[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Cóż za mistrzyni kłamstwa.
- To wszystko była gra, prawda? Od chwili kiedy pierwszy raz przyszłaś do La
Jolie. Siedziałaś tam cały dzień i czekałaś, żebym zwrócił na ciebie uwagę. Złapałaś
mnie na haczyk i bawiłaś się mną.
- O czym ty mówisz? - Wciąż udawała niewinną.
Nie mógł już tego znieść. Zaklął i wyszedł z pokoju. Przebiegł przez salon i
dopadł drzwi balkonowych. Potrzebował powietrza.
- Micah. - Tak jak się spodziewał, Sherry poszła za nim. - Nic nie rozumiem.
- Czyżby? - Nie odwrócił się do niej. Dłonie miał zaciśnięte na barierce i
wpatrywał się w fale. - Dlaczego poprosiłaś, żebym się z tobą ożenił?
- Już to przerabialiśmy. Mój ojciec, Greeley...
- Więc czemu nawet się nie pojawił? Gdzie on jest? Kim on jest?
- Nie wiem, gdzie jest. Jest spadkobiercą jakiejś firmy chemicznej,
wykupionej niedawno przez Duponta za miliony dolarów.
- Jeżeli tak bardzo chciał się z tobą ożenić, to dlaczego się nie pojawił?
116
S
R
- Nie wiem. - Azy tłumiły jej głos. - Może tak bardzo mu nie zależało.
Dlaczego tak się zachowujesz?
- Bo nie lubię, gdy łżące, podstępne, chciwe oszustki łapią mnie w pułapkę
małżeństwa. - Słowa dochodziły z jego obolałych wnętrzności.
Sherry wbiła w niego wzrok, łzy ciekły jej po twarzy.
- C...co?
- Teraz już możesz zakończyć to przedstawienie. Znam prawdę. Może nie
wymyśliłaś sobie tego Greeleya. Nie wiem. Ale wiem, że polowałaś na wolnych
milionerów i uczepiłaś się pierwszego, którego znalazłaś. Mnie. Do diabła. - Nie
mógł znieść jej wzroku. Patrzyła jak skopany szczeniak.
- M...milionerów? Ale ty nie jesteś... Zarządzasz restauracją.
- Jestem jej właścicielem. Jestem właścicielem tego budynku. Sprzedałem i
kupiłem więcej interesów, niż... ty butów. Kupuję je tanio, restrukturyzuję,
doprowadzam do stanu, w którym są zyskowne, a potem sprzedaję. Nie udawaj, że
nie wiedziałaś. Nie udawaj, że to nie dlatego chciałaś wyjść za mnie.
- Ale ja nie wiedziałam. - Płakała, zanosiła się tak, jakby jej miało serce
pęknąć.
Czy mógł się mylić co do niej? Nie. Miał w kieszeni dowód.
- Gówno prawda. Wiedziałaś. Sprzedałaś mi tę swoją śpiewkę  tylko do czasu,
aż będę mogła dysponować swoim funduszem", a cały czas miałaś wielkie plany co
do mnie i moich pieniędzy.
- Nie miałam. - Potrząsnęła energicznie głową. - Nie. Nie obchodzą mnie
twoje pieniądze, tylko ty, Mike.
- Przestań mnie okłamywać! - Chciał przekrzyczeć ból, zmienić go w złość. -
Jak możesz chcieć, żebym uwierzył w choć jedno twoje słowo, jeżeli znam prawdę?
- Wyciągnął kartkę z wewnętrznej kieszeni marynarki i rzucił w nią.
Jednak dowód nie doleciał, opadając miękko na podłogę.
117
S
R
Sherry schyliła się, by podnieść papier. Otarła policzki wierzchem dłoni i
spojrzała na dokument.
- Co to jest?
- Wyciąg.
- Jaki wyciąg? - Sherry przyglądała się z różnych stron, jakby nie wiedziała, o
co chodzi.
- Z twojego funduszu. - Mike przeszedł przez pokój, znów zbliżając się do
drzwi balkonowych. - Tego, na który czekałaś do urodzin.
- Nie rozumiem. Gdzie jest saldo?
Mike zbliżył się do niej i palcem wskazał na tabelkę.
- Tutaj. Ten rządek zer.
Zbladła. Nogi ugięły się pod nią i opadła na kanapę. Zaniepokoiłoby go to,
gdyby nie wiedział, jaką jest doskonałą aktorką.
- Wszystko znikło? - wyszeptała. - Całkowicie?
- Co do grosza. Ale przecież wiedziałaś o tym. Spotkałem się z pracownikiem
funduszu. Pokazał mi twój majątek. Problem polega na tym, że nie ma żadnego
majątku. Wraz z ojcem zabraliście wszystko przed ośmioma miesiącami, pamiętasz?
- Nic nie zostało... - Zamilkła.
Siedziała długo bez ruchu i wpatrywała się w wyciąg.
- Ja... - Sherry spojrzała na niego tak niewinnie, że Mike aż chciał ją objąć.
Chciał wierzyć w jej kłamstwa i zignorować prawdę. Ale gdyby to zrobił,
chwila rozstania bolałaby jeszcze bardziej.
- Nigdy cię nie okłamałam, Micahu Scott. Nic o tym nie wiedziałam. -
Machnęła mu papierem przed nosem. - To ja zostałam okłamana. Przez ojca i przez
ciebie.
Odetchnęła głęboko, policzki jej drżały.
118
S
R
- Moim wielkim błędem było zakochanie się w tobie. W tobie, Micahu Scott.
Nie w pieniądzach, o których nie miałam pojęcia. Mój błąd. Mój problem. Jakoś
sobie poradzę.
Gdy szła chwiejnym krokiem do drzwi, przez chwilę poczuł skurcz w sercu.
Przezwyciężył go. Przecież była oszustką, manipulowała nim i przegrała.
- Gdzie idziesz? Do rodziców?
Sherry przystanęła.
- Nie, tam nie. Nigdy więcej. Coś wymyślę.
- Idz do mojej mamy. Możesz zostać, póki nie postanowisz, co chcesz robić.
Przyślę do ciebie Bruna z wypłatą. Rozumiem, że nie chcesz już u mnie pracować.
Skinęła głową i oparła czoło o drzwi. Po chwili spojrzała na niego przez
ramię.
- Nigdy cię nie okłamałam, Micahu Scott. Nigdy. - I już jej nie było.
Sherry stała w holu, z dłonią na klamce drzwi, za którymi znikła jej nadzieja
na szczęście. Czuła się pusta. Ktoś zabrał pieniądze. Co do grosza. Straciła jednak
znacznie więcej.
Matka zostawiła jej tylko fundusz. Nic poza tym. Nawet sznurka pereł. Nie
wiedziała, co się stało z innymi rzeczami. Nikt nie trudził się, by odpowiedzieć na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl