[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Drzwi na wprost niego pozostawały jednak wcią\ zamknięte. Nagle przeszło mu
przez myśl, \e Lester mo\e być na zewnątrz.
Z bronią opartą na prawym ramieniu otworzył drzwi.
Z korytarza długości dziesięciu metrów wchodziło się do wielu pomieszczeń.
Tylne wyjście wiodło na Siódmą Aleję. Kryjówka była naprawdę idealna.
- Kto tam? - krzyknął męski głos.
Tanaka rozpoznał Lestera. Odezwał się spokojnie:
- To ja, Tanaka.
Potem pchnął drzwi i wszedł.
Lester nie był sam. Grał w karty z dwoma innymi Murzynami. Wyciągnięta na
łó\ku Jada czytała ksią\kę.
Po ziemi poniewierały się puste butelki po piwie. Na łó\ku, w którym
zazwyczaj sypiał Lester, le\ał automatyczny kolt. Widząc Tanakę, jeden z graczy
gwałtownie sięgnął po broń, rozsypując karty. Tanaka ledwie drgnął, ale pistolet
maszynowy splunął ogniem. Murzyn skoczył, jakby rzucony atakiem epilepsji, potem
runął w kału\ę krwi. Kule poszarpały mu tors. Umarł, nim jeszcze upadł.
Lester i jego towarzysz wstali. Ich twarze wykrzywiało przera\enie. Jada
upuściła ksią\kę i krzycząc zwinęła się w kłębek w kącie łó\ka. Tanaka zwrócił ku
nim lufę pistoletu.
- Nie ruszajcie się - nakazał spokojnie.
Lester powoli odzyskiwał zimną krew. Nerwowo oblizał usta.
- Cholera! Zwariował pan, czy co? Co pana napadło?
Zakasłał, wdychając przesycone zapachem prochu powietrze. Korzystając z
tego, Tanaka powiedział obojętnym tonem:
- Wasza ostatnia akcja te\ się nie powiodła - w tej chwili FBI zatrzymało ju\
waszych ludzi, a ja sam jestem poszukiwany. Wyrzuciliśmy w błoto masę pieniędzy.
- Ej\e! - przerwał Lester - a czy aby nie był pan śledzony?
Tanaka machnął ręką, dając do zrozumienia, \e nie miało to ju\ większego
znaczenia. Lester się mylił.
- Chce pan się ukryć u nas? - zaoferował. - Potem przerzucimy pana do
Kanady. To nic trudnego. W północnej Dakocie są setki mil nie strze\onej granicy.
Tymczasem zostanie pan tutaj... Lester ani na moment nie spuszczał oka z
pistoletu. Wiedział, \e w magazynku zostało dość naboi, \eby posiekać Tanakę na
kawałki.
Jada jak sparali\owana le\ała skulona na łó\ku. Bujne piersi falowały
nieregularnie, jakby oddychanie sprawiało jej trudność. Spojrzenie dziewczyny
wędrowało z Tanaki na Lestera. Zledziła z natę\eniem tok rozmowy.
Lester nie rozumiał, czego chce Japończyk. W pewnej chwili jego twarz
rozjaśniła się.
- Chciałby pan odebrać forsę? Ale przecie\ pan wie, \e zapłaciliśmy tym
gnojkom z góry. Reszta poszła na broń i \arcie.
Tanaka skinął głową.
- Dziękuję za gościnność, ale nie zamierzam z niej korzystać - powiedział
grzecznie. - Jeśli chodzi o pieniądze, to tak\e myślę, \e nie da się ich odzyskać. Ale
przypuszczam, \e stanowi to element ryzyka zawodowego.
Lester uśmiechnął się, uspokojony.
- O.K. Jest pan niesamowicie rozsądny. A teraz proszę odło\yć ten pistolet.
Mógłby zdarzyć się jeszcze jakiś wypadek.
Starał się nie patrzeć na ciało Ronsona, swego kumpla. Nie do końca wiedział,
co myśleć o tym Japońcu, który chyba nagle wpadł w szał. Ale co robił tamten przy
drzwiach?!
Tanaka nie odło\ył broni i nawet nie drgnął. Tylko mocniej uchwycił kolbę.
Zastanawiał się, czy o niczym nie zapomniał.
- Odejdę teraz - powiedział spokojnie. - śałuję, \e sprawy nie potoczyły się po
naszej myśli.
Lester dostrzegł, \e palec Japończyka przyciska spust. Wrzasnął:
- Ej! Zwariował pan! Chyba nie... Nie sprzedałem pana, jestem w porządku...
Pułkownik Tanaka smutno pokiwał głową. Pewne rzeczy trudno było wyjaśnić
takiemu nieokrzesanemu chłopakowi jak Lester. Ogarniało go zmęczenie. Chciał
czym prędzej z tym skończyć.
- Pan był w porządku - zgodził się - ale ja mam pewne obowiązki wobec mego
kraju.
Jada krzyknęła.
W oczach Lestera zalśnił blask. Ten facet był stuknięty. Trzeba było
dostarczyć mu jakąś zabawkę:
pochylił się i podniósł du\e metalowe pudło. Podsunął je Tanace.
- Niech pan zobaczy. Wystarczy, \eby się pan zemścił. Przynieśli mi to
wczoraj. Wie pan, co to takiego?
Pudełko wyglądało na kilogramową puszkę konserw.
Miało plastikową, prezroczystą pokrywkę. Widać było przez nią malinowe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]