[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i radziliśmy, jak mógłbym powiększyć swój skarb.
Jesteś zatem podwójnym zdrajcą, Jarviku w głosie Anhega zadzwięczał
niemal smutek. Zdradziłeś mnie i złamałeś najstarsze prawo królestwa. %7ładen
Angarak nie postawił stopy na naszej ziemi od czasów samego Chereka o Niedz-
wiedzich Barach.
Wtedy już mnie to nie obchodziło wzruszył ramionami Jarvik. Asha-
rak miał plan, który uznałem za dobry. Gdybyśmy przekradali się przez miasto
w niewielkich grupkach, moglibyśmy ukryć całą armię w zrujnowanych połu-
dniowych skrzydłach pałacu. Przy odrobinie szczęścia i z przewagą zaskoczenia
była szansa, by zabić ciebie i pozostałych królów Alornów. Zasiadłbym wtedy na
tronie Chereku, a może i całej Alorii.
Jakiej ceny zażądał Asharak? pan Wilk zmrużył oczy. Czego chciał
w zamian za uczynienie cię królem?
Rzeczy tak drobnej, że wybuchnąłem śmiechem, gdy mi o niej powiedział
odparł Jarvik. Ale obiecał, że jeśli to dla niego zrobię, ofiaruje mi nie tylko
koronę, ale wypełni złotem całą komnatę.
Co to było? powtórzył pytanie Wilk.
186
Powiedział, że chce chłopca, mniej więcej czternastoletniego, który przy-
płynął w orszaku króla Fulracha z Sendarii. Obiecał, że gdy tylko przekażę mu
chłopaka, da mi więcej złota, niż potrafię zliczyć. I koronę Chereku na dodatek.
Fulrach spojrzał zdumiony.
Garion? zapytał. Czemu Asharakowi miałoby na nim zależeć?
Jęk przerażenia cioci Pol dotarł aż do kryjówki Gariona.
Durniku! zawołała mocnym głosem, lecz Durnik pędził już do drzwi.
Silk biegł tuż za nim. Ciocia Pol odwróciła się. Jej oczy płonęły, a białe pasemko
promieniowało niemal wśród czerni włosów. Jarl Jarvik cofnął się przed gniew-
nym spojrzeniem.
Jeśli chłopcu zdarzy się coś złego, Jarviku, przez tysiąc lat ludzie będą
drżeli na wspomnienie twojego losu oznajmiła.
Sprawy zaszły za daleko. Garion był zawstydzony i trochę przestraszony jej
furią.
Nic mi się nie stało, ciociu Pol krzyknął przez szczelinę w ścianie.
Jestem tutaj, na górze.
Garion? szukała go wzrokiem. Gdzie jesteś?
U góry, pod sufitem odpowiedział. Za murem.
Jak tam trafiłeś?
Nie wiem. Jacyś ludzie mnie ścigali, więc uciekałem. I dotarłem aż tutaj.
Natychmiast zejdz na dół.
Nie potrafię, ciociu Pol. Biegłem tak daleko i skręcałem tyle razy, że nie
wiem, jak wrócić. Zgubiłem się.
No dobrze stwierdziła, odzyskując panowanie nad sobą. Nie ruszaj
się. Znajdziemy sposób, żeby cię tu sprowadzić.
Mam nadzieję westchnął.
Rozdział 19
Ten korytarz musi gdzieś prowadzić Anheg spojrzał w stronę, gdzie Garion
nerwowo oczekiwał na pomoc. Niech po prostu nim pójdzie.
I wpadnie wprost w ręce Murga Asharaka? mruknęła ciocia Pol.
Lepiej niech zostanie tam, gdzie jest.
Asharak ucieka w strachu o życie stwierdził Anheg. Nie ma go już
w pałacu.
O ile pamiętam, nie powinno go być w królestwie zauważyła.
Zaczekaj, Pol przerwał Wilk. Garionie! krzyknął. Którędy
biegnie ten korytarz?
Chyba w kierunku tylnej części sali, gdzie stoją trony odpowiedział
chłopiec. Trudno powiedzieć. Jest ciemno.
Podamy ci pochodnie. Ustawisz jedną tam, gdzie stoisz w tej chwili,
a z drugą pójdziesz przed siebie. Póki nie stracisz tej pierwszej z oczu, posuwasz
się w linii prostej.
Bardzo sprytne ocenił Silk. Szkoda, że nie mam siedmiu tysięcy lat.
Też bym potrafił tak sprawnie rozwiązywać problemy.
Wilk puścił uwagę mimo uszu.
Nadal uważam, że najlepszym wyjściem będzie przystawienie paru drabin
i wybicie dziury w ścianie wtrącił Barak.
Może najpierw spróbujemy sposobu Belgaratha? spytał zbolałym gło-
sem Anheg.
Barak wzruszył ramionami.
Ty tu jesteś królem.
Dzięki burknął sucho władca.
Jeden z wojowników przyniósł długą tykę i podał Garionowi dwie pochodnie.
Jeśli korytarz biegnie prosto zastanowił się Anheg powinien dopro-
wadzić gdzieś do królewskich apartamentów.
To ciekawe Rhodar uniósł brew. Dobrze by było wiedzieć, czy wie-
dzie do królewskich komnat, czy w przeciwną stronę.
188
Całkiem możliwe, że to jakaś zapomniana droga ewakuacyjna odparł
urażonym tonem Anheg. Nasza historia nie była w końcu aż tak pokojowa. Nie
ma powodu, by od razu podejrzewać najgorsze.
Oczywiście przyznał uprzejmie Rhodar. Najmniejszego powodu.
Garion umieścił jedną z pochodni obok szczeliny w murze i podążył zakurzo-
nym przejściem, oglądając się często, by sprawdzić, czy wciąż widzi jej światło.
Po chwili dotarł do wąskich drzwiczek, otwierających się do wnętrza pustej szafy.
Dalej znajdowała się bogata sypialnia z wyjściem na szeroki, dobrze oświetlony
korytarz, którym zbliżało się kilku wojowników, a Garion rozpoznał wśród nich
łowczego Torvika.
Tu jestem zawołał z ulgą i wyszedł im naprzeciw.
Nie próżnowałeś, co? uśmiechnął się Torvik.
To nie moja wina.
Wracajmy do króla Anhega. Ta dama, twoja ciotka, bardzo się martwi.
Pewnie jest na mnie zła. Garion ruszył obok potężnego myśliwego.
Bardzo prawdopodobne przyznał Torvik. Kobiety zawsze się na nas
złoszczą, z tych czy innych powodów. Kiedy dorośniesz, będziesz się musiał do
tego przyzwyczaić.
Ciocia Pol czekała przed drzwiami sali tronowej. Nie robiła mu wyrzutów,
przynajmniej na razie. Na jedną krótką chwilę przytuliła go mocno, po czym spoj-
rzała z powagą.
Czekaliśmy na ciebie, kochanie powiedziała prawie całkiem spokojnie
i wprowadziła go do środka.
W apartamencie mojej babki, powiadasz? mówił do Torvika Anheg.
Zdumiewające. Pamiętam ją jako zdziwaczałą staruszkę chodzącą o lasce.
Nikt nie rodzi się starcem, Anhegu zauważył z chytrą miną Rhodar.
Jestem pewna Anhegu, że istnieje całkiem niewinne wyjaśnienie tej sprawy
pocieszyła króla Porenn. Mój mąż się z tobą drażni.
Jeden z ludzi zajrzał do tego przejścia, wasza wysokość wtrącił taktow-
nie Torvik. Leży tam gruba warstwa kurzu. Możliwe, że nie było używane od
stuleci.
Zdumiewające powtórzył Anheg.
Następnie delikatnie porzucono ten temat, choć kpiące spojrzenie króla Rho-
dara było aż nadto wymowne.
Hrabia Seline chrząknął dyskretnie.
Sądzę powiedział że młody Garion mógłby nam opowiedzieć coś
ciekawego.
Spodziewam się ciocia Pol spojrzała na chłopca. O ile pamiętam,
kazałam ci czekać w swoim pokoju.
Tam był Asharak wyjaśnił Garion. Miał ze sobą wojowników. Pró-
bował mnie zmusić, żebym z nim poszedł. Nie chciałem, a on powiedział, że już
189
raz mnie miał i znowu może schwytać. Nie bardzo rozumiałem, o co mu chodzi,
ale odparłem, że najpierw musi mnie dogonić. I uciekłem.
Brand, Strażnik Rivy, parsknął śmiechem.
Nie sądzę, by można mu było cokolwiek zarzucić, Polgaro oświadczył.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]