[ Pobierz całość w formacie PDF ]
inaczej. Ale teraz oznajmiłam matce:
- Kiedy dorosnę, wyjdę za mą\ za dumnego Polaka!
- Ucz się, ucz, ty małpo - uśmiechnęła się mama. - Który dumny Polak zechce coś
takiego?
W ten sposób matka przesądziła sprawę: Musiałam wyjść za Polaka. Zakodowana
przez ciotkę Ninę, zakochałam się w pierwszym dumnym Polaku, jakiego spotkałam.
Co prawda, uwielbiani przez nią bracia tylko w połowie byli Polakami, ale czciła
pamięć ojczyma śukowskiego. Mo\e nawet bardziej ni\ pamięć własnej matki.
Błyszczały jej oczy, gdy opowiadała, jaki był mądry, dobry i sprawiedliwy. Gdy
czasami zapraszała nas na obiad, stawaliśmy się ofiarami jej wielkiej,
abstrakcyjnej miłości do Polski. Nie uznawała \adnej innej kuchni. Niestety,
znakomity kucharz pana śukowskiego, te\ Polak, dawno nie \ył, a o mojej ciotce
mo\na powiedzieć wiele dobrego, ale gotować nie umiała.
- Ci zadziwiający Polacy - mamrotała z ledwie dostrzegalnym uśmiechem moja
mama.
- Czy to mo\liwe, \eby jadali coś tak niejadalnego?
Ciocia uśmiechała się \ałośnie.
- No có\, nie jestem kucharzem Stanisławem... ale chcę sobie przypomnieć stare,
dobre czasy... Tak bym chciała znowu usłyszeć śukowskiego, jak odmawia modlitwę
przed obiadem i dopiero potem ruchem głowy pozwala nam usiąść... Ech, gdzie ty
teraz zobaczysz człowieka, który by do obiadu wkładał czystą, białą koszulę?!
- Codziennie?! - zapytałam z niedowierzaniem.
- Oczywiście! - zawołała ciotka. -1 lokaj w nieskazitelnie białych rękawiczkach
zawsze stał za jego plecami.
Wydało mi się to śmieszne. Mało kto z naszego podwórka miał dwie koszule na
zmianę.
- Ile on miał tych koszul?! - zawołałam.
- Biedne wy, biedne dzieci - westchnęła mama. - Kto by tam liczył koszule! Ka\dy
przyzwoity człowiek zmieniał koszulę przed obiadem... nie mówiąc ju\ o tym, \e
obiad jadło się codziennie o tej samej porze!
Zrobiło mi się wstyd: Przed rewolucją uprawiali ob\arstwo i jeszcze się tym
chełpią!
- Czy wam ten obiad nie stawał kością w gardle, kiedy biedni, wyzyskiwani ludzie
chodzili głodni?
- Głodni? - zdziwiła się mama. - W Gruzji nikt by nie głodował, gdyby nas nie
ograbiano, a poza tym nikt u nas nikogo nie wyzyskiwał! Ty nawet nie potrafisz
sobie wyśnić takiego \ycia, jakie
mieli nasi ciecie i lokaje! - Mama nagle przerwała i uśmiechnęła się do ciotki.
- Obiad staje mi w gardle teraz, bo szkoda zmarnowanej \ywności.
- Mariko, litości! - zawołała Nina błagalnie.
Mimo wątpliwych zalet jej polskiej kuchni w duszę mą zapadło ziarenko miłości do
Polski i gdzieś potajemnie kiełkowało. Wystarczyło spotkać Polaka, co nastąpiło
w kilka lat pózniej.
Zawsze wpadałam w złość, gdy lamentowano przy mnie o którymś z krewnych, \e był
taki utalentowany, taki uczciwy, taki dowcipny i go wzięli. Nie potrafiłam sobie
wyobrazić, \e mo\na aresztować niewinnych ludzi. Nabrałam pewności, \e tają
przede mną prawdę. Dorośli rozmawiali ciągle szeptem, pewni, \e śpię, albo
wyrzucali mnie na podwórko. Im bardziej byli tajemniczy, tym goręcej pragnęłam
poznać prawdę. Zadawałam masę pytań, co wyostrzało ich czujność.
- Gdzie jest ojciec Etty? Etta była moją kuzynką. -Wzięli...
Albo:
- Kim jest ten pan na fotografii obok mamy?
- Wujek.
- Jego te\ wzięli?
- Nie zadawaj tylu pytań!
- Za co go wzięli?
- Za nic.
- Za nic nie mogą aresztować! - odpowiedziałam kiedyś matce tak stanowczo, \e na
chwilę oderwała się od ksią\ki i spojrzała na mnie. - Pewnie byli szkodnikami
społecznymi i dywersantami! Ciągle o takich mówią w radiu! Nasza dru\ynowa
opowiadała na zebraniu, \e zbrodniarze udawali lojalnych obywateli, a po kryjomu
wysadzali tory kolejowe i truli dzieci!
- Twoja dru\ynowa to idiotka! - \achnęła się mama.
No oczywiście, pomyślałam. Mama nigdy nie zdobędzie się na obiektywizm! Co
innego ciotka Nina: ta wszystkich rozstawiała po kątach. Mo\e dlatego
wsłuchiwałam się w ka\de jej słowo. Ona pierwsza zachwiała moją wiarę w ustrój
radziecki. Niestety, nie myślała wdawać się ze mną w zasadnicze dyskusje.
- Pamiętaj, \e jestem zwolenniczką króla Heroda i nie cierpię dzieci! - ucinała
rozmowę. - Porozmawiamy, kiedy dorośniesz.
Odkąd pamiętam, stan ducha moich rodziców oscylował między lekkim
poddenerwowaniem a histerią. Czasem przechodził w euforię. Wtedy zapraszali
przyjaciół i tańczyli do białego rana, zapominając o moim istnieniu.
W nocy przewa\nie czuwali, czekając, \e przyjdą po ojca, a przekonani, \e śpię,
rozmawiali o sprawach zupełnie nie przeznaczonych dla uszu dziecka. Starałam się
oddychać miarowo i udawać, \e głęboko śpię.
Wtedy ju\ wyrzucono nas do jednego pokoiku, a raczej nory bez \adnych wygód.
Mogłam więc do woli podsłuchiwać rozmowy rodziców z przyjaciółmi i krewnymi.
Dość wcześnie zrozumiałam, \e spłodzili mnie zupełnie niepotrzebnie, mo\e nawet
wbrew swojej woli: zawadzałam im na ka\dym kroku. Przypuszczam, \e wszystkiemu
zawinił brak środków antykoncepcyjnych i urządzeń sanitarnych, oraz całkowity
zakaz skrobanek w tamtych latach. No i oczywiście trochę lekkomyślności.
Poniewa\ mózg człowieka zdolny jest do usuwania z pamięci wszystkiego, o czym
nie chce się pamiętać, często zapominali o moim istnieniu, jak się zapomina o
popełnionym błędzie. Zbyt młodzi, rzuceni w wir kataklizmów dziejowych, nie
mogli sobie pozwolić na dziecko. Stałam się ich chodzącym wyrzutem sumienia.
Odwdzięczałam się nieznośnym zachowaniem: Gryzłam gości, gdy próbowali mnie
głaskać, w przedszkolu drapałam i biłam dzieci, a co najgorsze - nieustannie
zadawałam rodzicom pytania, na które nie mogli odpowiedzieć. Czasami się mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]