[ Pobierz całość w formacie PDF ]
może być reklamą dla szelek.
Powoli słowo Przybram wpadało jej w oczy coraz natrętniej i zaczęło ją wreszcie razić i
irytować, jak irytuje Odol, Anna Csillag, pasta Pebeco .
Co oni w nim takiego widzą? Co się stało?
DarÅ‚a na strzÄ™py listy, nadchodzÄ…ce z San Lorenzo. Ów docent o gÅ‚Ä™bokich oczach, na-
iwny, jak dziecko, rozprawiający tonem historyka o najbłahszych i najpospolitszych rzeczach
o tańcu, o celowości guzików był swego czasu zabawny i sympatyczny. Ale teraz
kiedy się brutalnie oczom narzucał na każdym rogu ulicy brr! budził poprostu odrazę.
Genjusz? dziwiła się Nelli. Geza i James kpili sobie z niego nieraz w najle-
psze, urzędnik na komorze powiedział o nim kretyn . Piper, fotograf, pomocnik reżysera
wymyślali mu podczas zdjęć od ostatnich... Teraz ni stąd, ni zowąd król włoski nadał mu tytuł
duca di Capodistria !? Co za brednie! To niemożliwe. Jakaś zwykła blaga dziennikarska.
Miarę goryczy przepełniła kropla nie tak znowu mała, jakby się zdawać mogło.
Do miejscowości Baden pod Wiedniem zjechał z całym sztabem swych doradców
nowojorski dyktator filmowy, Zuckor. Po długich staraniach panowie z Piper-Film uzyskali
wreszcie audjencję i zawiezli do Baden na pokaz sześć części Pamiętnika starej panny (bez
epilogu).
Punktualnie o dwunastej w południe Zuckor przybył do wynajętego specjalnie kinotea-
tru Arkada , gdzie go powitali Piper, autor scenarjusza, amant Weichteil, dyrekcja wytwórni
i gdzie mu oczywiście przedstawiono bohaterkę Pamiętnika", uroczą Nelli Mansilla.
Zuckor zasiadł wygodnie w dziesiątym rzędzie krzeseł, nałożył okulary, zapalił cygaro i
patrzał uważnie. Już po pierwszej części wstał, odsapnął i powiedział krótko: No. Impossible.
Te dwa słowa wywołały istny popłoch. Oznaczały poprostu ruinę i bankructwo Piper-
filmu .
Dlaczego niemożliwe? pytał blady z przerażenia dyrektor finansowy.
Amant ma marynarkę na trzy guziki. To jedno już wystarcza.
A bohaterka? A nasza urocza Mansilla?
Robi tysiące zbytecznych gestów. To przecież nie teatr, to Sztuka!
Ledwie go uproszono, żeby raczył przynajmniej obejrzeć część drugą. Zciemniono
światło, zaterkotał aparat projekcyjny.
Stop! krzyknÄ…Å‚ nagle Zuckor. Kto gra Olafsona?
Amator, przygodny statysta, pseudonim: de Putti usprawiedliwiał się Piper. Te
sceny można ostatecznie usunąć... Są bez znaczenia dla dalszej akcji.
Jak się nazywa ten Olafson? Stop! Puścić film jeszcze raz! Tak. Więc gdzie ów czło-
wiek jest? gdzie go szukać? Co to za jeden?
Nie było rady. Piper musiał przytoczyć w głównych zarysach całą historję fałszywego
Pospiszila.
Więc, krótko mówiąc, Olafson to dzisiejszy dyrektor Solid-Light , H. I. Przy-
bram?
Tak.
Szkoda. Wielka szkoda. Sorry! Ofiarowałbym mu w Hollywood bardzo wysoką
gażę. Cóż on się teraz obejdzie bezemnie. Ma inny fach.
A film? Co począć z filmem? pytał drżącym głosem Piper.
Jakto? pan się jeszcze pyta o takie rzeczy? Panowie mają żyłę złota w ręku. Obciąć
całą taśmę, wyrzucić na śmietnik Starą pannę , zostawić dwie sceny z Olafsonem, napisać
H. I. Przybram przy pracy i puścić na ekran! Tonnes of money! %7ładne pismo dotąd nie
mogło zdobyć jego fotografji. Nikt nie wie, jak on wygląda, tłumy łakną jego widoku, tysiące
dolarów wam za to zapłacą. O ile, oczywiście, Przybram nie zaprotestuje... Lekkie fałszer-
stwo w tem jest. On grał do kina i może zażądać, żebyście go pokazywali wyłącznie jako
Olafsona...
*
Co się stało dalej nie wiemy, niestety, dokładnie. Opowiadają sobie ludzie, że dnia
owego elegancki Jacques Piper miał przedział mocno zwichrzony i wypieki na twarzy. Po
krótkiej rozmowie z dyrektorem finansowym przedsiębiorstwa Piper-Film zabrakło mu też
nagle kilku zasadniczych guzików przy kamizelce i kilku spinek przy koszuli.
W archiwum prywatnem willi San Lorenzo znalezliśmy natomiast list następujący:
Szanowny Panie!
Nie wiem, czy Pan mnie sobie jeszcze przypomina i czy listem swoim nie odrywam
Pana niepotrzebnie od ważnych zajęć i pracy naukowej. Piszę bo Piper i Friedell wciskają
mi, że tak opowiem, gwałtem pióro do ręki. Nie odstępują mnie ani na krok i błagają o prote-
kcjÄ™.
Tym ludziom grozi ruina, jeżeli Pan nie pozwoli im na sprzedaż dwóch scen, wyciętych
z Pamiętnika , które pod tytułem Przybram przy pracy , mają być wyświetlane oddzielnie
w większych kinoteatrach świata. Tylko te dwie sceny ocalały ze Starej panny , a i z tych
jeszcze mnie i Weichteila postanowiono zupełnie usunąć, wyskrobać i wyretuszować.
Mój Boże Stara panna miała być szczeblem do mojej świetnej karjery artysty-
cznej... Teraz ten szczebel wyrzucają na śmiecie...
Liczę, że Pan mi nie odmówi i krótkiem tak zawiadomi telegraficznie Piper-Film o
swej decyzji przychylnej. O czem mam pisać więcej? Jestem samotna, nie mam nikogo na
świecie i zle mi bardzo. James Castiglioni miał jakąś przykrą i głośną aferę sprzedał
komuś za większe pieniądze niezupełnie prawdziwe pamiętniki Napoleona, Jest już od kilku
miesięcy w Argentynie, dokąd go wysłał jego stryj, bankier Kamillo Castiglioni. Geza Niren-
stein pojechał z nim razem, Rumun zgolił faworyty i jest płatniczym w barze Monico .
Gdyby Pan posiadał jeszcze tę probówkę Nr. trzynasty, niech Pan ją przyśle
biednej
Nelli.
XIV
UCIECZKA (da capo).
W dwa czy trzy dni po otrzymaniu listu z Wiednia pózną nocą dyrektor Przybram
wezwał do swego samotnego pokoju Fiszla. Był ubrany w szary garnitur podróżny, pakował
jakieś przedmioty do małej, starej wyświechtanej torby skórzanej.
Słuchaj, Fiszl rzekł, zamknąwszy drzwi na klucz. Niczemu się nie dziw, nie
stawiaj mi żadnych pytań. Odpowiadaj mi zwięzle, krótko, rzeczowo. Czy ja mam jakie pie-
niÄ…dze? WÅ‚asne, zarobione, uczciwe?
Fiszl otworzył oczy szeroko, ale się pohamował.
Pan ma, prócz stałej pensji, piętnaście procent akcyj Solid-Light . Ile to jest warte
obliczyć trudno, bo tych papierów, mimo szalonego popytu, niema w obiegu giełdowym.
Wiem tylko tyle, że niedawno za trzy stare papierki z pierwszej emisji, które się odnalazły
gdzieś pod szafą w hoteliku Bristol , boy hotelowy otrzymał 75 tysięcy dolarów. Założył
sobie własną restaurację.
Dobrze. Przyślesz mi niedużo, kilka takich akcyj do Wiednia hotel Hamme-
rand . Dalej! Czy ja mogę otrzymać jakiś glejt, jakiś list żelazny, jakiś dokument taki, żeby
mi wolno było jechać, kędy zechcę, pójść, gdzie nogi poniosą, żeby mi wolno było, jak śre-
dniowiecznym włóczęgom, wałęsać się po drogach publicznych? maszerować, nie rozbijając
w zamyśleniu łba o słupy graniczne?
Nie żyjemy, niestety, w średniowieczu, dyrektorze. Pan musi mieć legalny pasport...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]