[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zatrzaskując za sobą drzwi.
Miałam ponaciągane mięśnie nóg, a plecy bolały mnie w milionie miejsc.
Przeciągnęłam się i ziewnęłam, a potem oprzytomniałam. Nie mogę się tak zachowywać w
publicznym miejscu.
A właśnie, że możesz, przypomniał mi cichy głosik w mojej głowie. Uśmiechnęłam się i
znowu się przeciągnęłam. Przez cały dzień odkrywałam mnóstwo takich drobiazgów. Na
przykład zdałam sobie sprawę, że nie muszę siedzieć z nogami skrzyżowanymi w kostkach.
A kiedy podawałam Glennowi mapę ze schowka na rękawiczki, przycięłam sobie mały
palec klapką i zaklęłam cicho. Przez chwilę nie wiedziałam, gdzie oczy podziać, czekając, aż
Froken Killroy zaskrzeczy mi do ucha. Potem przypomniałam sobie, że ona jest teraz
tysiące kilometrów ode mnie. Więc znowu zaklęłam. To naprawdę miłe uczucie.
- %7łartujesz sobie? Okradziono Joan Allen - stwierdził Glenn, tankując. - Była
niewiarygodna w Ukrytej prawdzie. Zmarszczyłam brwi.
- Czy ty masz słabość do starszych kobiet?
- Nie. Do dobrych aktorek - odparł Glenn, czerwieniąc się. Uśmiechnęłam się i oparłam
o samochód, wystawiając twarz do słońca. Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy ostatni
raz naprawdę rozmawiałam z chłopakiem. Pewnie nigdy. Markus chciał tylko gadać o
szkole, o grze w polo albo moich wyjazdach dobroczynnych. Nie potrafił mnie tak
rozśmieszyć jak Glenn dziś rano. I pewnie byłby zaszokowany, gdybym przy nim zaklęła.
Ale z drugiej strony Glenn pod pewnymi względami przypominał mi Markusa.
Dobrymi. Na przykład kiedy zatrzymaliśmy się przy informacji turystycznej, żeby
skorzystać z toalety, otworzył mi drzwi. Markus zawsze tak robił. Dobra, większość ludzi w
Vinelandii robi to dla mnie. Gdy szłam z Rechotem, on zawsze kroczył przede mną i
pierwszy wchodził - do garderoby, do klubu, do autobusu. No i Glenn ciągle pytał, czy nie
jest mi za gorąco albo za zimno, czy chcę, żeby muzyka była włączona czy wyłączona. Dbał,
żeby mi było wygodnie, co było w stylu Markusa. I kiedy rozmawialiśmy, naprawdę mnie
słuchał. Markus też zawsze słuchał. Nawet gdy opowiadałam tylko o Heinrichu
Sepleniącym albo najnowszych sensacjach Ingrid.
Westchnęłam i spojrzałam na moje zdarte sandały i zrobiło mi się ciężko na sercu.
Najwyrazniej Rechot okazał się zwykłą żabą, a teraz spotkałam księcia. Który sprawił, że
pomyślałam o księciu czekającym na mnie w domu. Ejże. Czyja tęsknię za Markusem?
- Dobrze się czujesz? - spytał Glenn, kończąc tankowanie.
- Hm... tak - odpowiedziałam, kręcąc głową, żeby odpędzić myśli o Markusie. Są
zupełnie nie w moim stylu. Od kiedy to chcę spędzać czas w jego towarzystwie?
- To dobrze - odparł Glenn. - Bo potrzebuje pieniędzy na benzynę.
- A! Racja! - Wyciągnęłam torbę z samochodu i zaczęłam szukać resztki amerykańskich
pieniędzy. Dziesięcio - i pięciodolarówki. Wyjęłam pogniecione banknoty i wręczyłam je
Glennowi.
- Super - stwierdził. - Powinno wystarczyć.
Przełknęłam z trudem, patrząc, jak odchodzi z moimi ostatnimi pieniędzmi. Tylko za
tyle mogłam zapłacić? Za jedno tankowanie? A co mam zrobić z resztą dnia? Otworzyłam
drzwi samochodu i usiadłam bokiem na siedzeniu, opierając głowę na dłoniach. Będzie
dobrze, powiedziałam sobie. To tylko jeden dzień. A zajechałaś już tak daleko. Glenn
wrócił ze sklepu, niosąc torbę precli i dwie butelki wody.
- Pomyślałem, że może coś przegryziesz.
Uśmiechnęłam się z ulgą. Po prostu będę musiała wytrzymać na preclach tych parę
ostatnich godzin. Glenn jest prawdziwym dżentelmenem. Zupełnie zmienił mój sposób
myślenia o zwykłych ludziach. Najwyrazniej nie wszyscy są nieuprzejmi.
- Więc... założę się, że Toma Cruise'a też uważasz za dobrego aktora - powiedział Glenn
z wyzywającym uśmiechem, wsiadając do samochodu. Trzasnęłam drzwiami i spojrzałam
na niego.
- Zdradzasz własne społeczeństwo.
Glenn roześmiał się, zapalił silnik i wyjechał na autostradę. Nadszedł wieczór.
Siedziałam naprzeciwko Glenna w restauracji, która nazywała się International House of
Pancakes. Jak w restauracji, w której byliśmy rano, i tutaj zapachy sprawiły, że zaburczało
mi w brzuchu, ale tym razem było gorzej, bo nie miałam pieniędzy na jedzenie.
- Nie wierzę, że nigdy nie byłaś w naleśnikarni - stwierdził Glenn, podsuwając mi
olbrzymie menu. - Ich mleczno - maślane naleśniki są jak heroina. %7łołądek mi się zacisnął.
- Bierzesz heroinę?! - szepnęłam zaszokowana. Glenn się roześmiał.
- Nie. To tylko takie powiedzenie. Więc co wybierasz?
- Nic - rzuciłam od niechcenia, zamykając menu, żeby odciąć się od apetycznych zdjęć
naleśników, gofrów i owoców. - Nie mogę jeść śniadania na obiad. To zbyt dziwne.
- Mają też rzeczy obiadowe - stwierdził Glenn, otwierając ponownie menu na stronie ze
stekami, makaronami i sałatkami.
- Nie jestem głodna. - Znowu z trzaskiem zamknęłam menu.
- Chyba żartujesz. Nie jadłaś od rana nic oprócz precli.
- Wystarczy mi - odparłam pewnie, chcąc zakończyć temat. Podeszła kelnerka i
postawiła na stoliku dwie szklanki wody z lodem.
- Co zamawiacie? - spytała.
- Wielki zestaw śniadaniowy i colę - powiedział Glenn.
- A ty? - zwróciła się do mnie kelnerka, zabierając menu Glenna. Poproszę wszystko,
pomyślałam. Naleśniki i kiełbaski, i bekon, i owoce, i...
- Dla mnie nic.
Kiedy odeszła, zadzwonił telefon komórkowy. Glenn pogrzebał w plecaku i wyciągnął
mały czarny aparat. Zerknął na numer dzwoniącego i twarz mu stężała. Wyłączył komórkę
bez odbierania.
- Kto to był? - spytałam.
- Moja siostra - odparł, wrzucając telefon do plecaka. Odwrócił wzrok. Upił łyk wody i
zaczął chrupać kostkę lodu.
- Nie układa wam się? - zapytałam, sącząc swoją wodę. Czułam, jak spływa do pustego
żołądka.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]