[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak westchnienie szprotki DNA. (Czy szprotki wzdychają? Jeśli nie, niech będzie: biedronki).
Na skałę czy też szczery, skalny piach pada w zasięgu bryzgów fali słaby, szary, zielonka-
wy czy brunatny nalot, jakaś kolonia glonów. Następna fala je zmywa, kolejna osadza znowu.
I tak być może całe wieki. Aż w końcu rośliny sięgają dalej, mnożą się, różnicują, już gotowe
łąki (choć łąki to nie przypomina) dla pierwszych zwierząt. Tak stało się to coś większego od
wieżowców Manhattanu.
Czas biegnie: oto już sylur, krótki jak trzydzieści milionów lat. Oto i pierwsze zwierzęta,
mało jeszcze pociągające: wije i skorpiony. Kręcą się wśród psylofitów i plechowców. W
morzach tymczasem wielkoraki mają już po trzy metry, są też graptolity, liliowce, ramienio-
nogi. Wśród nich ryby pancerne nie przypominające niczego dorzecznego, największe mają
po pięć metrów; w karbonie wymrą wszystkie bezpotomnie. Na razie, w dewonie (50 milio-
nów lat) miewają się świetnie. W ogóle niemal poklepujemy po ramieniu te wymarłe gatunki,
że im się nie udało. Homo sapiens tymczasem ma za sobą kilkadziesiąt tysięcy lat i nie wia-
domo ile przyszłości, a te ryby podobne do wielkiego raka było nie było żyły sobie w sumie
sto sześćdziesiąt milionów lat. W dewonie są zresztą i inne rodziny ryb, wśród nich te dla nas
22
najważniejsze, dwudyszne i trzonopłetwe, które wkrótce wyjdą na ląd otwierając w ten spo-
sób pierwsze królestwo zwierząt. Ląd tymczasem jest już imponująco zarośnięty, są widłaki,
skrzypy, paprocie, buszują wśród nich najdawniejsze owady - ważki o metrowej rozpiętości
skrzydeł i naturalnie karaluchy, najstarsze z najstarszych, wywodzące się z czasów o pół mi-
liarda lat nas wyprzedzających.
Ciekawe, sporo z tego pozostawiło potomstwo i istnieje do dzisiaj. Rośliny, wije, karalu-
chy. Skrzypy, widłaki. Nie wiem, czy to przypadek, czy coś głębszego, ale w stosunku do
tych potomków istot pradawnych czujemy wstręt, albo respekt, albo zaciekawienie. Nie tylko
wije i karaluchy. Ale paproć posądzamy, że ma swoją tajemnicę, kwiat przynoszący szczę-
ście, widłak pod ochroną, rzadki, był też zielem mistycznym. Owłosione, jasno zielone łodygi
pełznące pod krzakami po ziemi, kryjące się przed wzrokiem, zwane przez lud lisimi ogo-
nami służyły od wieków do przystrajania wielkanocnego stołu. A wiadomo, że to jeden z
tych dni, kiedy nic nie dzieje się przypadkiem i bez głębszego uzasadnienia. I jeszcze zwra-
cające uwagę skrzypy, nie, stanowczo to nie przypadek, że czujemy jakąś ich obcość. Więk-
szą czy mniejszą niż wobec dinozaurów? Chyba większą...
Pierwsze kręgowce, które wyszły na ląd, to były płazy. Od ryb różniły się tym, że miały
nogi i że oddychały powietrzem. Co prawda są takie ryby, które i to potrafią. Dlaczego wy-
szły na ląd, co je tu gnało? Różnie się o tym mówi. To na pewno nie były te największe, które
tutaj mogłyby szukać zdobyczy: rekin nie poluje na świerszcze. Możliwe, że początkowo
przebiegały tylko między wysychającymi kałużami. A może przypędził je, w ucieczce przed
silniejszymi myśliwymi, praojciec wszelkiego stworzenia: strach. Tak jak skrzydlate ryby ze
strachu wyszły nad powierzchnię wody. I znowu był to krok ku wielkości. Czy był to naj-
pierw jakiś pojedynczy stwór, czy od razu gromadka? Wiem, że obserwowały te pierwsze
centymetry nie tyle suchego lądu, co jakiegoś zgniłego bajora wszelkie Moce i Trony, anio-
łowie na jego cześć uderzyli w formingi, lutnie, trąby i sekcje rytmiczne. Dzisiaj dzielny płaz
razem z Kolumbem, Gagarinem i Armstrongiem mają miejsce tuż koło bożego tronu i razem
z Najwyższym popijają Manhattan , którego nigdy nie ubywa ze szklanki. A królestwo pła-
zów na ziemi przetrwało wieki.
Rozmnożyło się ich tyle, że zabrakłoby dzwonów w całym kosmosie. Do dziś dotarły do
nas szczątki dwustu czterdziestu gatunków, a pewnie znacznie więcej przepadło bez śladu.
Ich królestwo przypadło na okres karboński, czyli węglowy, gdy ziemię zalewały płytkie ba-
gna, wśród których rosły okazałe lepidodendrony, araukarie, drzewiaste paprocie i skrzypy,
przeróżne sigilarie, wiliamsonie, kordaity i mnóstwo innych. Podobno przypomina to współ-
czesne lasy egzotyczne ze skłębionym buszem i wystrzelającymi niekiedy w niebo olbrzy-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]