[ Pobierz całość w formacie PDF ]

atrakcjach, a nieliczne niedołęgi mojego pokroju tylko słuchały i zazdrościły Miałam
cichą nadzieję, że w tym roku Firli, przynajmniej w celach reklamowych, zaprosi
mnie na jakąś imprezę. Na razie czekałam.
W połowie grudnia znów przyszedł list z Holandii. Spotkałam się z tego powodu z
Firlim w Pstryczku. I znów ja piłam wodę mineralną bez bąbelków, on z przej ęciem
czytał list, jednak tym razem, gdy skończył czytać, powiedział:
- Tuż po świętach znów coś do mnie przyjdzie. Proszę cię, Karla, to ważne, daj mi
natychmiast znać. Obiecujesz?
- Jasne.
- Gdybyś na przykład nie mogła wyjść z domu, była chora, albo zajęta, zadzwoń.
Przyjadę osobiście.
- Dobrze.
. Oczekiwałam, że jak zwykle zacznie opowiadać o swoim holenderskim przyjacielu,
wyjaśni, czego oczekujewnastęp-nym liście, a przy sposobności wspomni o
sylwestrowych planach, niestety Dopijaliśmy w milczeniu, ja swoją wodę, on kawę.
Czułam, że za chwilę podejdzie kelner, zapłacimy rachunek, a gdy już wyjdziemy z
kawiarni, okazja poruszenia intrygującego mnie tematu zniknie bezpowrotnie.
Postanowiłam działać.
- Masz jakiś pomysł na sylwestra? - spytałam bez żadnych wstępów.
- Szczerze mówiąc, nie myślałem o tym, ale pomyślę. Jasne, jasne, trzeba o tym
pomyśleć. Załatwione.
Poszło łatwiej, niż myślałam. Może mężczyzni, bez względu na orientację seksualną,
potrzebują inspiracji do działania? W końcu według ludowego porzekadła,
mężczyzna jest głową, zaś kobieta szyją, która nią kręci.
Byłam z siebie dumna. Czekałam niecierpliwie na proporcję Firlego, lecz zanim się
doczekałam, któregoś dnia Iza spytała:
- Masz ochotę na wielki bal sylwestrowy w Klubie Oficerskim?
-Ale Firli...
- Interesuje mnie twoje zdanie, nie Firlego.
- Oczywiście.
- Więc idziemy, Firli musi się dostosować.
Tata Izy jest oficerem, dokładnie pułkownikiem w dużej jednostce wojskowej. Przy
jednostce działa kantyna zwana popularnie Klubem Oficerskim. O imprezach tam
organizowanych krążą na mieście legendy Niestety przywilej bywania-w klubie mają
wyłącznie wojskowi, ich rodziny ludzie związani z wojskiem oraz osoby im
towarzyszące.
- Ile to będzie kosztować?
- Taniocha. Dwie stówy od głowy
Taniocha j ak mało co na tym świecie j est po j ęciem względnym. Dla mnie było to
cholernie drogo, dla Firlego pewnie też, więc z propozycji nie mogłam skorzystać.
- Niemożliwe, ja...
- Co? Zaskoczyłam cię? - parsknęła śmiechem. - Tak tanio, bo sala jest własnością
jednostki, przygrywa orkiestra wojskowa, a za kucharzy, kelnerów i szatniarzy robią
żołnierze. W nagrodę dostają przepustki jak za dodatkową służbę. Reflektujesz?
Nagle pomysł wydał mi się kuszący Mogłam pożyczyć pieniądze od mamy, potem
spłacać z kieszonkowego.
- Reflektuję.
Wieczorem zadzwoniłam do Firlego i powtórzyłam mu propozycję Izy
- Zwietny pomysł, ale ... - zawiesił głos. Domyśliłam się w mig, w czym problem.
Forsa!
- Niedrogo, po dwieście złotych od osoby Ja, rzecz jasna, płacę za siebie -
pośpieszyłam z wyjaśnieniem.
Tylko udawaliśmy parę, w kawiarni płacił za mnie niewysokie rachunki, lecz wstęp
na bal karnawałowy był wydatkiem nie na jego kieszeń. Mógłby pod byle pretekstem
zrezygnować, a tego nie przeżyłabym. Gotowa byłam sama pokryć wszystkie koszty
choćbym miała stanąć na głowie.
- No dobrze, chociaż.... - Serce mi zamarło. Niepotrzebnie, bo nagle zmienił ton. -
Super, naprawdę super.
Mama pożyczyła mi pieniądze, a nawet wspaniałomyślnie umorzyła połowę długu.
Teraz pojawił się problem, co na siebie włożyć, a marzyłam o pięknej, wytwornej
sukni, ja-snobłękitnej, z dekoltem, ozdobionej delikatnymi cekinami przy staniczku,
do tego atłasowych bucikach pod kolor i naszyjniku z diamencików. No, w
najgorszym przypadku z cyr-konii. Z praktyki wiedziałam, że i tak skończy się na
jakichś trzeci raz nicowanych starociach z kolekcji mamy pamiętającej lepsze czasy
 Trudno, przynajmniej sobie pomarzę" -myślałam.
Gdy ja bujałam w obłokach, Iza działała. Uwijała się jak. w ukropie w poszukiwaniu
wystrzałowej kreacji. Towarzyszyłam jej w codziennych rajdach po najdroższych
sklepach. Od oglądania zapierających dech w piersi ofert najlepszych kreatorów
mody, jasnobłękitna suknia moich marzeń bledła coraz bardziej, w końcu rozpłynęła
się w niebycie zapomnienia. Nie musiałam już marzyć, codziennie z wieszaków i
manekinów kusiły klientów gotowe arcydzieła sztuki krawieckiej, że tylko
przymierzać i kupować. Gdy się jest przy kasie, oczywiście, bo ceny przyprawiały o
zawrót głowy Niestety, tylko mnie, bo na Izie nie robiły wrażenia. Poza tym ja
zachwycałam się wszystkim, albo prawie wszystkim, jej nie podobało się nic, lub
prawie nic. Gdy na przykład mówiłam:
- O, ta sukienka jest bardzo ładna. Iza krytycznie stwierdzała:
- E tam, jest beznadziejna. - Albo: - Mogłaby być, gdyby nie ten wieśniacki krój. -
Albo: - Tandetny materiał. - Albo: _ Koszmar, tego już od dwóch lat się nie nosi. -
Albo: - Wygląda jak sprana szmata, albo coś w tym rodzaju.
Ponieważ każdą odzywką obnażałam tylko swoje bezgu-ście i brak rozeznania w
aktualnych trendach zmieniłam taktykę. Zaprzestałam komentarzy, dopiero gdy Iza
wyciągała jakąś sukienkę i pytała, co o niej myślę, próbowałam odgadnąć z jej miny,
czy wpaść w zachwyt, czy tylko wyrazić średnio entuzjastyczną opinię. Przy
założeniu, że taki ekspert od mody j ak ona nie zwróciłby uwagi na tandetny ciuch, z
góry wyeliminowałam negatywne opinie i dzięki temu w dziewięćdziesięciu
procentach trafiałam w jej oczekiwania.
Kiedy wreszcie z setek obejrzanych i dziesiątek przymierzonych sukienek oraz butów
Iza wreszcie coś wybierała, konsultowała wybór z mamą, która najczęściej odradzała
jej pomysł, jako mało oryginalny niezbyt elegancki, niewystarczająco
ekstrawagancki, za skromny, za ciemny, za jasny za mocno zabudowany
pogrubiający, spłaszczający piersi, poszerzający biodra, skracający nogi... Zaczęłam
wątpić, czy przez takie sito ma szansę cokolwiek przejść.
Pani Solska jest diametralnie różna od mojej mamy. Z dobrym skutkiem dokłada
wielu starań, żeby wyglądać na starszą siostrę Izy Regularnie ćwiczy na siłowni oraz
ubiera się jak nastolatka. Pracuje w eleganckiej perfumerii i wygląda, j akby była
żywą reklamą produktów, które sprzedaj e. Moj a mama nosi ubrania klasycznego
kroju, w stonowanych Dar~ wach i z dyskretnymi dodatkami. Jedyną ekstrawagancją,
na jaką sobie pozwala, są kapelusze. Kiedyś próbowałam namówić ją na jakieś
młodzieżowe wdzianko, lecz odrzekła, że nie gustuje w stylu dzidzi-piernik, gdyż
czterdziestoletnia dzierlatka bardziej wzbudza zażenowanie niż podziw a ona,
chociażby z racji profesji, na nic takiego pozwolić sobie +5 może, nawet gdyby
chciała.
Z opowiadań Izy wiem, że pani Solska tańczyła niegdyś w wojskowym zespole
pieśni i tańca, miała nawet szansę przejść do  Mazowsza", lecz na szczęście [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl