[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Frank zachichotał.
- Opamiętaj się, dziewczyno. Teraz musisz być dla niego uprzejma, skoro miesz-
kacie razem.
Uśmieszek na twarzy Neely zgasł.
- Dzięki tobie - warknęła.
- Już cię przepraszałem! Poza tym myślałem, że Savas znajdzie ci jakieś inne lo-
kum.
- A więc tak się z nim umawiałeś? - Zgromiła go spojrzeniem. - On wiedział, że to
ja tam mieszkam?
- Powiedziałem, że mam  lokatora".
- Ale raczyłeś go poinformować, jak ów lokator się nazywa?
- Gdyby wiedział, to by nie kupił barki.
- Wiem o tym.
- Więc Savas nie znalazł ci lokalu zastępczego? Myślałem, że tak właśnie zrobi,
zanim się wprowadzi.
R
L
T
- Zaproponował mi studio.
- Super!
- Naprawdę myślisz, że dałoby się w jakimś nędznym studio upchnąć mnie, psa,
kotki, króliki, świnkę morską i rybki? Poza tym ja nie chcę mieszkać gdzie indziej. Chcę
barkę!
Frank westchnął głośno. Wiedział, że sprawa jest patowa.
Neely zakochała się w łodzi Franka od pierwszego wejrzenia, kiedy zaproponował
jej pokój do wynajęcia. W Seattle mieszkała od siedmiu miesięcy, a na barce - od sze-
ściu.
Kiedy Frank wyjawił, że nosi się z zamiarem sprzedaży barki, Neely od razu zgło-
siła się jako chętna do kupna.
W dzieciństwie co chwila się przeprowadzała, nigdzie nie czuła się jak w domu. A
tam, na barce, takie właśnie miała wrażenie. Marzyła o tym, by ją kupić, zapuścić tam
korzenie - a może raczej kotwice?
- Cóż, może się rozmyśli - powiedział Frank z nadzieją w głosie. - Może dziś rano
wstał z łóżka i żałuje swojej decyzji, tak jak się żałuje przepitej nocy? Może zechce się
wyprowadzić i odsprzedać ci barkę - dodał wesoło.
- A może obudzi się jako oślizła, pokryta łuską ryba, którą będę mogła wrzucić do
wody i mieć problem z głowy? - zapytała ironicznym tonem.
- %7łe co?
- To była metafora, Frank. Wyśmiewam twój nieuleczalny optymizm - wyjaśniła
zmęczonym głosem. - Nieważne. W przeciwieństwie do ciebie nie liczę na cud. Będę
musiała go po prostu przekonać, żeby sprzedał mi łódz. Przecież to człowiek interesów.
Muszę tylko ustalić z nim cenę. Jedno jest pewne: nie wyprowadzę się!
Wyprowadzi się, pomyślał Sebastian z całym przekonaniem.
Przecież wczoraj wieczorem wyraznie oznajmił jej, że musi się wyprowadzić.
- Jeśli nie chce pani zamieszkać w moim apartamencie, to nie ma sprawy. Pani
zwierzątka miałyby tam dobrze. Ale jak nie, to nie. Proszę znalezć sobie inne lokum.
R
L
T
Nic mu wtedy nie odpowiedziała. Rzuciła mu jedynie wrogie spojrzenie, wzięła na
ręce wszystkie swoje koty i zaniosła na górę.
Kiedy się obudził, nie było jej w mieszkaniu.
To był ładny dzień. Zwieciło słońce. Nie spał tak smacznie od wieków! Ta bliskość
wody, lekkie kołysanie, pomagały zasnąć i rozkosznie śnić. Mózg się odprężał razem z
całym ciałem.
Nie spodziewał się tego, zazwyczaj sypiał dobrze jedynie we własnym łóżku. Jed-
nak wczoraj, mimo że wieczór obfitował w sprzeczki i inne przykre wydarzenia, zasnął
w mig, i śniło mu się, że znowu jest małym chłopcem, który spędza wakacje w domu
swoich dziadków na Long Island.
Ich dom stał przy brzegu, jego dziadek miał łódkę, na której często wypływali na
morze. Od czasu do czasu udawało mu się namówić dziadka, żeby spali na łódce, pod
rozgwieżdżonym niebem. To były najprzyjemniejsze letnie chwile.
Obudził się rano, nadal w oparach przyjemnych snów, zrobił sobie kawę i wyjrzał
na taflę wody Lake Union. Pal licho Neely Robson, pomyślał. Kupno barki było genialną
decyzją. Czuł się tu o wiele bardziej jak w domu niż w swoim penthousie... a przecież
spędził tu dopiero jedną noc.
Wszedł po drabinie na pokład. Neely po sobie posprzątała, nie było kubłów farby
ani pędzli. Usiadł na jednej z ławeczek.
Rzucił okiem na ścianę, którą wczoraj malowała. Zdziwił się. Spodziewał się poła-
ci różu, natomiast ujrzał metaliczną szarość. Całkiem niezle to wyglądało. Kolor w słoń-
cu nieco wyblaknie, złagodnieje, i będzie dobrze pasował do całej reszty.
Wrócił do środka i wyjął resztki pizzy z lodówki, którą jadł, zwiedzając barkę.
Wczoraj, pod ostrzałem wrogich spojrzeń Neely, nie miał czasu przyjrzeć się swojemu
zakupowi. Zdążył jedynie zauważyć, że łazienka nie była zawalona damskimi kosmety-
kami, tak jak w przypadku jego sióstr.
Po zrobieniu rekonesansu zasiadł przed komputerem. Praca była dla niego nad-
rzędną wartością. Nauczył go tego dziadek. Dzięki pracy mógł żyć tak, jak chciał, mieć
to, na co miał ochotę.
Jeśli ludzie nie lubili go za pracowitość, to ich problem.
R
L
T
Neely Robson też go nie lubiła. Zresztą z wzajemnością.
Nie mógł się doczekać, aż ona spakuje swoje manatki i wyprowadzi się stąd z całą
swoją menażerią.
Wyszedł na zakupy. Miał nadzieję, że kiedy wróci, zastanie pakującą się lokatorkę.
Ekslokatorkę.
Neely cały dzień opracowywała w myślach propozycję, którą zamierzała złożyć
Savasowi. Myślała o niej od momentu, gdy wyszła od Franka.
Może Frank miał rację? Może Savas żałuje dziś swojego zakupu. Może obudził się
nękany chorobą morską. Wiele by za to oddała!
W każdym razie spędziła trzy godziny w bibliotece publicznej, analizując stan
swoich finansów a potem zadzwoniła do matki w Wisconsin, aby przekazać jej, że przez
następne parę miesięcy nie będzie im się przelewało. Lara nie miała nic przeciwko. Nig-
dy nie zawracała sobie głowy pieniędzmi.
Potem Neely wróciła na barkę, gotowa na konfrontację z Człowiekiem z Lodu.
Złoży mu propozycję nie do odrzucenia.
Nie spodziewała się jednak, że gdy wejdzie do środka, stanie przed nią zupełnie
inny człowiek.
W ciągu siedmiu miesięcy, które przepracowała w firmie Grosvenora, ani razu nie
widziała Savasa w ubraniu innym niż garnitur. Czasem zdejmował marynarkę, pod którą
nosił idealnie wyprasowane koszule z długim rękawem. Raz, dosłownie raz, na budowie,
widziała go rozpiętego pod szyją, z poluzowanym krawatem. No a wczoraj wieczorem,
rzecz jasna, widziała go przemoczonego do nitki. Lecz nawet potem, gdy wyszedł spod
prysznica, miał na sobie elegancką koszulę i wyprasowane czarne spodnie. Jedynie zre-
zygnował z krawata.
Kiedyś powiedziała Maksowi, że Savas zapewne urodził się w garniturze i ze
spinkami przy mankietach.
Coś było na rzeczy. Savas nosił garnitur niczym zbroję. Jego aparycja była jedynie
odzwierciedleniem jego osobowości: wyniosłej, niedostępnej. W jego przypadku pano-
wała idealna zgodność między opakowaniem a zawartością.
R
L
T [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl