[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przekształcił się w naprawdę przytulne gniazdko. Znalazły się w nim wszystkie
osobiste rzeczy Arnolda, których nie sprzedał razem z majątkiem i te które
odziedziczył po rodzicach tylko dla niego przedstawiające jakąś wartość.
Nie przeprowadził się jednak, gdyż zapłanował, że zrobi to dopiero po
przybyciu Ruth. Wokół dworu ustawiono rusztowania i przystąpiono do remontu
elewacji zgodnie z poleceniem nowego właściciela, które Arnold otrzymał za
pośrednictwem radcy Fiebelkorna. Ruth nie chciała dopuścić do dalszego msz-
czenia budynku i zamierzała przywrócić go do dawnej świetności.
Radca i inni znajomi Ruth dziwili się, że chce ona mieszkać z mężem w
skromnym domku, choć nikt nie wiedział, że to ona dziedziczy majątek po ojcu,
ani że jest właścicielką Rautenau. Nie zdziwiono się też, gdy Ruth urządziła
przyjęcie weselne tylko dla grona najbliższych znajomych. Arnoldowi powie-
działa:
 Nora chce urządzić nam wesele, jakie sobie zażyczymy. Chcesz żeby było
bardzo wystawne?
On wziął ją w ramiona, spojrzał w oczy i rzekł:
 Chcę tylko ciebie, droga Ruth i nie mogę się już doczekać. Po co nam tylu
obcych ludzi wokół nas w dniu, gdy spełnią się moje sny? Chciałbym być wtedy z
tobą i kilkorgiem znajomych, którzy nas lubią i są nam bliscy.
LR
T
Zaproszono więc tylko Norę i Georga, Zuzannę i Frediego, jego rodziców i
jeszcze kilku przyjaciół domu. Panią von Werner poproszono, by nie opuszczała
po ślubie willi w Grunewald i opiekowała się domem w imieniu Ruth. Starsza pani
nie wiedziała wprawdzie, na czym miały polegać jej obowiązki, ale była pewna, że
do końca życia ma zapewnioną pomoc i opiekę.
Arnold przyjechał do Berlina w przeddzień ślubu wieczorem, gdyż do ostat-
niej chwili był zajęty w Rautenau. Ceremonia miała się odbyć w sobotę, więc
musiał dzień wcześniej wypłacić służbie tygodniowe zarobki. Skończywszy raz
jeszcze obleciał swój domek od dołu do góry i wydal polecenie, by w sobotę po
południu wszystkie pokoje udekorowano kwiatami. Wsiadł do pociągu do Berlina
i zatrzymał się na noc u Georga i Nory. Na wieczór zaproszono tam kilku gości.
Zjedli wyśmienitą kolację i gwarzyli popijając doskonałe wino. Pieniądze, prze-
znaczone na przyjęcie weselne  dokładnie tyle samo, co na ślub Nory  Ruth
postanowiła ofiarować dwóm parom narzeczonych, którzy byli zbyt biedni, żeby
się pobrać. Kupiła im wszystko, co potrzebowali, łącznie z meblami. Sprawiło jej
to większą przyjemność, niż najwystawniejsza uczta weselna. Nikt też prócz niej i
obojga par o tym nie wiedział. Sądziła, że w czasie hucznego wesela Arnold,
czułby się raczej nieswojo.
W sobotę przed południem odbył się ślub cywilny, a zaraz potem kościelny.
Wszyscy wrócili na obiad do willi. Był równie skromny jak cała uroczystość, ale
za to przy stole panował luzny i wesoły nastrój.
O czwartej po południu pod dom nadjechał samochód Nory i Ruth, wraz z
mężem, wyruszyli do Rautenau. Arnold cieszył się, że nie musiał wiezć żony po-
ciągiem.
Podróż minęła młodym małżonkom szybko. Zostawili za sobą wszystko, co w
ich życiu dotychczas miało jakąkolwiek wartość. Teraz mieli tylko siebie i nic
innego się nie liczyło.
Samochód zatrzymał się przed wejściem do domku zarządcy, udekorowanym
girlandami z kwiatów. Wewnątrz, w każdym pomieszczeniu, też znajdowały się
kwiaty. Przechodzili z jednego do drugiego i Ruth nie mogła się nadziwić cudom,
jakich dokonał tu jej mąż. Nie mogła uwierzyć, że był to ten sam dom, który wi-
działa przed kilkoma miesiącami. Arnold cieszył się wraz z nią.
Wrócili do salonu, a on wziął ją w ramiona i patrząc w oczy spytał:
LR
T
 Spodoba ci się tu, moja najdroższa żono?
 Gdzie jesteś ty  tam szczęście moje, Arnoldzie! Nigdy o tym nie za-
pominaj. Twoja miłość potrafi zmienić zwykłą chatę w pałac, a jej brak  za-
mienić pałac w żałosną ruderę.
Pocałował ją jak mógł najgoręcej, a świat zawirował wokół nich.
Cudowne pierwsze dni mijały młodym małżonkom w zawrotnym tempie.
Arnold codziennie rano wyjeżdżał doglądać prac polowych, Ruth zaś krzątała się
po domu, układała swoje rzeczy, a korzystając z wiosennego słońca, często wy-
chodziła naprzeciw mężowi, wracającemu na drugie śniadanie, czy obiad. Ze-
skakiwał wtedy z konia, obejmował żonę i powoli spacerowali oboje, nie spiesząc
się wcale, do domu. Ruth bardzo dobrze się czuła w roli gospodyni. Wzięła do
pomocy tylko jedną służącą, choć Arnold nalegał, by zaangażować jeszcze ku-
charkę. Kręcąc zdecydowanie głową, z uśmiechem na ustach protestowała:
 Musisz się zadowolić tym, co ja gotuję. Poza tym przygotowanie twoich
ulubionych dań sprawia mi wielką przyjemność. Kiedyś, jak mi się znudzi, być
może wynajmiemy kogoś do kuchni. Teraz nie przejmuj się, że nie dam sobie
rady. Jakoś mi to wychodzi, a gospodarując sama mogę zaoszczędzić sporo pie-
niędzy.
Nie powinna była tego powiedzieć. Arnold będzie się gniewał, gdy dowie się
w końcu, że jest bogata i że jest właścicielką Rautenau, a oszczędza drobne grosze
na służbie. Postanowiła, że nie będzie już dłużej ukrywać prawdy i powie mężowi
wszystko w dniu jego urodzin. Planowała sobie dokładnie cały przebieg tej roz-
mowy. Wiedziała, że wcale nie ucieszy się wiadomością, że to ona kupiła jego
posiadłość, będąc tą bogatą spadkobierczynią, za którą uważano Norę. Należał on
do mężczyzn, polegających wyłącznie na własnych siłach i możliwościach. Gdy
dowie się prawdy, będzie czuł się oszukany.
Dzień urodzin, 5 maja, zbliżał się nieuchronnie. Arnold wstawał wcześnie
rano i nalegał, by Ruth nie rozpoczynała dnia razem z nim. Nie chciała o tym
słyszeć, ale w końcu uległa, gdy przekonał ją, że martwi się ojej zdrowie i nie chce,
by się przemęczała, zanim nie przyzwyczai się do nowych warunków życia na wsi.
Przed wyjściem w pole Arnold wypijał tylko kubek kawy, zaś na śniadanie przy-
jeżdżał około dziesiątej. O tej porze Ruth była już ubrana, wypoczęta i uśmiech-
nięta. On przebierał się szybko i razem zasiadali do stołu. Po śniadaniu Arnold
LR
T
rozmawiał z nowo przyjętymi pracownikami lub doglądał przebudowanych nie-
dawno obór, do których wprowadzono już zakupione na wystawie rasowe bydło.
Nadzorował też remont elewacji dworu, albo też wyjeżdżał do lasu lub na pola,
gdyż wszędzie roboty posuwały się naprzód pełną parą.
W dniu poprzedzającym urodziny Arnolda Ruth spytała:
 Czy nie mogłabym ci towarzyszyć podczas obchodu? Tęsknie za tobą, gdy
w ciągu dnia nie ma cię w domu.
Spojrzał na nią zaniepokojony.
 Ależ ty nie umiesz jezdzić konno!
 Tak myślisz?  zaśmiała się.  A w Kanadzie to kto od dziecka siedział
na koniu? W Berlinie, niestety, konie przestały mnie bawić, ale tu jest tyle pięk-
nych miejsc, a przede wszystkim moglibyśmy być dłużej razem.
 To byłoby wspaniałe, kochana Ruth  pocałował ją  ale nie ma tu ani
jednego konia przygotowanego do jazdy dla kobiet, do jazdy w ogóle, oprócz tego,
którego ja dosiadam. Dotychczas nie było nawet potrzeby posiadania takiego
wierzchowca. Teraz widzę, że będę musiał dokupić, ale nie chciałbym robić tego
na koszt właściciela Rautenau.
 Oczywiście, że tak, Arnoldzie. Wolałabym kupić konia sama.
Spojrzał na nią zdziwiony.
 Ależ Ruth? Mówisz tak. jakbyś była właścicielką kopalni złota! Rzeczy-
wiście byłoby cię stać na taki zakup?
 Sądzę, że tak. Więc kupisz mi go? Ale nie jakiegoś tam potulnego baranka,
tylko prawdziwego rączego wierzchowca. O tysiąc marek w górę czy w dół nie
warto się targować. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl