[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stronicami sennika. A potem zasnął.
* * *
Babcia Pieczarkowska szła
wzdłuż żywopłotu. Był koniec
sierpnia. Na długich nitkach
babiego lata podróżowały małe
pajączki. Opodal siedział
dziadek i czytał książkę.
Spokój, cisza, dobiegające zza
domu głosy Kasi i Małgosi. Nagle
przystanęła. Coś zaszeleściło w
krzakach. Spojrzała
zaintrygowana w tę stronę i
zobaczyła, że krzaki rozchylają
się i zjawia się w nich tort z
wielką różą na środku. Tort tkwi
nieruchomo, jakby czekał, aż go
wezmą. Babcia Pieczarkowska
wzięła więc tort.
Krzaki rozchyliły się jeszcze
bardziej i ukazała się cienka
nóżka obuta w atłasowy pantofel
z napisem "arrivederci Roma"
przyozdobiony różowym pomponem.
Jednocześnie w krzakach coś
stękało, jakby prosiło o pomoc.
Babcia Pieczarkowska postawiła
więc tort na ławeczce i
rozgarnęła krzaki.
Ujrzała swoją sąsiadkę, panią
Witkowską, usiłującą przelezć
przez dziurę w płocie.
- Ugrzęzłam - jęknęła. - Znowu
ugrzęzłam. Nie mogę się ruszyć.
W domu z białym gankiem
wyszedł pan Wysocki. Przyjrzał
się krzakom, zbliżył do nich i
wykrzyknął:
- Znowu?! Znowu za daleko było
mamie do furtki?
Babcia Witkowska
znieruchomiała, a po chwili
powiedziała głosem pełnym
lamentu:
- Od tego krzyku ugrzęzłam
jeszcze bardziej.
Babcia Pieczarkowska, nie
namyślając się długo, wymacała
kołek, który tak uwięził
sąsiadkę, i wyrwała go jednym
szarpnięciem.
Gość jęknął z ulgą.
- Już myślałam, że tak
posiedzę z godzinę - poskarżyła
się. - Od jakiegoś czasu wolę
chodzić tędy. Ta furtka jakaś
taka oficjalna. Przyniosłam
torcik własnego wypieku. To na
cześć wnuka - szepnęła.
- Ja tę dziurę zabiję deskami
- powiedział pan Wysocki. - Nie
dość, że dzieci przez nią
przełażą, nie dość, że Kruczek
tędy chadza, to jeszcze mama...
Babcia Pieczarkowska uniosła
brwi. Gdyby miała ochotę
przelezć przez dziurę w płocie,
przełaziłaby tam i z powrotem,
ile dusza zapragnie.
- A dlaczego pani Witkowska
nie może tędy chodzić? -
zapytała.
- Bo znowuk... - zaczął pan
Wysocki, ale w tym momencie
babcia Witkowska poczuła taki
przypływ energii, siły, jakby ją
zaczerpnęła garścią od stojącej
obok sąsiadki.
- Tak, znowu! - zawołała
władczo. - Znowu... znowu i
znowu!!!
Obecność sąsiadki i to, że się
za nią ujęto, wyzwoliły całą
energię drzemiącą w babci
Witkowskiej.
- I nie życzę sobie chowania
przede mną proszków! - krzyknęła
dyszkantem. - %7łebym ja nie
musiała przed wami chować! I nie
życzę sobie chowania pasty do
podłogi! Poproszę o klucz od
schowka!
- Nie mam - wybąkał pan
Wysocki. - Teresa go nosi przy
sobie.
- No to musi mi go oddać!
- Jak mama sobie życzy. Teraz
przynieść czy pózniej?
- Może być pózniej - zezwoliła
babcia Witkowska.
Wyprostowała się, obciągnęła
sukienkę i przestała zwracać na
zięcia uwagę.
- Ten torcik to z okazji
narodzin wnuka - powtórzyła
ujmując w obie dłonie tacę z
ciastem. - Proszę powąchać -
róża z powideł ukręconych z
płatków róży.
Babcia Pieczarkowska powąchała
tort. Pachniał różami.
- Proszę do dużego pokoju -
powiedziała i powiodła gościa w
stronę domu.
Obie panie zasiadły przy stole
i ukroiły sobie po olbrzymim
kawałku tortu.
- Wspaniały - babcia
Pieczarkowska kręciła głową. -
Jeszcze takiego nie jadłam. Ależ
to trzeba mieć talent. Pani ma
dar do wykonywania rzeczy
delikatnych. Cudowne ciasta,
piękne, artystyczne cery...
- Naprawdę? - szepnęła
sąsiadka. - A może by tak kabałę?
Pani Pieczarkowska rozłożyła
karty.
- Zięć blisko domu. Rozmawia z
jakimś starszym człowiekiem.
- Pewnie ze Stasiem -
podpowiedziała babcia Witkowska.
- I pewnie skarży na mnie.
- Jakaś jasnowłosa kobieta
jest obecna przy rozmowie...
- Pewnie Tereska.
- Wnuki będą zdrowe.
- Wyglądają jak malowanie.
- I ogólnie dobrze.
Gość westchnął z ulgą.
- A może teraz sobie pani
postawi? Tak to lubię - babcia
Witkowska złożyła ręce.
Sąsiadka wzruszyła się. Oto
prawdziwa wierność. Nikt już nie
wierzył w jej kabały. Tylko pani
Witkowska.
- Mnie ciągle wychodzi to samo
- babcia Pieczarkowska
rozkładała karty zrezygnowanymi
ruchami. - O, już jest, zaraza
jedna. Jakby chciała mi coś
powiedzieć. Ale co?
- Bo widzi pani - zaczęła
babcia Witkowska - moja mama
kartą damy kier oznaczała każdą
kobietę, bez względu na wiek.
Dama trefl znaczyła - szczęście
ci sprzyja. Dama pik natomiast -
strzeż się choroby, obmowy,
czegoś złego. Dama pik z
dziesiątką trefl i asem trefl -
ostatnią podróż, czyli śmierć. A
[ Pobierz całość w formacie PDF ]