[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gdy z panią radczynią szły wolno do stacji, posłyszała naraz głośne wołanie z jednego z
przedziałów stojącego jeszcze pociągu. Rzuciła wzrokiem w tę stronę i od razu poznała studentów.
Bojazliwie pochwyciła rękę swej towarzyszki i przytuliła się do niej; w tej chwili znikła cała jej
pewność siebie, poczuła potrzebę opieki.
%7łegnaj mi, żegnaj, cudna dziewico! Jedno tylko spojrzenie na pożegnanie, czarująca główko w
lokach! wołali zuchwalcy, a gdy pociąg ruszał dalej, jeden z nich rzucił przepyszną różę, która
padła u jej stóp.
liza odwróciła się. Zawstydzona i zmieszana nie wiedziała, gdzie zwrócić oczy.
Czy znałaś tych młodych panów? zapytała radczyni.
liza opowiedziała, że ujrzała ich po raz pierwszy w chwili odjazdu.
Tak, to jeszcze pełnia życia! mówiła pani radczyni. Do nich należy świat, przebaczyć im
trzeba, że na więcej sobie pozwalają niż inni ludzie. Nie podniesiesz tej róży, dziecko?
liza byłaby to chętnie zrobiła, ale wstrząsnęła głową.
207
Nie mogę! odrzekła i słowa panny Gussow: żadnej od mężczyzn nie przyjmuj grzeczności",
brzmiały ostrzegająco w jej duszy. Ten, który rzucił kwiat, wprawdzie już odjechał i nie
dowiedziałby się nigdy, czy ona podniosła różę, czy nie, pomimo to nie zachwiała się.
Radczyni zrozumiała zachowanie lizy i bardzo się ucieszyła jej taktem.
Masz słuszność, moje dziecko, i zawstydzasz mnie nawet. Prawda, że w pierwszej chwili nie
pomyślałam o tym, kto rzucił kwiat, żal mi tylko było prześlicznej róży, walającej się w pyle.
Po godzinnym wyczekiwaniu obie panie pojechały dalej. liza użyła tego czasu na napisanie karty do
panny Gussow. Gdy pisała, powrócił znów ból pożegnania i kilka łez spadło na kreślone wyrazy; z
tym wszystkim donosiła, że podróż przeszła jej bardzo prędko i że pani radczyni jest zachwycającą
kobietą.
Radczyni myślała to samo o swojej młodej towarzyszce podróży. W tym krótkim czasie powzięła
dla niej serdeczną sympatię. liza była jakaś zupełnie inna aniżeli wszystkie znajome jej dotąd młode
panienki. Porównywała ją ze zródłem, którego przezroczyste wody pozwalają przejrzeć całą głębię
aż do dna. Szczera, otwarta, a przecież niegadatliwa, naturalna, a do tego taka ładna! Pani radczyni
z prawdziwą przyjemnością patrzyła na różową twarzyczkę lizy, na ciemne, połyskujące oczy,
wierne odbicie jej duszy; widziała je pełne łez i smutku, rzucające spojrzenia wesołe i figlarne, i
przysłonięte długimi ciemnymi rzęsami, gdy swawolni studenci składali hołd jej powabom.
Za parę minut będziemy już w Lindenhofie i musimy się rozstać powiedziała. Sprawia mi
to prawdziwą przykrość, tak cię pokochałam w tym krótkim czasie! Przyrzeknij mi, że mnie
odwiedzisz, jeżeli przypadkiem znajdziesz się w pobliżu L.
208
liza przyrzekła chętnie i przyznała się, że i dla niej smutne będzie to pożegnanie. Pani radczyni tak
niebiańsko" umiała ją pocieszyć.
Stanęliśmy już na miejscu! zawołała radczyni i wychyliła się przez okno, szukając państwa
Gontrau. Nie było ich widać. Pod wystawą stało tylko kilka wieśniaczek z koszami na plecach;
czekały na pociąg. liza wyjrzała także i strach ją ogarnął, gdy zobaczyła, że po nią nie ma nikogo.
Ach westchnęła i co ja teraz zrobię? Taka tu jestem opuszczona! Niech mi pani pozwoli
jechać ze sobą dalej, proszę panią, bardzo proszę, niech mnie pani wezmie na tę noc do siebie!
Moje drogie dziecko, z jakąż zrobiłabym to radością, ale nie zgadzałoby się to z wolą twoich
rodziców. Gontrauowie nadjadą jeszcze, jestem tego pewna! Coś tylko spowodowało ich
opóznienie, wierz mi. Co by powiedzieli, w jakim znalezliby się kłopocie, gdyby panna liza ulotniła
się stąd?
liza westchnęła ciężko, ale wysiadła. Pakunki swoje i kwiaty, które pomimo częstego skrapiania
świeżą wodą smutnie pospuszczały główki, wydobyła z wagonu i stała teraz z tym wszystkim,
bezradnie oglądając się dokoła.
Nie przerażaj się tak, dziecko drogie uspokajała ją radczyni nie rób takiej smutnej minki.
Gdyby nawet Gontrauowie nie przybyli wskutek jakiegoś nieporozumienia, jeszcze nie byłoby to
wielkim nieszczęściem. W takim razie najmij sobie wózek na stacji i jedz do Lindenhofu. W
godzinę staniesz na miejscu, a że cię tam przyjmą z otwartymi rękami, to mogę ci zaręczyć.
Nie, nie! Tego nie zrobię! Na to bym się nie ośmieliła! zawołała liza. Alboż ja wiem, czy
oni życzą sobie mojego przyjazdu? Nie mogę się przecież narzucać nieznajomym ludziom!
14 -Przekora 209
Zabłysło jakby coś z dawnej przekory w jej oczach, a górna warga podniosła się groznie. Pani
radczyni uśmiechnęła się na tę dumę młodzieńczą.
Chcą cię mieć u siebie i nie są dla ciebie obcy, mała złośniczko rzekła żartobliwie. Radca
jest starym druhem twego ojca.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]