[ Pobierz całość w formacie PDF ]
łatwy do przewidzenia. Kaila wiedziała, że zwyciężyła, wesprą ją
wszystkie siły Przymierza. Wyczuła to, mimo nieruchomych masek
i absolutnej ciszy, w jakiej siedzieli kapitanowie.
Wtem, ciągle wyprostowana, drgnęła wstrząśnięta fizycznym
bólem. Przekrzywiła głowę, drżąc w gwałtownym ataku. Opanowała
go jednak niemal natychmiast. Zacisnęła pięści.
Ziemianie właśnie zaatakowali Najjaśniejszą oznajmiła
lodowatym tonem. Muszę natychmiast wrócić na pokład. Liczę na
waszą pomoc, bracia i siostry.
Jesteśmy z tobą oznajmił krótko Marduk, wstając z miejsca.
Kaila uśmiechnęła się nieznacznie. %7ładen z kapitanów nie
zaoponował, nawet Viktoria skinęła jej głową. Od tej chwili Kaila
objęła przewodnictwo w Przymierzu. Będzie nim dowodzić w czasie
wojny.
*
Erin załkał, trochę z paskudnego bólu przeszywającego nogę,
trochę z przerażenia. Strach ściskał go za gardło, utrudniając
oddychanie. Nie pomagały też kłęby dymu wypełniające korytarz.
Psychotron przeszedł nad leżącym ciałem. Zacisnął zęby, by nie
zawyć. Cholerna kostka, chyba skręcił ją, skacząc przez okno szpitala.
Mniejsza z tym, to i tak była jedyna szansa, by ujść z życiem. Wróg
wpadł do środka, mordując kogo popadło, ale Erin domyślał się, że
przybył tu specjalnie, by pozabijać psychotronów. Nieomal wszyscy
znajdowali się w budynku, poddając się odnowie biologicznej, by jak
najszybciej wrócić w Bezmiary.
Ziemscy żołnierze wystrzelali ochronę, a potem starli się z garstką
gwardzistów pilnujących psychów. Erin zbladł, przypominając sobie
wściekły ostrzał szatkujący wnętrze szpitala. Wrogów było zbyt wielu
i choć gwardziści stawali bardzo dzielnie, kładąc trupem niejednego
desantowca w czarnym pancerzu, to i tak nie mieli szans. Erin
wyskoczył przez okno w toalecie. Uciekł tylko dzięki kłębom dymu,
które dały mu chwilowy kamuflaż, i ogólnemu zamieszaniu
w płonącym szpitalu.
Przystanął przy wyjściu z korytarza. %7łołnierze wroga mogli być
wszędzie. Szukają psychotronów, chcą zabić wszystkich. Musieli
nadal mieć szpiegów na Najjaśniejszej , skoro wiedzieli, że cele
ataku przebywają w szpitalu. Erin znów załkał z przerażenia. Właśnie
dotarło do niego, że jest prawdopodobnie ostatnim psychem na
okręcie. Odciętym od swojego smoka, bezbronnym.
Całe szczęście, że ubrany był w szpitalny szary kombinezon, na
pierwszy rzut oka wyglądający jak zwykłe cywilne ubranie. W razie
spotkania z wrogiem może się udać, żołnierze nie zabijali każdego.
Wyraznie wykonywali konkretne zadania. Zlikwidowali
psychotronów i znikli. Erin bał się, że pewnie atakują Smocze Leża.
Z pewnością chcą też zniszczyć smoki. Likwidując jednych i drugich,
znacząco obniżali przewagę Najjaśniejszej , której pozostaną tylko
siły konwencjonalne. Zresztą, mordując smoki, zwolnią blokadę
i będą mogli znów otworzyć tunele. Zanim w okolicy znajdą się
psychotroni z innych okrętów Przymierza, upłynie trochę czasu.
Najezdzcy wybrali doskonały moment do ataku, akurat gdy psychy
były poza Bezmiarami, nie mogąc pomóc walczącym gwardzistom
i innym siłom Najjaśniejszej .
Erin wstrzymał oddech i wyjrzał z korytarza. Po hali snuł się dym.
Powietrze przesycone było odorem spalenizny i krwi. Mężczyzna miał
wrażenie, że wszędzie leżą trupy zarówno strażników, jak i zwykłych
cywilów. Ogień wielkokalibrowych karabinów zerwał jedną
z platform wiszących wysoko pod sklepieniem. Podest spadł na jedno
z centrów handlowych, zmieniając okolicę w kłębowisko poskręcanej
stali. Tuż obok płonęły magazyny, kłębami dymu całkiem zasłaniając
widok na bramę Smoczych Leży. Psych zacisnął zęby i zmusił się do
ruszenia dalej. Udało mu się dokuśtykać do ocalałej budy z tanim
żarciem, która zdawała się dobrą osłoną. Kucnął, opierając się
o ścianę. Noga bolała go coraz bardziej, ale nie zwracał na to uwagi.
Odgłosy wystrzałów dobiegające z Leży, zawodzenie rannych, krzyki
i płacz, wdzierały mu się w umysł, szarpały szponami przerażenia,
i Erin zapragnął tylko zwinąć się w kłębek, zasłonić głowę rękoma
i rozpłakać się jak dziecko. Przełknął ślinę, walcząc ze sobą. Musi
sprawdzić, co się dzieje z Jackiem, nie mógł porzucić smoka na
pastwę wroga.
Brama Smoczych Leży została rozerwana. W skrzydle ział otwór,
stalowe krawędzie wygięło do środka. Nie widać było żadnego ruchu,
Ziemianie wewnątrz zapewne pacyfikowali obsługę. Erin zaklął cicho.
Hamując mdłości, przeszedł nad zmasakrowanymi ciałami
strażników. Słusznie podejrzewając, że przejście może być pilnowane
przez wrogich żołnierzy, skierował się w bok, do niewielkiego
budynku z biurem przepustek. Dyżurka też była posiekana pociskami,
ciała dwóch strażników leżały przy drzwiach. Erin wszedł na
zaplecze, docierając do toalety. Bez wahania przesunął ścianę,
otwierając tajne przejście. Wymykał się tędy przez długie lata służby,
gdy główna brama bywała zamknięta, czy to z powodu protestów
ludności, zamieszek, czy okrętowych świąt. Po chwili znalazł się
w szatni sprzątaczy. Bez zastanowienia zdjął kombinezon i założył
jeden z wiszących tu czarnych strojów służb porządkowych. Czym
prędzej wyszedł na zewnątrz.
Znalazł się w jednym z technicznych korytarzy Leży. Szedł
szybkim krokiem, nasłuchując uważnie. Już za pierwszym załomem
natknął się na dwóch zabitych technokinetyków. Przystanął na chwilę.
Obaj oberwali z bliska w klatki piersiowe. Erin znał ich obu, często
z nimi pracował. Miał wrażenie, że zaraz zemdleje, ręce mu drżały,
a serce waliło jak oszalałe. Stał dłuższą chwilę nad ciałami, aż
usłyszał zbliżające się ciężkie, dudniące kroki. Wiedział już, że
w Leżach wróg zabija każdego napotkanego, a ponieważ nie łudził
się, że zdoła im uciec, po prostu padł na ziemię. Położył się twarzą
w ciepłej jeszcze kałuży krwi i wstrzymał oddech.
%7łołnierzy było kilku. Przeszli obok, nawet nie zwalniając kroku.
Ich czarne buciory zadudniły o metalową posadzkę kilka centymetrów
od twarzy psychotrona. Erin z trudem się powstrzymał, by się nie
odsunąć. Gdyby zwrócił na siebie uwagę, natychmiast dołączyłby do
poległych.
Poczekał, aż odgłos kroków ucichnie i zerwał się na równe nogi.
Z obrzydzeniem otarł krew z twarzy, tylko bardziej ją rozmazując.
Pokuśtykał do Leży. Wtoczył się do wielkiej hali, niemal wyjąc
z rozpaczy. Spóznił się.
Cylindryczna maszyna była dymiącą ruiną. Erin przypadł do
barierki tarasu otaczającego pierścieniem halę z Leżami i wychylił się,
patrząc w dół. Ozdobiony smoczymi ornamentami walec, w którego
trzewiach spoczywały mózgi gadów, musiał zostać ostrzelany ciężką
bronią. Eksplozje poszatkowały korpus i wyrwały go z obrotowego
łoża. Cylinder przewrócił się, miażdżąc otaczające go magnetyczne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]