest życie.
A przecież tak wiele zależy od tego, co człowiek z nim uczyni.
Ale Solve tak nie myślał. Cóż mógł poradzić na to, że wszystko idzie mu jak po grudzie?
Wyraznie los mu nie sprzyja!
94
Pod przykryciem zacisnął dłonie w pięści. Jeszcze się okaże, kto ostatecznie wygra. On jest
niezwyciężony!
95
ROZDZIAA IX
Elena jak zwykle wstała bardzo wcześnie. Wydoiła swoje dwie kozy, powiedziała kilka
przyjaznych słów do kota, które ten bardzo sobie cenił, zwłaszcza że towarzyszyła im
kropelka mleka. Był to dzień, w którym miała warzyć sery. Od dawna już zbierała na ten cel
mleko.
Z tego właśnie się utrzymywała, innych możliwości nie miała. Sery od czasu do czasu
wymieniała na trochę mięsa, a poza tym odżywiała się głównie tym, co mogły dać jej łąka i
las.
Dzień ten różnił się od innych. Było już pózno, gdy wyprowadziła kozy, nie odchodziła więc
zbyt daleko od domu.
Pogoda była piękna, powietrze przejrzyste, rozciągał się widok na wioskę i jeszcze dalej aż
do Adelsbergu. Słoweńcy naturalnie mieli własną nazwę dla owej dziwnej okolicy
Adelsbergu. Dopiero Austriacy po podbiciu całej Słowenii wprowadzili własne miano, a może
uczynili to jeszcze wcześniej Niemcy, gdy Słowenia stanowiła część cesarstwa rzymskiego
narodu niemieckiego.
W każdym razie Adelsberg dla Eleny było obcą nazwą.
Ale czy do chaty leciwego Janko ktoś się nie sprowadził? Do tej starej, prawie zapadającej
się chałupy?
Sądząc po sylwetce, musiał to być bardzo młody człowiek.
Któż to mógł być?
W wiosce maleńkiej jak ta ludzie ciekawi są swoich sąsiadów.
W myślach starała się przypomnieć sobie wszystkich wioskowych mężczyzn i doszła do
wniosku, że nie mógł to być żaden z nich. Ten człowiek poruszał się inaczej, chodził
lżejszym krokiem, bardziej niespokojnie i nerwowo.
Czy kierował się w stronę jej domu?
Matko Przenajświętsza, co miała teraz robić? Elena była nieśmiałą dziewczyną,
nieprzywykłą do obcych. Zwłaszcza od młodych mężczyzn trzymała się z dala, wiedziała
bowiem, że w wiosce pilnie przypatrywano się wszystkiemu, co robiły młode panny.
%7łeby nie zaszkodzić zbytnio swej opinii, postanowiła wyjść mu na spotkanie.
Im bardziej zbliżali się do siebie, tym szerzej otwierała oczy ze zdumienia. Kiedy już znalezli
się bardzo blisko, Elena pomyślała, że musi to być chyba najpiękniejszy młodzieniec na
96
świecie. Co prawda nigdy nie wypuściła się nigdzie dalej poza swą okolicę, to znaczy była
tak daleko, jak dało się zajść pieszo lub dojechać wozem w jeden dzień.
Gdy jednak znalazła się tuż przy nim, zauważyła, że po pierwsze nie był wcale taki młody,
jak jej się początkowo wydawało, mógł mieć około trzydziestu lat, a w dodatku na twarzy
malował mu się wyraz goryczy. Ale mimo wszystko, cóż za wyjątkowo przystojny
mężczyzna!
A te oczy! Elena nigdy nie widziała podobnych. Lśniące złotawo, szelmowskie, wesołe...
Oniemiała z podziwu, zapomniała nawet go powitać...
A jednak...? W tej twarzy tkwiło coś, czego nie potrafiła nazwać, coś, co ją odpychało.
Odrobina nikczemności? Nie! To niemożliwe. Wszak to szlachetny pan, i tak pięknie ubrany.
Mimo wszystko nie mogła się pozbyć nieprzyjemnego wrażenia.
Solve obserwował ją, uśmiechając się krzywo, po czym pochylił się nad jej dłonią i złożył na
niej pocałunek. Wystraszona przyciągnęła rękę do siebie, nigdy czegoś podobnego nie
doświadczyła, z pewnością było to nieprzyzwoite. Wybacz mi, Panno Mario, nie wiedziałam,
co on ma zamiar zrobić!
Co za ślicznotka, pomyślał Solve. Uboga i chłopka, to prawda, ale czysta i nietknięta! A więc
to Elena, jego sąsiadka! Może czas spędzony tutaj jednak nie będzie całkiem zmarnowany.
Bardzo szybko zorientowali się, że nie potrafią się porozumieć. Stanowiło to pewną
przeszkodę, lecz Solve nie zamierzał się tym przejmować. Za pomocą gestów i
najprostszych słów usiłował wytłumaczyć jej, że mieszka w chacie poniżej, i zapytać, czy to
nie jej domostwo leży tam na górze?
Elena, onieśmielona, z zapałem kiwała głową.
Solve uśmiechnął się szeroko, zapraszająco. Ostrożnie odpowiedziała uśmiechem. Stała ze
spuszczoną głową, czubkiem buta rysując zawijasy na ziemi. Nie śmiała podnieść wzroku.
Solve gestem zapytał, czy nie zechciałaby pójść wraz z nim do jego domu. Popatrzyła na
niego z przerażeniem, znów zakręciło się jej w głowie od jego baśniowej wprost urody, i
energicznie pokręciła głową.
Wskazał na kozy i zaczął naśladować ruchy przy dojeniu. Elena kiwała głową i nagle wpadła
na pewien pomysł. Poprosiła go bez słów, by poczekał w tym samym miejscu, i co sił w
nogach pobiegła do swej chatki.
Solve naturalnie nie czekał. Ostrożnie zbliżył się do jej domu, nie za blisko, na tyle, by
pokazać, że rozszerzył swoje terytorium także i na jej zagrodę. W każdym razie tak myślał.
97
Uśmiechnął się do siebie, wprawdzie niezbyt pięknym uśmiechem, ale bardzo był
rozbawiony.
Podjął decyzję.
Dotychczas, kiedy zależało mu na zdobyciu wyjątkowo trudnych kobiet, na przykład
małżonek wysoko postawionych szlachciców, posługiwał się zwykle swą magiczną mocą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]