[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Cie szę się, że przy szłaś. Już my śla łem, że wy sta wisz mnie do wia tru.
Niewiele brakowało wyznała i rzuciła torbę na tylne siedzenie. Mam wrażenie, że mi się
nie przed sta wi łeś.
I niech tak zostanie powiedział łagodnie. Dzięki temu jest jeszcze bardziej ekscytująco, nie
są dzisz?
Przy tak nę ła. Po czu ła, że drży z pod nie ce nia.
Do kąd je dzie my?
Zo ba czysz. Rozluznij się.
Za czę ła się de ner wo wać.
Chcę wie dzieć, do kąd je dzie my.
Nie zna jo my spoj rzał na nią i po słał jej miły uśmiech.
Na drin ka rzecz ja sna. Prze cież tego chcia łaś, praw da?
Py ta łam, do któ re go pubu je dzie my.
Znaj du je się w Rich mond, nie da le ko rze ki. Spodo ba ci się.
Nie mamy czasu, żeby jechać do Richmond zaprotestowała. Jest już po dwudziestej
pierw szej.
Nie od po wie dział. Włą czył pły tę z mu zy ką kla sycz ną i nie mo gli już roz ma wiać.
Pędzili ulicami Londynu, przejeżdżali na czerwonym świetle i wypadali z zakrętów. Chloe
milczała, była przerażona. Przypomniała sobie, co powiedziała Lizzie, i żałowała, że jej nie
posłuchała. Ale było już za pózno. Mogła tylko czekać, aż samochód wreszcie się zatrzyma, i wtedy
spró bo wać uciec.
Jednak bmw się nie zatrzymało. Nawet nie zwolniło, aż do Richmond. Chloe z zaskoczeniem
stwierdziła, że wjeżdżają na parking przed pubem, nad rzeką. Gdy otworzyła drzwi i wysiadła,
usły sza ła do bie ga ją ce z otwar tych okien gło sy. Lu dzie śmia li się i roz ma wia li.
Nie zna jo my wy siadł. Przy glą dał jej się w mil cze niu.
Nig dy cze goś ta kie go nie ro bi łaś? za py tał w koń cu.
Po krę ci ła gło wą.
Jak się czu łaś?
By łam prze ra żo na wy zna ła.
I pod eks cy to wa na?
Tro chę.
Zro bił krok w jej stro nę.
Nadal je steś pod eks cy to wa na?
Pa trzy ła na nie go. Do strze gła w jego oczach po żą da nie. Wie dzia ła, że jej pra gnie.
Tak od po wie dzia ła.
Od gar nął jej wło sy za uszy i po gła dził ją po kar ku.
Car los ma ra cję. Je steś uro cza.
Była zdu mio na.
Jak to? Znasz Car lo sa?
Pracuję dla niego. Przykro mi, Chloe. Chciałbym spędzić wieczór w twoim towarzystwie, ale
Carlos czeka. Chce cię zabrać z powrotem do Londynu. Może kiedyś będziemy mieli okazję zrobić to
jak na le ży.
Mówiąc to, wsunął jej do lewej ręki karteczkę. Szybko włożyła ją do torby. Chwilę pózniej
z pubu wy szli Car los i Li via.
Mówiłam ci, że Mike jej się spodoba zaśmiała się Livia, całując nieznajomego w oba
po licz ki.
Wygląda na to, że miałaś rację rzucił Carlos, przyglądając się uważnie zmieszanej Chloe.
Stała przy samochodzie. Czuję się trochę znieważony. Próbowałaś odejść ode mnie, żeby
podrywać nieznajomych, Chloe. Najwyrazniej muszę ci zapewnić więcej doznań. Nie miałem
po ję cia, że tak szyb ko ro bisz po stę py.
Nie próbowałam od ciebie odejść! zaprotestowała. Jestem wolnym człowiekiem. Dlaczego
nie mogę umó wić się na rand kę, je śli mam ocho tę?
Próbowałaś odejść. W samochodzie leży twoja torba. Wcale nie zamierzałaś wracać.
Zapamiętaj, proszę, że nie jesteś wolnym człowiekiem. Takie zachowanie świadczy o całkowitym
braku dyscypliny. W tej chwili musisz przestrzegać moich zasad, tych, które obowiązują pod moim
dachem. Już ci mówiłem, że kiedy zaczniesz się uczyć, nie będzie odwrotu. Zdaje się, że mi nie
uwie rzy łaś.
Rano by łam sko ło wa na. Po trze bo wa łam cza su do na my słu po wie dzia ła.
Car los wy buch nął śmie chem.
Nie marnowałaś czasu na myślenie. Zadzwoniłem do Mike a zaraz po tym, jak wyszłaś z tą
niepozorną torbą. Pół godziny pózniej zgodziłaś się umówić z nieznajomym. Podziwiam twoje
za mi ło wa nie do przygo dy. Szko da tyl ko, że trze ba cię bę dzie za to uka rać.
I to w tej chwi li do da ła Li via z nie skry wa ną sa tys fak cją.
Chloe zer k nę ła ner wo wo na Car lo sa.
Co to zna czy?
Rano byłaś taka odważna, gdy Mike próbował cię poderwać. Uznaliśmy, że mogłabyś wejść do
tego pubu, za przy jaz nić się z ja kimś męż czy zną, wy cią gnąć go stamtąd i upra wiać z nim seks.
Ależ nie! sprze ci wi ła się.
Nie masz wy bo ru oznaj mił Car los sta now czo. Po spiesz się. Nie dłu go za my ka ją.
Chloe spojrzała na Mike a i zauważyła, że przygląda jej się z zainteresowaniem. Zrozumiała, że
jest pod eks cy to wa ny po my słem Car lo sa, i pod nie ci ło ją to. Bez sło wa ru szy ła do za tło czo ne go pubu.
Usiadła przy barze, zamówiła lampkę czerwonego wina i sącząc je, rozglądała się po sali
w poszukiwaniu kandydata. Po kilku minutach nawiązała kontakt wzrokowy z jakimś mężczyzną,
mniej więcej w jej wieku. Siedział przy stoliku naprzeciwko, z grupą przyjaciół. Miał
ciemnobrązowe kręcone włosy i zielone oczy. Kiedy na niego spojrzała, błysnęła w nich iskierka
za in te re so wa nia. Wstał i pod szedł do baru, a ona po czu ła, że ją mro wi w żo łąd ku.
Je steś sama? za py tał swo bod nie i za mó wił piwo.
Tak. Póz no wyszłam z pra cy i chcę się tro chę wy lu zo wać, za nim pój dę do domu.
Zer k nął na jej lewą dłoń.
Ro zu miem, że nie masz męża.
Za śmia ła się.
%7ład nych zo bo wią zań. Je stem wol na jak ptak.
Zdu mia ło ją, że za czy na się tak do brze ba wić.
Lu bię ta kie dziew czy ny. Mam na imię Ja mie. A ty?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]