[ Pobierz całość w formacie PDF ]

grę uczucie pomiędzy człowiekiem i zwierzęciem. Chciała wiedzieć, czy Sam jest martwy, czy
też żyje i może leży gdzieś połamany. Wstrzymała klacz. Do tamy było około ćwierć mili.
Stojąc na skarpie z czerwonej gliny dostrzegła, jak coś się w dole poruszyło.
- Sam! - Sarah nie chciała ryzykować zejścia ze skarpy na Tildie.
Zsiadła z konia i przywiązała go do młodej sosny georgijskiej. Ruszyła wzdłuż skarpy
w kierunku drzew rosnących nad brzegiem. Dostrzegła teraz wyraznie sylwetkę zwierzęcia.
Zatrzymała się przy nadbrzeżnych drzewach.
- Sam! - Biała sierść konia pokryta była czerwienią. Czyżby krew? Koń podszedł bliżej
i ujrzała, że było to tylko błoto. Wyciągnęła ręce. Wystraszone i wycieńczone zwierzę zbliżyło
się do niej, wsuwając pysk w jej dłonie.
- Sam! - Przytuliła się do niego, wycierając czerwoną glinę z jego szyi.
Założyła mu siodło i wskoczyła na niego ściągając lejce. Stopy majtały się jej poniżej
strzemion dopasowanych do nóg Michaela.
- Zabiorę cię stąd, Sam - szepnęła głaszcząc go łagodnie po ubrudzonej czerwoną gliną
białej szyi i grzywie, która kiedyś była czarna.
- Zabiorę cię stąd - trąciła go kolanami.
Minęło sporo czasu, zanim wspięła się po skarpie na wyczerpanym koniu i odnalazła
Tildie. Sarah przesiadła się na Tildie, a Sama prowadziła, trzymając go za uzdę. Glina na jego
ciele zaczynała zasychać i odpadać. Wracając do dzieci, zobaczyła tylko trzęsącą się Annie.
Michaela nie było. Zamarła na moment. Ujrzała go po chwili, targającego naręcza drew do
ogniska. Zauważyła, że nie miał na sobie kurtki, oddał ją siostrze. Sarah swym ciałem rozgrzała
Annie. Mówiła, ni to do dzieci, ni to do siebie, w zasadzie głośno myśląc:
- Straciłam karabin. Konie są wyczerpane. Szaleńcy, którzy byli razem z tym, co miał
naszyjnik z ludzkich zębów, są prawdopodobnie gdzieś niedaleko...
Nagle usłyszała coś, co najpierw ją przeraziło, a potem dodało otuchy. Byli to z
pewnością bandyci, ale dobiegł ją warkot ciężarówki. Zostawiła Michaela i Annie wraz z
końmi pół mili dalej, zaś sama, drżąc z zimna, w przemoczonym ubraniu, zaczaiła się w
zaroślach blisko brzegu. Zauważyła jeden samochód, pickup, z kanistrami zapasowego paliwa
na skrzyni. Z dodatkową benzyną mogłaby włączyć ogrzewanie. Był to ford. Często jezdziła
takim pickupem. Poradziłaby sobie z prowadzeniem go. Dostrzegła dziesięciu bandytów. Jeśli
dwóch jechało w pickupie, to sądząc po ośmiu zaparkowanych samochodach, widziała ich
wszystkich. Wytarła prawą dłoń o mokre spodnie i chwyciła nią pistolet maszynowy. Nie
wiedziała, czy proch nie zamókł, czy w ogóle wystrzeli albo czy nie wybuchnie jej w rękach.
Był tylko jeden sposób, aby to sprawdzić. Wyszła zza drzew, podchodząc bliżej brzegu.
Bandyci zgromadzili się wokół ogniska, dosyć daleko od wozu. Broń położyli obok na ziemi
lub też oparli o drzewa. Leżały tam karabiny typu Colt, a może nawet AR-15, takie jak ten, co
utonął w jeziorze.
Wszystko na nic, jeśli w stacyjce nie będzie kluczyka. Wiedziała, że można zapalić
samochód bez klucza, ale nie potrafiła tego zrobić. Z wodą chlupiącą w butach, z mokrą chustą
na głowie, drżąc pod wełnianym płaszczem, ruszyła w kierunku samochodu. Nagle skoczyła,
kryjąc się za kabinę wozu. Usłyszała charczący głos jednego z bandytów:
- Idę się odlać, za sekundę wracam.
Odgłos kroków zbliżał się. Przywarła przodem do kabiny pickupa. Silnik był gorący i
poczuła jego ciepło. Kroki bandyty stawały się coraz głośniejsze. Odbezpieczyła pistolet, który
trzymała w prawej ręce. Wstrzymała oddech. Mężczyzna minął ją i poszedł w kierunku drzew,
spomiędzy których wyszła. Odetchnęła. Zabezpieczyła pistolet i spojrzała do tyłu, za ciężarów-
kę, w kierunku pozostałych dziewięciu bandytów. Wciąż stali wokół ogniska. Wyprostowała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl