[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Naprawdę nie możesz namacać? zapytałem spokojnie.
137
Puszczaj! Duszę się! Nie rób ze mnie wariata!
Zrozumiałem, że w tym stanie psychicznym raczej nie dokona odkrycia i wy-
puściłem go z żalem.
Zobaczysz, zamelduję Ernestowi odgrażał się dysząc i łapiąc powietrze
jak ryba. Tam nic nie ma. Naumyślnie wymyśliłeś wszystko, żeby się odegrać.
Wzruszyłem ramionami.
Pewnie, że nic nie zobaczyłeś. Gdybyś zamiast trząść się ze strachu zbadał
dokładnie wnętrze. . .
Ja? Trząść się ze strachu?!
Wrzeszczałeś jak szalony.
To ze złości. Nie lubię, jak ktoś mi szura. Mówię ci, że tam jest przejście.
A ja ci mówię, że jesteś stuknięty solidnie i dokładnie, tylko nie tam gdzie
trzeba.
W każdym razie nie zbadałeś.
No pewnie, że nie zbadałem rzekł jakby z wahaniem.
A zatem nie możesz twierdzić na pewno, że nie ma.
No. . . nie mogę.
Widzisz uśmiechnąłem się pogardliwie.
Ty, Cykorz pogroził mi ty się nabijasz ze mnie. Przyznaj, że wszystko
wyssałeś z palca.
Nic nie odpowiedziałem.
No, przyznaj się. Wszystko wymyśliłeś.
Możesz myśleć, co chcesz wzruszyłem ramionami w każdym ra-
zie pamiętaj, ja cię uprzedziłem. W razie czego miej do siebie samego pretensje.
I radzę ci, zamknij jednak tę szafę na klucz. Tak będzie lepiej.
Zeflik zawahał się. Patrzył w rozterce to na mnie, to na szafę. Musiałem jednak
posiać w jego duszy ziarenko niepokoju, bo jednak przekręcił klucz w zamku.
Ponieważ z szafy nie dobiegały żadne podejrzane odgłosy, uznałem za stosow-
ne zmienić temat rozmowy.
Wróćmy do wtajemniczeń powiedziałem.
Zeflik spojrzał na mnie ponuro.
To już nie ze mną, łobuzie. Zaraz przyjdzie Pleksik i wtajemniczy cię dalej.
A ty nie możesz? Tak przyjemnie wtajemniczałeś.
Zeflik chrząknął nieco pochlebiony.
Pleksik zrobi to lepiej. On jest specjalistą od wtajemniczeń. Ja już kończę
służbę.
Szkoda.
Dwie godziny w tych murach wystarczy. Nie wytrzymuję dłużej. To mi
szkodzi na zdrowie. Zwłaszcza jak muszę wtajemniczać takich ciemniaków jak
ty.
A może ty już nic nie wiesz więcej?
138
Ja?! Ech, ty cepie! uśmiechnął się dumnie. Gdybym chciał, to mógł-
bym nawet wtajemniczać samego Ernesta. . .
Naprawdę? postanowiłem pociągnąć go za język i udałem głębokie nie-
dowierzanie.
Czy pamiętasz o ilu wtajemniczeniach mówił Ernest? zapytał urażony.
O pięciu.
No właśnie! powiedział wydymając wargi Zeflik Ernest zna tylko
pięć. . .
A ty znasz więcej? zapytałem ostrożnie.
Ja znam szóste odpowiedział.
Nie ma szóstego wtajemniczenia! zaprzeczyłem gwałtownie, żeby go
pobudzić do puszczenia farby.
Jest! Tylko ani słowa o tym.
Ciekawym jakie?
Za dużo chciałbyś wiedzieć. Co u licha z tym Pleksikiem? spojrzał na
zegarek.
Może zanim on przyjdzie, wtajemniczysz mnie trochę powiedziałem.
Nie nudz, Cyku.
Wykręcasz się, bo nic nie wiesz.
Znów zaczynasz? O rany, co za człowiek. No więc dobrze, na czym to
skończyliśmy?
Na ostatnim ataku. %7łe kiedy wszystko będzie gotowe, zniszczymy Bloke-
rów.
Zniszczymy?
No przecież to jest nasz cel.
Zeflik uśmiechnął się lekceważąco.
Tak myślą tylko ci, którzy nie znają czwartego wtajemniczenia. Zniszczyć
Blokerów? Cóż to by był za cel? Ale dobrze, że szeregowcy tak myślą. To ich
pobudza do walki. Chłopaki lubią mieć kogoś do bicia. Blokerzy są właśnie do
bicia. Napuszczamy wiarę na Blokerów i w ten sposób utrzymujemy ją w Związ-
ku. Inaczej chłopaki by się zanudzili. To jest właśnie nasza polityka, Cyku.
Więc nie chodzi wam o Blokerów?
A co by nam przyszło z jakiejś tam bijatyki. Pomyśl, Cyku, czy chciało-
by nam się robić tyle starań, wkładać tyle pracy i utrzymywać całą organizację,
kosztowne meliny i prowadzić studia po to tylko, by kiedyś sprawić lanie tym
poczciwcom?
Poczciwcom? wybełkotałem zdumiony.
W gruncie rzeczy nie mamy nic przeciwko nim jako ludziom. . .
Lecz przecież szykujemy ten okropny atak. . . Wiesz, ja już nic nie rozu-
miem.
139
Szykujemy atak, bo musimy koniecznie zająć twierdzę Persil, a wątpię czy
ci poczciwcy wycofają się dobrowolnie.
Więc naszym celem jest zajęcie twierdzy. . .
Zeflik pokręcił głową.
Tak mogą myśleć tylko ci, którzy mają pół czwartego wtajemniczenia. Co
by nam przyszło ze starej rudery?
Więc o co właściwie nam chodzi? zapytałem do reszty skołowany.
Zeflik uśmiechnął się tajemniczo i pogłaskał się po brodzie. Czekałem w na-
pięciu, co mi powie, gdy nagle rozległy się czyjeś kroki.
Zeflik zerwał się z miejsca.
To on! Nareszcie! odetchnął i rzucił się do drzwi.
Na progu zderzył się z wątłym chłopczyną, który właśnie wchodził. Wymo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]