[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ców, kiedy nie je¿d¿ono po rozum za granicê. PókiSmy siê kontentowali tym, co nam da³ Pan
Bóg z ³aski swojej przenajSwiêtszej, pe³no by³o w oborze i w gumnie. Teraz wszystko po
modnemu, po francusku, po niemiecku, diabli wiedz¹ po jakiemu. Lepsze cielêta ni¿ wo³y;
niech mówi¹, jak chc¹: jednakowo wó³ wo³em, a cielê cielêciem.
Rmiech powsta³ jednostajny. Jam chcia³ g³os powtórnie zabraæ, ale szepn¹³ mi do ucha pan
skarbnik, mój dobry przyjaciel, ¿e nic nie wskóram, wszystkich obra¿ê, a ju¿ w sieni rozruch
miêdzy braci¹, którym powiedziano, ¿em ja heretyk. Przestraszony takow¹ nowin¹, rad nie-
rad musia³em siê Smiaæ z drugimi i admirowaæ subtelnoSæ dowcipu jegomoSci pana podko-
morzego, tak doskonale utrzymuj¹cego honor narodowy i cnoty pradziadów.
105
ROZDZIA£ CZTERNASTY
Po szczêSliwie zakoñczonym sejmiku, odpocz¹wszy nieco w domu, pojecha³em na sejm, pe-
³en maksym patriotycznych i ¿arliwoSci o dobro publiczne. Napisa³em dysertacj¹ o sumach
neapolitañskich i gdyby by³ czas wystarczy³, jecha³bym by³ umySlnie do Olkusza, ¿ebym po-
zna³ oczywiSciej po¿ytek otwarcia tamtejszych kruszców.
Ulokowany w Warszawie na przedmieSciu, odebra³em wkrótce po moim przyjexdzie wizytê
jednego zacnego kawalera w Warszawie rezyduj¹cego. Ten, powinszowawszy mi urzêdu, oj-
czyxnie zacnego pos³a, obejxrza³ siê na wszystkie strony i luboSmy byli sami w izbie, wzi¹³
mnie za rêkê i zaprowadzi³ do alkierza z mistern¹ min¹: pe³en niespokojnoSci, wyszed³ stam-
t¹d, podobno dla zlustrowania k¹tów, i drzwi do sieni na klucz zamkn¹³. Rozumia³em, ¿e
bêdzie prosi³ o po¿yczenie pieniêdzy. Wtem powróciwszy do mnie, zacieraj¹c rêce przybli¿y³
siê a wspi¹wszy siê na nogach, poszepn¹³ mi do ucha:
- Kochany przyjacielu! Przysiêgam, ¿e nie wydam, ale racz mi powiedzieæ, jakiej jesteS partii.
Wyszed³em mimo jego usi³owania do izby; tam gdySmy siedli, rzek³em, i¿ zadosyæ uczyniæ
pytaniu jego nie zdo³am nie wiedz¹c, co siê znaczy to s³owo partia ani jak¹ ma do stanu
i funkcji mojej koneksj¹...
- Dobry obywatel - rzek³em dalej - nie upodla umys³u swego poddaniem go pod cudze zda-
nie. S³owo partia znaczy podobno z jednej strony wodzów, z drugiej partyzantów, a po pro-
stu mówi¹c, tyranów rozkazuj¹cych i jurgieltowych pos³ugaczów. W kraju, gdzie pod has³em
Rzeczypospolitej panuje wolnoSæ i równoSæ, nie wiem, jak mog¹ znalexæ miejsce tak pod³e
i niegodziwe sytuacje. Nadto jest zuchwa³ym, kto Smie równemu rozkazywaæ; nadto pod³ym,
kto dla zysku lub wzglêdów równego s³ucha. Niech najubo¿szy obywatel w obowi¹zkach
mnie moich oSwieci, pójdê ochotnie za jego zdaniem; ale jurgielt roczny albo wieS dana na
do¿ywocie nie otaksuj¹ sumnienia mojego. Dziwujê siê wiêc, i¿eS mi waszmoSæ pan tê kwe-
sti¹ zada³; s¹dzê j¹ byæ bardziej ¿artem ni¿ prawd¹...
- Znaæ, ¿eS waszmoSæ pan z bardzo dalekiej wyspy przyjecha³ - odpowiedzia³ mi ów jego-
moSæ i uk³oniwszy siê wyszed³.
Zaproszony nazajutrz do jednego ministra a na obiad, by³em tanu razem z naszym wojewod¹,
który przywitawszy siê ze mn¹ rzek³ po cichu:
- Nie w¹tpiê o zdaniu waszmoSæ pana, zaszczycam siê przyjaxni¹ domu jego; z mojej strony
gotów jestem do us³ug, proszê mi poufale rozkazaæ.
Zby³em uk³onem oSwiadczenie. Wtem nadszed³ minister rekomenduj¹c imieniem dworu do
laski marsza³kowskiej jednego z pos³Ã³w.
Na wieczerzy by³em u jednego senatora; ten nie wzi¹wszy Swie¿o wakuj¹cego starostwa p³a-
ka³ nad ojczyzn¹, któr¹ intrygi dworskie prowadzi³y do zguby, rekomendowa³ nam wiêc do
laski marsza³kowskiej swojego synowca, który w pi¹tym roku wieku swego bêd¹c obersztlejt-
106
nantem, nie móg³ siê ju¿ teraz, w dziewiêtnastym, regiment doczekaæ. Mimo usilne z obu
stron solicytacje nie uwiêziliSmy naszego s³owa.
Przyszed³ dzieñ zaczêcia sejmu, weszliSmy do izby. Marsza³ek starej laski z zwyk³ymi cere-
moniami sejm w tumulcie i wrzasku nieznoSnym zagai³.
Przez dwa dni nie mogliSmy siê doczekaæ obrania marsza³ka: trzeciego przyniesiono mani-
fest zrywaj¹cy sejm. I tak szeSciomiesiêczne ca³ego narodu intrygi i koszty skoñczy³y siê na
bolesnej oracji marsza³ka starej laski, przy po¿egnaniu uskar¿aj¹cego siê na nieszczêSliwe
losy ojczyzny.
Chc¹c siê rozpatrzyæ w sposobie dworskiego ¿ycia i us³aæ sobie drogê do promocji, zosta³em
z ³akn¹c¹ rzesz¹ w Warszawie. Przez kilkumiesiêczn¹ rezydencj¹ ró¿nych sposobów tento-
wa³em do dost¹pienia jakowego urzêdu, ale jak przysz³o zastanowiæ siê nad tym, przez który
móg³bym by³ co zyskaæ, nie chcia³em go u¿yæ. Powtórzyli mi to wszyscy co ów jegomoSæ:
¿em z bardzo dalekiej wyspy przyjecha³.
107
ROZDZIA£ PIÊTNASTY
Nie uda³o mi siê w Warszawie; ale ja siê dlatego ani na Warszawê, ani na rodzaj ludzki nie
gniewam. Ka¿dy cz³owiek ma swój w³aSciwy sposób mySlenia; mój nie zgodzi³ siê z War-
szaw¹, pojecha³em wiêc mySleæ do Szumina.
Kto by na wsi chcia³ tylko mySleæ, musia³by siê zawczasu przygotowaæ na têsknoSæ i niesmak.
Ci, co szczêSliwoSæ ¿ycia wiejskiego opisali, czynili to po wiêkszej czêSci wpoSród miejskich
zabaw. Gabinet, w którym naówczas byli zamkniêci, zdawa³ siê im rozkosznym gajem, piêkn¹
dolin¹; na rozkazy poetów p³yn¹ krête strumyki, spadaj¹ z ska³ pieniste potoki, echa ptasz¹t
rozlegaj¹ siê po lasach i ska³ach; ale gdy te ¿ywe wyrazy w³asnym chcemy uiSciæ doSwiad-
czeniem, trzeba, zatargowawszy wiele, na ma³ym przestaæ. Nie jest rozrzutne w u¿yczeniu
rozlicznych wdziêków przyrodzenie. Owe natê¿one bystroSci¹ imaginacji naszej widoki oka-
zuj¹, prawda, postaæ mi³¹ i wdziêczn¹, nie tak¹ jednak po wiêkszej czêSci, jakoSmy j¹ pier-
wej sami sobie u³o¿yli. W romansach chyba albo bakach reszty szukaæ nale¿y.
¯ycie wiejskie dlatego jest mi³e, i¿ nadaje chêæ do gospodarstwa; tego obowi¹zki rozci¹gaj¹
siê do wszystkich czasów, a chêæ zysku, z³¹czona z niewinn¹ a coraz now¹ zabaw¹, nie daje
siê rozpostrzeæ têsknoSci, która nape³niaæ zwyk³a wszystkie przedzia³y gwa³townych zabaw
miejskich.
Zda³o mi siê, ¿em do mojej wyspy powróci³, gdym w domu osiad³. Pierwszy podobno z ca-
³ek okolicy przeSwiadczony u siebie bêd¹c, ¿e moi poddani byli ludxmi, przy³o¿y³em do tego
starania, aby ile mo¿noSci uczyniæ ich stan znoSniejszym. Niech powie ma³a cz¹stka ludzi
dobrze mySl¹cych, jak¹ rozkosz czuje poczciwe serce w uszczêSliwieniu podobnych sobie.
Powróci³em z bardzo dalekiej wysp; to by³o wyrokiem zagradzaj¹cym mi drogê do promocji.
Je¿eli ten powrót znaczy³ niepodobieñstwo zgodzenia cnoty z szczêSciem - niech moi ziom-
kowie do dalekich wysp je¿d¿¹; choæby w tej podró¿y minêli Pary¿ i Londyn, nie straci na
tym ojczyzna.
Wybaczy czytelnik tej ma³ej dygresji. Sko³atany rozmai tymi przypadki, rzecz naturalna, i¿
mocniej mieli inni uczu³em s³odycz mi³ego spoczynku. W tej zostaj¹c sytuacji zacz¹³em my-
Sleæ o postanowieniu, ¿ebym przynajmniej dobr¹ dzieciom moim edukacj¹ móg³ siê krajowi
przydaæ.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]