[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zapowiedzi.
- Kto to wie? - Becky parsknęła śmiechem.
Rozmawiały jeszcze przez dłuższą chwilę, po czym
odłożyły słuchawki.
Rachel kręciła się po domu rozkojarzona. Wzięła prysznic,
włożyła koszulę nocną i poszła do łóżka. Oparła się na
poduszce i zaniepokojona czekała na wiadomości.
Obejrzała wywiad, który przeprowadził z Quentinem Pete
Starns, migawki z jego wizyt w szpitalu i schronisku, i
wyłączyła telewizor. Zerknęła na telefon.
Dlaczego nie zadzwoniłeś? Dlaczego nie powiedziałeś, co
dziś robisz? Ukrywasz mnie przed dziennikarzami czy nie
chcesz się znalezć w niezręcznej sytuacji? Ciekawe, czy
zmieniłeś zdanie i odwołasz jutrzejszą kolację. Mam nadzieję,
że wczoraj mnie nie oszukałeś. Ciekawe, jak to wszystko
wytłumaczysz.
Rozdział 8
Quentin wytłumaczył wszystko w piątek, w drodze do
restauracji La Maison.
- Lekarz, którego poznałem na zjezdzie, zobaczył mnie
we wtorek na stacji benzynowej. Poprosił, żebym odwiedził
dzieci w szpitalu i w schronisku. Kiedy sobie przypomniałem,
że o niczym nie wiesz, było za pózno, żeby do ciebie
zadzwonić. Miałem inne rzeczy na głowie, przede wszystkim
ciągle myślałem o nas. W czwartek kilkakrotnie usiłowałem
się do ciebie dodzwonić, ale albo nikt nie odbierał, a nie
włączała się automatyczna sekretarka, albo było zajęte. A po
wizycie w szpitalu i w schronisku poszedłem na kolację z
członkami rady do spraw sportu. Spotkanie przeciągnęło się
do pózna. - Skrzywił się i dodał: - Doktorek zapomniał
powiedzieć, że zaprosił media na moje spotkanie z dziećmi.
Nie lubię, gdy miłe gesty z mojej strony są odbierane jako
zachowanie pod publiczkę. Chore, przerażone dzieci nie
cieszą się z wizyty, jeśli gościowi towarzyszą kamery i
reporterzy. Dziennikarze zachowywali się tak, jakby nie
rozumieli, czemu tam jestem: dla nich to zawody, kto dopcha
się najbliżej i zada najwięcej pytań, podczas gdy ja chciałem
porozmawiać z dziećmi. Starałem się panować nad sobą, żeby
nie robić przykrości małym pacjentom. W niedzielę w
centrum handlowym będzie jeszcze gorzej.
- Czy dasz autograf komuś, kogo nie stać na datek?
- Oczywiście. Nie należy poniżać ludzi z tego powodu, że
nie mają pieniędzy. Dorastałem w ubogiej rodzinie i wiem, jak
to boli. Nie dostaną zdjęcia, bo w wysokość datku wliczony
jest koszt filmu, odbitki i fotografa. Ja pracuję za darmo,
wszystkie zyski pójdą na szpital i schronisko. Irytuje mnie
zawsze tłum dziennikarzy, ale z drugiej strony cieszę się, że
mogę zrobić coś pożytecznego.
- Dobry z ciebie człowiek, Quentinie Rawlsie. Jestem
dumna, że cię znam i że jestem twoją przyjaciółką.
Wzruszyły go te słowa.
- Dziękuję. Wzajemnie. Widziałaś mnie w telewizji?
- O jedenastej. Becky Cooper i Jennifer Brimsford, moje
najlepsze przyjaciółki, które poznasz jutro, zadzwoniły z
pytaniem, czy cię widziałam w wiadomościach o szóstej. Na
pikniku przyznałam się, że cię poznałam przed laty podczas
rejsu, że jedliśmy przy jednym stole, a ostatnio powiedziałam,
że się spotykamy. Nie masz nic przeciwko temu?
Stanęli na czerwonym świetle. Zerknął na nią.
- Zdziwiły się, kiedy im to powiedziałaś? Czy dlatego
Becky zaprosiła mnie na przyjęcie?
- Tak. Zaprzyjazniłyśmy się dopiero przed trzema laty,
więc nie widziałam powodu, by o tobie opowiadać, dopiero na
zjezdzie. Nie przyznałam się, że byliśmy sobie... bliscy; to
nasza sprawa. - Chciała mu powiedzieć, że jej przykro, iż nie
włączyła sekretarki i nie mogła z nim porozmawiać.
Zorientowała się dopiero rano, gdy natarczywy telefon
oderwał ją od ćwiczeń.
Skręcili w prawo.
- Zmartwiłaś się, że ci nie powiedziałem? - zapytał.
Uśmiechnęła się.
- Troszeczkę. Raczej byłam zdziwiona.
- Dziękuję za szczerość. Przepraszam, że zapomniałem.
- Nie ma sprawy, naprawdę. O, widzisz, jedziemy tam. -
Pokazała duży budynek na rogu. - Jesteśmy w dzielnicy Olde
Town, to nasza starówka. W lecie jest tu najpiękniej, kwitną
azalie i magnolie. Zachowało się wiele starych domów. W
niektórych urządzono biura i gabinety lekarskie, w innych
powstały przytulne restauracje, jak ta.
Quentin przytrzymał jej drzwi. Po chwili znalezli się w
przytulnej sali na piętrze. Cicha muzyka i przyćmione światło
stwarzały intymną atmosferę. Oprócz nich w sali siedziała
para dwudziestolatków, którzy świata za sobą nie widzieli.
Kelner wyrecytował dania dnia. Podjęli decyzję, wybrali
wino i pogrążyli się w rozmowie. Gdy Janet i Clifford
Hollisowie zatrzymali się przy ich stoliku, Rachel z trudem
opanowała grymas.
- Cóż, droga Rachel - zauważyła Janet z fałszywą
serdecznością. - Widzę, że jednak czasami udaje ci się
uwolnić od natłoku zajęć. Wyglądasz dziś... reprezentacyjnie.
Jak widzę, posłuchałaś mojej rady i wyrzuciłaś tamtą okropną
szminkę.
Rachel nie siliła się na skromność. Wiedziała, że tego
wieczoru wygląda wyjątkowo ładnie. Miała na sobie sukienkę
w kolorze ołowiu. Miękka tkanina podkreślała jej zgrabną
sylwetkę, spływała trzema falbanami do kolan. Sznur
hematytów i dobrane kolczyki uzupełniały strój. Umalowała
się dyskretnie, Dawn ułożyła jej włosy i zrobiła manikiur.
Puściła złośliwą uwagę Janet mimo uszu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]