[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jakieś nieoczekiwane powiązanie, odnotowane w lokalnych
wiadomościach lub pogrzebane w przemówieniach któregoś z polityków.
226
Atak
a>
Archiwum historyczne?
Szkoda zakopać się w zakurzonym archiwum, gdy na zewnątrz taki piękny dzień...
który można by spędzić spacerując, w oczekiwaniu aż coś się wydarzy.
Słońce prześwitujące przez listowie tworzyło świetliste wzory. Ptaszki śpiewały
szczęśliwe.
Bientot zauważył Sandrina, jak go tu wszyscy nazywali, który rozsiadł się na
ocienionej ławce, wyraznie zadowolony i zrelaksowany, jakby był panem tego
miejsca.
Postanowił nadłożyć trochę drogi i przywitać się.
-
Odsuń się, bo kradniesz mi światło! - zażartował stary Sandrino. Miał na sobie
lnianą koszulę, zauważył Bientot. Takież spodnie i marynarkę.
-
Szóstka z plusem, Sandrino! Wyglądasz jak prawdziwy dżentelmen.
Sandrino osłonił oczy ręką.
-
To moje szczęśliwe dni.
-
Nadchodzą dla wszystkich, wcześniej czy pózniej.
Sandrino uśmiechnął się rozbrajająco. W tej świetnie
skrojonej koszuli jego garbate plecy wydawały się mniej krzywe niż zazwyczaj.
-
Przyszedł jakiś facet... i dał mi dwieście euro... dwieście euro i nowe ciuchy. I perfumy, ostatni krzyk
mody, czujesz?
Bientot roześmiał się.
-
Prawdziwy fart.
-
A mówiłem ci o pokoju w hotelu?
227
BZ>
Rozdział 22
-
Nie - odpowiedział Bientot.
-
W hotelu trzygwiazdkowym. Z prysznicem. I to wszystko za doręczenie jednej
książki.
Bientot nadstawił uszu.
-
Doręczenie książki? A gdzie, w Chinach?
-
No nie, tutaj, w Turynie! Musiałem się porządnie umyć, wyperfumować,
wystroić się elegancko i zanieść książkę jakiejś dziewczynce. Przy ulicy Po.
Bientot uniósł brwi.
-
Przy ulicy Po...
Sandrino dał pokaz aktorskiego talentu:
-
Do Księgarni Antykwarycznej Pod Złotym Słońcem.  Dzień dobry!" -
wyrecytował. -  Szukam pana Boglio-lo, czy go zastałem?". Ale tamten uprzedził
mnie, że go nie zastanę i że mam oddać wszystko dziewczynce, a potem od razu
spadać.
-
Czekaj, czekaj. Co zrobiłeś? Możesz mi to powtórzyć?
Sandrino powtórzył swą kwestię i dodał:
-
Niezły sposób, żeby zarobić nowe ubranie i dwieście euro, nie sądzisz?
Bientot spojrzał mu w oczy.
-
Muszę wiedzieć, kim jest ten facet, który ci zapłacił - powiedział.
-
A kto by go znał? Nigdy wcześniej go nie widziałem.
-
Stary, młody, blondyn...
228
Atak
e>
Sandrino parsknął śmiechem.
-
Bientot, Bientot, co ty się tak wypytujesz? Można by pomyśleć, że cię zawiść
gryzie. Też byś chciał nowe ciuchy, co?
Bientot zrozumiał, że nie miało sensu nalegać. Stary był za bardzo zazdrosny o swój sekret.
Musiał jak najprędzej znalezć telefon i zawiadomić Glauca.
Trzeba sprawdzić tę książkę.
Trzeba dowiedzieć się, kto ją wysłał.
-
Ej, już uciekasz? - zawołał za nim Sandrino.
Bientot ruszył biegiem do willi.  To jest jakaś paskudna sprawa" - pomyślał. -
 Naprawdę paskudna sprawa. Na kilometr śmierdzi pułapką!".
ROZDZIAA 23
PRZEKTNA
-
Wiedziałem! - denerwował się Glauco, próbując włączyć telefon. - Rozładował
się.
-
Ale przecież używałeś go pół minuty, wujku!
-
Przekleństwo! Przekleństwo i jeszcze raz przekleństwo!
Glauco rzucił telefonem. Chcąc dać upust swej wściekłości, uderzył pięścią w
kierownicę, a następnie opuścił okno i pęd powietrza napełnił kabinę nieznośnym
hukiem.
Beatrycze uznała, że lepiej będzie powstrzymać się od komentarza. Było oczywiste, że potrzebna im
działająca komórka. Ale jej telefon ukradziono, a ten Glauca...
231
Rozdział 23
-
Zapomniałem go naładować. Po prostu. Nie pomyślałem o tym. To typowe:
znowu zostaję wyłączony z obiegu... moi klienci mają święte prawo skarżyć się, że nigdy nie można
mnie namierzyć.
Jechali dalej, podmuch wpadający przez okno huczał nieprzerwanie. Dopiero gdy
papiery rozrzucone na tylnym siedzeniu zaczęły fruwać' pod sufitefn, Glauco uznał, że lepiej jednak
podnieść szybę.
-
Prawda jest taka, że lubię być trudno uchwytny -wyznał, gdy zapadła cisza. -
To dodaje tajemniczości. Człowiek zajęty. Kolekcjoner oderwany od świata. Z tego samego powodu
nie chcę zdecydować się na używanie komputera ani...
-
Ani na prowadzenie katalogu jak należy.
Beatrycze trzymała na kolanach torebkę z Komedią
i traktacik otrzymany tego rana z Pragi. Jednocześnie obserwowała trzypasmową
autostradę, obchodzącą łukiem zamek Rivoli. W tym miejscu autostrada obniżała się nieco i wpadała
w tunel, by wynurzyć się na powierzchnię nieco dalej. I właśnie tutaj, za pierwszym zakrętem, tuż po
zjezdzie do Muzeum Sztuki Współczesnej...
-
Cudownie! - wykrzyknął Glauco, pośpiesznie włączając światła awaryjne.
...utknęli w korku.
- Zobaczysz, że Hrabia poczeka na nas - spróbowała podnieść go na duchu Beatrycze, kwadrans
pózniej.
232
Przekątna
e)
Posuwali się w żółwim tempie.
Glauco milczał. Opuścił wszystkie szyby, sięgnął po książeczkę Giobatty, rozłożył ją na kierownicy i
z wściekłością zabrał się do czytania.
Tomik liczył wszystkiego sto stron i Glauco przebiegał je wzrokiem, od którego omal nie zamieniły
się w popiół.
Po obu bokach mieli zwarte szeregi samochodów i ciężarówek, które nie zostawiały żadnej drogi
ucieczki.
-
Tak wygląda piekło - parsknął w pewnej chwili Glauco. - %7łyjemy w wieku
supertechnologii i podróży kosmicznych... a wystarczy trochę większy ruch na
drogach i wszystko się blokuje!
Przewrócił kartkę, potem następną. Sapnął, zamknął książkę i przyglądał się
szczęśliwej rodzince w sąsiednim aucie.
-
W życia wędrówce, na połowie czasu... - powiedział z sarkazmem
- ...straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi, w głębi ciemnego znalezliśmy się korka.
- I rzucił książeczkę na tylne siedzenie.
Na fotelu pasażera Beatrycze również zabijała czas lekturą. Kartkowała poemat
Dantego, odczytując jeden wers tu, dwa wersy tam, a słowa Najwyższego Poety
fascynowały ją i zarazem odstręczały.
-
Jest coś ciekawego w książce Giobbaty?
-
Tylko polemiki. Bezużyteczne polemiki.
-1 żadnej informacji, która mogłaby się nam przydać?
233
Rozdział 23 -,

-
Przynajmniej nie w tej części, którą przeczytałem.
Beatrycze spojrzała na korek przed nimi i wokół nich.
-
Więc może byś ją dokończył... chyba że masz coś lepszego do roboty?
Glauco popatrzył na nią.
-
Telefon? - Ciężko wzdychając, otworzył na nowo książeczkę. - Ufff, niech
będzie!
Korek rzęził i przesuwał się skokami. Gigantyczny wąż z blachy i dymu, długi na
ponad dziesięć kilometrów. W radiu dyskutowano o opaleniżnie. Glauco pięć razy
zmienił stację, zanim całkiem je wyłączył.
Beatrycze tymczasem rozmyślała.
Wyciągnęła z torebki list załączony przez nieznajomego do egzemplarza Komedii i
jeszcze raz przeczytała go z uwagą.
Dlaczego podał nieistniejący adres?
Pan w białym garniturze, który doręczył jej książkę nie wyglądał na kogoś, kto chce zrobić żart. Być
może chodziło raczej o zaproszenie.
Skoncentrowała się na dziwnym przesłaniu zacytowanym w liście. Zdaniu, którego
autorem był przypuszczalnie Ben we własnej osobie.
Nie ma Porządku żadnego, poza Absolutem; Jego język jest z Siedmiu Nut, jego
Alfabet z Siedmiu Kobrów, Jego słowa natomiast są Siedem na Jeden i Trzydzieści
Jeden na Sześćdziesiąt Siedem.
234
Przekątna
Zdanie to wydawało się kompletnie pozbawione sensu, ale miało w sobie jakąś
enigmatyczną równowagę. Brzmiało jak muzyka.
Ukrywało coś w swym wnętrzu.
Liczby, przede wszystkim.
Siedem nut. Siedem kolorów. Siedem na jeden i trzydzieści jeden na sześćdziesiąt siedem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl