[ Pobierz całość w formacie PDF ]

najbliższe... cóż, tak długo, jak będzie trzeba. Sala sądowa numer dziewięć Galaktycznego Centrum
Sprawiedliwości wyglądała dokładnie tak, jak ją sobie wyobrażała. Pomyślała, że jej elegancki,
ekscentryczny obrońca świetnie tu pasuje. Wiedziała zresztą, że czuje się tu jak u siebie w domu, bo
powiedział jej, że bronił w tej sali i wygrał dwadzieścia siedem spraw.
Zciany pokrywały ciemne drewniane panele, a podłogę wyłożono takimi samymi
marmurowymi płytami jak hol. Przejście między miejscami dla publiki wyłożono grubym i
miękkim czerwonym dywanem. Po prawej stronie stały fotele dla ławy przysięgłych - w różnych
kształtach i rozmiarach, co oznaczało, że o losie Tahiri będzie rozstrzygać wiele istot, i to nie tylko
humanoidów. Zastanawiała się, czy to dobrze, czy zle, ale ufała, że Eramuth dopilnował, by nie
znalazł się tu nikt niepowołany. Wszystkie fotele, niezależnie od kształtu i wielkości, wyglądały na
wygodne. Na członkach ławy przysięgłych spoczywały poważne obowiązki, więc podczas
rozprawy musieli mieć jak najlepsze warunki.
Po prawej stronie mieli zasiadać przedstawiciele prasy; między fotelami ustawiono
przyprawiającą o zawrót głowy rozmaitość sprzętu, oznaczonego skrzętnie plakietkami stacji, do
których należał. Tahiri z ulgą zauważyła miejsce zarezerwowane dla twórców Przeglądu wydarzeń
Perrego Needma. Cóż, przynajmniej jedna stacja nada rzetelną relację i nie rozdmucha tego do
rozmiarów nie wiadomo jakiej sensacji...
Dobre i to.
Naprzeciwko stały dwa piękne ciemnobrązowe marmurowe stoły z Ithora. Jak
poinformowano Tahiri, obrona miała zasiadać za tym po lewej, za którym ustawiono dwa stare,
drewniane krzesła, wypolerowane tak mocno, że wydawały się świecić własnym blaskiem w
porannym świetle, padającym z dwóch rzędów okien umieszczonych wysoko na ścianach.
Wyglądało na to, że pozwani nie zasługują na takie luksusy jak członkowie ławy przysięgłych. Za
drugim stołem miał zasiadać oskarżyciel, a na przeciwległym końcu wznosiło się wysokie
stanowisko sędziowskie - także ze starożytnego ithoriańskiego marmuru - oraz fotel dla świadków.
Fotel sędziowski, w przeciwieństwie do praktycznych, ale wygodnych siedzeń dla publiki i
ławy przysięgłych, a także wytwornych, choć twardych krzeseł dla oskarżonego i oskarżyciela,
wyglądał niemal jak tron. Na pierwszy rzut oka widać było, że także jest bardzo stary - kunsztownie
zdobiony, z wysokim oparciem, obity grubą tkaniną. Poręcze miał najeżone rozmaitymi
przyciskami, które dziwnie kontrastowały z klasycznym stylem mebla. Stół, za którym stało
krzesło, był wypolerowany do połysku i także wyposażony w rozmaitą aparaturę.
Na przedniej ścianie widniało godło Galaktycznego Sojuszu, a tuż obok stał nieruchomo
lśniący android protokolarny, który miał się zajmować tłumaczeniem, jeśli będzie przemawiał
świadek niewładający basikiem. Tahiri domyślała się, że miał też wszystko nagrywać. Obok
jednych z dwojga drzwi wiodących do komnat sędziowskich na tyłach sali stał potężny, zwalisty
mężczyzna - pomocnik sądowy; ze swoim nosem (najwyrazniej łamanym) i niskim czółkiem
wyglądał raczej jak wykidajło, nawet mimo nienagannego, szykownego munduru.
Nagły szum i tupot kroków dowodził, że przedstawicielom mediów pozwolono wejść na
salę. Wszyscy pospiesznie ruszyli do swoich miejsc i, rozmawiając ściszonymi głosami, zajęli się
ustawianiem sprzętu. Eramuth pokierował Tahiri w stronę ławy i szarmancko odsunął dla niej
krzesło, czekając, aż usiądzie, zanim sam zajął miejsce. Wydawał się spokojny i pewny siebie;
rozglądał się po sali z nostalgicznym wyrazem twarzy.
- Nigdy nie przegrałem w tej sali, moja droga Tahiri. Nigdy - powiedział do niej. - I nie
zamierzam dopuścić, żeby ta rozprawa była pierwszą.
Skinęła głową, nagle dziwnie przytłoczona. Dziwne. Ta sala, pachnąca pastą do polerowania
mebli i skórą, z kurzem tańczącym w smugach światła, pełna szeptów i odgłosów kliknięć
uruchamianego sprzętu, a także szuraniem kroków, uprzytomniła jej powagę sytuacji bardziej niż
areszt z jego niewygodami, niż kajdanki ogłuszające (uznała za ironię fakt, że w podobne zakuła
kiedyś Bena Skywalkera) i wszelkie restrykcje, które do tej pory ją spotkały.
Cieszyła się, że Eramuth sprawia wrażenie tak pewnego siebie i rozluznionego, bo - chociaż
od najmłodszych lat stawiała czoło niezliczonym niebezpieczeństwom - Tahiri bardzo się teraz
denerwowała. Umiała walczyć, tutaj jednak, w tej atmosferze formalnej powagi, czuła się
zalękniona bardziej niż w obliczu najbardziej przerażającego wroga, z jakim przyszło jej walczyć.
Bothanin uścisnął pokrzepiająco jej ramię.
- Nadchodzi Sul Dekkon, prokurator - szepnął jej do ucha. Tahiri wyciągnęła szyję, starając
się, żeby nie wyglądało to zbyt ostentacyjnie. Do sali wchodził właśnie wysoki, niebieskoskóry
Chagrianin, ubrany w szaty w kolorach czerni i rdzy, otoczony wianuszkiem przedstawicieli
mediów, obserwatorów i pismaków.
Kilka kroków za nim wypatrzyła w tłumie znajome twarze Hana Solo i jego żony, Leii
Organy Solo. Kiedy ją zauważyli, uśmiechnęli się do niej ciepło. Byli obecni na sali, kiedy
przedstawiano jej zarzuty, i najwyrazniej zamierzali jej kibicować podczas rozprawy. A
przynajmniej podczas tej jej części, poprawiła się w myśli. To był bardzo miły gest z ich strony.
Skinęła im lekko głową i wróciła wzrokiem do prokuratora. Jego podwójne rogi były długie
i imponujące. Na ostre końcówki dolnych letrogów, wyrastających z mięsistych wypustek po obu
stronach głowy, które przypominały Tahiri twi lekańskie lekku, nasadził wypolerowane kule z
jakiegoś metalu, lśniące jasno w promieniach słońca wpadających przez okno do sali sądowej. Oczy
miał prokurator głęboko osadzone, ale bystre i przenikliwe, i świdrował właśnie nimi Tahiri.
- Mieliśmy już kiedyś ze sobą do czynienia - wyjaśnił jej szeptem Eramuth. - Podczas jednej
z moich ostatnich spraw. - Nie podniósł wzroku na Chagrianina. Nalał szklankę wody ze stojącego
na stole dzbanka i podał Tahiri, dając jej dobry pretekst do odwrócenia wzroku. Dzięki temu nie
wyglądało na to, że nie wytrzymała jego spojrzenia.
- Wygrałeś? - spytała cicho i upiła łyk wody.
- Oczywiście.
- Zwietnie - mruknęła, odstawiając szklankę. - Czyli teraz ma rachunek do wyrównania.
- Dajmy mu szansę - stwierdził Eramuth beztrosko. Wstał i podał rękę Chagrianinowi, który
wśród szelestu ciemnych szat dotarł właśnie do ich stołu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl