[ Pobierz całość w formacie PDF ]
działał - wszystkie wrażenia były spotęgowane, ale tym razem
w dobrym sensie. Odpowiadała pieszczotą na pieszczotę. Kiedy
w końcu założył kondom, wciąż chichotała, wciąż się do niego
tuliła. Przykrył ją swoim ciałem i znieruchomiał na chwilę,
z uśmiechem, który mówił: Czy to nie jest wspaniałe?
Odwzajemniła uśmiech. Zamknęła oczy, kiedy w nią wszedł,
powoli, właśnie tak, jak lubiła. Czy to nie jest piękne? - myślała,
zgadzajÄ…c siÄ™ w duchu z jego niewypowiedzianym pytaniem.
Seks, który sprawiał radość. To było naprawdę coś.
Zrobiło się pózne popołudnie, kiedy zaczęła wygrzebywać
się z łóżka. Spędzili w nim dobre cztery godziny - oczywiście
nie tylko siÄ™ kochali. Czasami rozmawiali, tak na luzie, o wszys
tkim i o niczym. Kit zdrzemnÄ…Å‚ siÄ™ na chwilÄ™, a ona go
obejmowała, wsłuchana w jego oddech, czując, że jest jej bliższy
niż ktokolwiek w jej życiu.
Czuła się tak, jakby mieszkała tu od zawsze. Rozejrzała się.
Inne plakaty. Narzeczona księcia". Bulwar Zachodzącego
Słońca". The Doors". Okno wychodziło na ulicę.
Westchnęła, przytulając się jeszcze na moment do poduszki.
Może by wyszli na kolację... Nie wiedziała, czy Kit dziś pracuje
w kawiarni, ale czuła, że to nie koniec dobrego. To było...
Uśmiechnęła się. Niesamowite" nie było właściwym słowem.
To było uczucie fenomenalne - i bardzo, bardzo, bardzo
przyjemne.
Dlatego kompletnie ją zaskoczył, kiedy wyszedł z łazienki
w czapce baseballowej, w T-shircie i wytartych dżinsach.
Włożył już nawet buty.
- Muszę iść - powiedział bez żadnych wyjaśnień.
Zamrugała i jak każda zbita z tropu bohaterka filmowa
podciągnęła prześcieradło, jakby to miało ocalić jej godność.
- Okej - odparła, nie chcąc spytać: w tej chwili?" i zabrnąć
do końca w banał.
Kiwnął głową, chwytając ze stolika psią smycz. I ruszył do
drzwi.
- Kit! - wrzasnęła, nie będąc w stanie się pohamować.
Zatrzymał się i odwrócił.
- Czy mam... Spotkamy się pózniej? - Cholera. Znów
wyświechtana odzywka.
- Chyba tak. - Wzruszył ramionami. - Zdaje się, że Taylor
ma jakieÅ› plany.
Patrzyła na niego, czekając na wyjaśnienie, ale nie doczekała
się. Wyskoczyła z łóżka.
- Zaczekaj chwilÄ™. UbiorÄ™ siÄ™ tylko i wychodzÄ™.
Zmarszczył brwi. Nareszcie jakiś ślad emocji.
- Nie musisz.
- Owszem, muszę. Chyba że podasz mi jakiś powód, dla
którego miałabym zostać.
- Tak...? - Gapił się teraz na nią, zdezorientowany. Zerknął
na ścianę z ironicznym uśmieszkiem. - O czwartej jest Laborato
rium Dextera".
Prychnęła i zgarnęła z podłogi ubrania.
- Co jest grane, Saro? - Stanął przed nią i uniósł palcem jej
podbródek. %7łeby się chociaż tak nie uśmiechał... - Dobrze się
bawiłaś? Przecież o to głównie chodzi, prawda?
Jakby dostała policzek. Bolesny policzek. Ubrała się z wy
studiowanym spokojem. Włożyła buty i spojrzała mu w oczy.
- Zwietnie się bawiłam. Dzięki. Zadzwonię do ciebie, jak
znów przyjdzie mi ochota się zabawić.
- Saro, myślę, że robisz błąd.
- Kochasz mnie? - spytała obcesowo.
- Ja... nie zastanawiałem się nad tym - powiedział wolno.
- No to już popełniłam błąd. - Odwróciła się na pięcie
i ruszyła do drzwi.
- Akceptuję cię! - zawołał za nią z przedpokoju. - Czy to na
razie nie wystarczy?
- Nie chcę żadnego na razie"! - odkrzyknęła, zawieszając
na ramieniu torebkÄ™. - I nie chcÄ™ ciebie!
ROZDZIAA SIEDEMNASTY
Unhappy Girl /dance remix /
(Nieszczęśliwa dziewczyna /dance remix/)
- Papierosa? - spytał Taylor, kiedy Martika wsiadła do
samochodu.
- Nie, dzięki. - Odsunęła szybę, wystawiając twarz na
podmuch świeżego powietrza.
Denerwowała się. Był jej najlepszym przyjacielem, znali się
jak łyse konie, a jednak nie miała bladego pojęcia, jak Taylor
przyjmie tÄ™ nowinÄ™.
- Jak leci? Założę się, że polubisz Artura. On jest pyszny!
Taki zabawny! I on polubi ciebie.
- Jesteś pewny? - spytała słabym głosem, wciąż myśląc
o rozmowie z matkÄ….
- Jasne. Lepiej, żeby cię polubił. Jak nie, to pakuje manatki.
- Mówisz poważnie...?
- Słonko, znasz mnie. Z kim normalny człowiek chciałby się
zestarzeć? Z najlepszym przyjacielem czy z jakąś fantastyczną
dupÄ…?
- I za to ciÄ™ kocham.
- Ha. - Puścił do niej oko. - A ja myślałem, że za...
- Chcę mieć to dziecko.
- SÅ‚ucham?
- Postanowiłam urodzić to dziecko.
Zapadła cisza. Martika zakryła dłońmi twarz i miała wraże
nie, że cała zapada się w fotel. Nie dlatego żeby myślała, że to zła
decyzja. Inna już nie wchodziła w grę.
- Rozumiem. - Jakby stracił mowę, co do Taylora było
zupełnie niepodobne.
- Myślisz, że to głupi pomysł, co?
Nie odpowiedział. Prowadził, patrząc przed siebie.
- Myślę, że będę wybitną matką.
- Dlatego to robisz? - spytał głosem bez wyrazu.
- Mam tysiąc dobrych powodów, żeby to zrobić. - Wzięła
głęboki oddech. - Wiem, że tobie wydaje się to głupie, ale...
chodzi o to... Mam tysiąc powodów, żeby tak postąpić. Tysiąc.
- Wymień jeden, Martika.
- Dobrze - powiedziała ostrym tonem i zamilkła.
Bo zawsze chciałam być matką. Nie, żałosne.
Bo nie mogłam sobie wyobrazić, że je stracę. Bo w końcu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]