[ Pobierz całość w formacie PDF ]
No, choćby zMissis?
Chodzi ci o koszty?
Ach, nie gwałtownie zaprzeczył Max.
Musiał zrozumieć z tonu matki,\e niemiałprawa do takiej uwagi.
Có\ znowu?
Ale młoda dziewczyna pozostawionawyłącznie sobie.
Uspokój się matka zaczęła znowu ziewać przeztrzy czwarte roku wSztokholmie
jestzupełniesama.
To co innego, uczysię, ma swoje towarzystwo, przyznasz jednak, \e tutejsza
atmosfera.
, Jaka znowu atmosfera?
pod matką zatrzeszczałołó\ko, przeszła przezpokój, niele\eli więcrazem.
Tycoś wiesz?
Ale\ nic konkretnego.
Absolutnie.
Myślę tylko, \epowinniśmy poświęcić jej więcej czasu.
Tu i w Sztok- -holmie.
Nie mieszkamyw Sztokholmie powiedziałamatka.
Maritie wstała ostro\nie z łó\ka, sięgnęła po bieliznę.
Chciałojej sięspać, ale rzucono jej rękawicę,musiała
87
przyjąć wyzwanie.
Powoliotworzyła drzwi szafy, \ebynie zaskrzypiały; wciągnęła jedną z sukienek, w
którejchodziła tańczyć, uczesała się przed lustrem w łazience,nało\yła na rzęsy trochę tuszu,
bezbarwną pomadkę nausta.
Bezszmerowe.
otworzenie drzwi wejściowych zajęło30] trochę czasu.
Nie oddałakluczaw recepcji, schowałagodo -torebki, choć sprawiał nieco kłopotu uczepioną
doniegodrewnianągrucha.
Na dole w barze tańczono.
Nie miała ochoty na zwyklezbierające siętam towarzystwo, ale jednak musiała tamzajrzeć^
trzeba było od czegoś zacząć tę noc.
Ju\ przy wejściu spotkała Joachima.
Cofnął się, kiedyją zobaczył.
Powiedziałaś, \e nie zejdziesz.
Namyśliłam się.
Umówiłaś się z kimś?
Nie.
Jesteśmyw większym towarzystwie.
Jest jeden facet zWiednia z siostrą,on studiuje w Rzymiew szkolefilmowej, dwóch Holendrów
dziennikarze, zdaje się,iichdziewczyny, Polki.
Majązamiarsię z nimi o\enić.
Polki?
zapytała z zainteresowaniem.
Tak.
Przysiądziesz się do nas?
Chętnie Tak się cieszę szepnął Joachim; jak zwykle wobecjej łaskawości ogarniało go
'wzruszenie.
Z dumą podprowadził jądo stolika, przy 'którym siedziało jego towarzystwo.
Wiedeńczyk okazał się wysokim, dobrze zbudowanym 'chłopcem, odziewczęcych oczach i
brutalnejszczęce.
Miał na imię Tytus, jego siostra Gaby - nieodznaczała się niczym szczególnym.
Za to obydwie Polkizwracały na siebie uwagę.
Były to przystojne dziewczynyopięknych biustach i nogach, dobrze uczesane i ubrane.
Holendrzy -prezentowali się przy nich mizernie.
Obydwajpełnili funkcjęsprawozdawców sportowych,obsługiwaliw Warnie
jakieśmiędzynarodowe zawody lekkoatletyczne, ale ich profesja nie wyra\ała się niczymw ich
wyglądzie,niscy iszczupli, nosili za du\e koszule, którychmankiety zasłaniały im pół dłoni.
Maritie nie mogła oderwać od nich wzroku.
Polki to spostrzegły.
Same spojrzały raz i drugi na te mankiety i wystające spod nichpalce.
Słuchaj spytała Joachima,gdytańczyli razemoni naprawdę się z nimi o\enią?
Tak mówią.
To ładne dziewczyny.
Dziewczyny tak.
Czy sądzisz, \e mogły się w nichzakochać?
Joachim roześmiał się,ale zaraz umilkł, postanowiłutrzymać sięw swojej roli
d\entelmena.
Có\, uroda to nie wszystko.
A tak od razupoznały się na wnętrzu?
Mo\e chcą wydostać się zkraju.
Z którego?
Ze swego.
Przecie\ ju\ się wydostały.
Są tutaj.
Ale będą musiałytam wrócić.
A mał\eństwo z nimi.
Co: mał\eństwoz mmi?
Pozwoli im na stałe wynieść się stamtąd i zostać naZachodzie.
Nie wyglądająna to,\eby cośich do tego zmuszało.
A jednak powiedział Joachim.
Ale o czym myrozmawiamy, Maritie?
przysunął swój rozgrzany policzek do jej twarzy.
- Co nas to obchodzi?
Mnieobchodzi powiedziała po długiejchwili.
Cofnęła głowę,Joachim pocił się z gorąca czy podniecenia, czułana plecach jego wilgotną
rękę.
Wróćmydo stolika.
Przy barzestał pan Balou z Missisod Bressonów.
Zobaczywszy Maritie odskoczył od niej.
Zpiewa?
spytała, gdy zbli\ył się, \eby się przywitać.
Przyjął toz poczuciem humoru.
Nawet niezle.
Ale raczej interesuję się citroenem,
Zatem sprawa ma szansę szybszego sfinalizowania.
Maritie, Maritie pan Balou całował jej nadgarstek odsunąwszy z niego pobrzękujące
bransoletkijeśli tylko zechcesz napić się ze mną.
Maritie jest w towarzystwieodwa\ył się szepnąćJoachim.
Właśniepotwierdziła.
Są z nami dwie uroczePolki, którekupuje sobie dwóch Holendrów.
Za co?
zainteresował się pan Balou.
A tego jeszcze nie wiemy dokładnie.
Ogólnie rzeczbiorąc, za Amsterdam.
Mo\e mógłbym postawić do licytacji Brukselę?
W ka\dym razie ma panszansę Dowiedziała Maritie.
Wrócili do stolika, pan Balounieco roztargniony do baru i Missis od Bressonów.
-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]