[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dała zduszony okrzyk, wbiła zęby w zaciśniętą pięść i zagryzła tak
mocno, że z ust nie wydostał się żaden dzwięk. Ból spowodował, że
otrzezwiaÅ‚a nieco i udaÅ‚o jej siÄ™ wyrwać z objęć panicznego lÄ™ku. Z tru­
dem zaczerpnęła powietrze w sparaliżowane strachem pÅ‚uca, spróbo­
wała równo, głęboko oddychać i zmusiła się do myślenia.
Po kilku minutach panika minęła i choć Reba wciąż drżała i pociła
siÄ™ nerwowo, odzyskaÅ‚a nad sobÄ… kontrolÄ™. PomogÅ‚o jej obserwowa­
nie Chance'a. Jego siła, niewzruszoność i spokój w obliczu katastrofy
uspokoiÅ‚y jÄ…. JeÅ›li cokolwiek da siÄ™ zrobić, Chance to zrobi. Cokol­
wiek siÄ™ stanic, nie bÄ™dzie sama. On byÅ‚ tu z niÄ… a jego silna oÅ›wietlo­
na lampą postać zbliżała się właśnie w jej kierunku.
Chance ukląkł naprzeciwko Reby i przechylił głowę tak, aby zajrzeć
jej w oczy, a jednocześnie nie oślepić światłem. Ujął jej rękę, zobaczył
-133-
Å›lady pozostawione przez zÄ™by, niezwykÅ‚Ä… bladość skóry i wyczuÅ‚ drże­
nie ciała, które towarzyszyło każdemu jej oddechowi. Bardzo łagodnie
przycisnął usta do jej dłoni.
- Mogło być gorzej, chaton  powiedział.  Oboje jesteśmy cali.
Tlenu wystarczy nam na tak długo jak wody. Ale wyjście z tunelu jest
zasypane.  Gdy nic doczekał się żadnej reakcji, ścisnął Rebę za rękę. 
Wiesz już o tym, prawda?
- Tak. - GÅ‚os jej siÄ™ zaÅ‚amaÅ‚. PrzeÅ‚knęła Å›linÄ™ i spróbowaÅ‚a to po­
wiedzieć jeszcze raz. - Tak, wiem.
- Od wejÅ›cia do tunelu dzieli nas co najmniej sześć metrów zwalo­
nych skał i iłu i nie wiemy, czy sam tunel nie uległ zniszczeniu. Obryw
zaczął się w tej części pomieszczenia.
Reba słuchała w milczeniu, nie wypuszczając silnej dłoni Chance'a.
" JeÅ›li bÄ™dzie trzeba, przekopiÄ™ siÄ™ przez to zwalisko - ciÄ…gnÄ…Å‚ da­
lej Chance. - Będzie to jednak bardzo trudne. Nie ma sposobu, aby
zabezpieczyć boki. A już teraz ledwie się trzymają. Wszystko rozleci
się przy pierwszym kichnięciu.
Reba skinęła lekko głową i oświetliła lampą zwalisko.
- Myślę, że będziemy mieć większe szanse, jeśli przekopię się z tej
strony. - Chance obrócił głowę tak, że jego światło padało na lewo od
Reby, na ścianę zwieńczoną bladym pokładem granitu.
- Kilka metrów stÄ…d powinien siÄ™ znajdować jeden z wÄ…skich tu­
neli, które twoi przodkowie wykopali, gdy chcieli ponownie zlokali­
zować złoże pegmatytu.
Reba zawahaÅ‚a siÄ™ i przyjrzaÅ‚a jego pokrytej pyÅ‚em twarzy. Na­
potkała jego wzrok, w którym pod pozornym spokojem kryło się coś
jeszcze.
- Czy jest coś, o czym mi nie mówisz?
Chance zmarszczył brwi i przytulił jej dłoń do policzka.
- Nie ma gwarancji, że tunel, którego szukam, przebiega na wyso­
kości miejsca, w którym się teraz znajdujemy - przyznał.  Szukanie
go to ruletka.
- Lecz jest mniej ryzykowne niż kopanie tutaj?  spytaÅ‚a i wskaza­
Å‚a na rumowisko.
-Tak.
- Rób to, co uważasz za najlepsze - powiedziała z prostotą.
- Chaton - szepnął Chance. - Nie powinienem był zabierać cię do
tej przeklętej kopalni.
- 134 -
- Z tobÄ… czy bez ciebie, i tak w koÅ„cu przyjechaÅ‚abym do Cesar/o­
wej Chin. Jeśli istnieje możliwość wydostania się stąd, jesteś jedynym
czÅ‚owiekiem, który może tego dokonać. Sama byÅ‚abym... - Reba na­
głym ruchem zarzuciła Chance'owi ręce na szyję i przytuliła się do
niego ze zdumiewajÄ…cÄ… siÅ‚Ä…. - CieszÄ™ siÄ™, że jestem z tobÄ…- powie­
działa i dotknęła drżącymi palcami jego warg. - Cokolwiek się stanie,
wolę być tu z tobą niż gdziekolwiek indziej.
Chance zamknÄ…Å‚ oczy, niezdolny ukryć uczuć, które nim owÅ‚adnÄ™­
ły. Gdy je otworzył, były niezwykle jasne i niezwykle srebrne. Bez
sÅ‚owa wstaÅ‚ i zaczÄ…Å‚ przemierzać odlegÅ‚ość miÄ™dzy zwaliskiem a miej­
scem, w którym chciaÅ‚ kopać, w nadziei, że odnajdzie tunel prowa­
dzący do słońca.
- Kiedy po raz pierwszy przyjechaÅ‚em do Cesarzowej Chin - po­
wiedziaÅ‚, badajÄ…c Å›cianÄ™, Å‚Ä…czÄ…cÄ… siÄ™ z granitem  od razu zoriento­
waÅ‚em siÄ™, że byÅ‚a eksplorowana przez amatorów. Wszystkie koryta­
rze odchodzące od głównego tunelu są mnie więcej równoległe do
siebie w trzech płaszczyznach. Prawdziwy poszukiwacz wykopałby
tunel idący w górę, w dół i na boki. Wtedy uważałem, że kopanie
równolegÅ‚ych tuneli jest Å›mieszne. Teraz jestem cholernie wdziÄ™cz­
ny losowi, że twoja rodzina nie wiedziaÅ‚a podstawowych rzeczy o po­
szukiwaniu żył.
Reba nie odpowiedziaÅ‚a. WiedziaÅ‚a, że nie oczekiwaÅ‚ od niej od­
powiedzi i mówiÅ‚ tylko po to, aby uspokoić jÄ… dzwiÄ™kiem gÅ‚osu. Skie­
rowała światło lampy tak, aby mu pomóc w ocenie budowy ściany.
Kilka razy obejrzał ścianę i krawędzie zwaliska doświadczonym
okiem, mierząc kąty i odległości między skałami. Od czasu do czasu
przystawaÅ‚ i nieruchomiaÅ‚ z zamkniÄ™tymi oczyma, jakby coÅ› kalkulo­
wał lub tworzył w głowie mapę przestrzeni. W końcu wybrał miejsce
oddalone zaledwie o kilka stóp od punktu, gdzie ściana złoża łączyła
się z granitową płytą.
Zanim zaczął kopać, podszedł do Reby i uklęknął. Uśmiechnął się
powoli, odsÅ‚aniajÄ…c biaÅ‚e zÄ™by, kontrastujÄ…ce z posypanÄ… pyÅ‚em opa­
leniznÄ….
- Całusa na szczęście.
Reba poczuÅ‚a ciepÅ‚o i sÅ‚odycz warg, otoczyÅ‚y jÄ… si Ine ramiona, usÅ‚y­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl