[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie było dane jej zobaczyć.
- Do diabła, Michael! Dlaczego przez ciebie ciągle płaczę?
-wybuchnęła i przyspieszyła jeszcze bardziej.
Rozgłośnia Radia Watykańskiego mieści się niedaleko Rzymu, w
Santa Maria di Galeria i zajmuje obszar prawie dziesięciokrotnie
większy od samego Watykanu. Skrzydlaty posąg Archanioła Gabriela,
patrona komunikacji, stoi na straży dwudziestu dziewięciu
niebotycznych masztów radiowych - gigantycznej stalowej konstrukcji
kratowej w kształcie krzyża, na której ulokowano cztery paraboliczne
anteny odbiorcze skierowane na Bazylikę Zwiętego Piotra, a także
największej na świecie 175-tonowej anteny obrotowej, mogącej
przesyłać sygnały radiowe do każdego punktu na kuli ziemskiej.
Ojciec Philippe Recamier siedział obok kierowcy w zielonej limuzynie
Alfa Romeo, należącej do sostituto Benito Marco. Studiował uważnie
plątaninę lśniących linek potężnej anteny, rozciągniętych jak
metalowa pajęczyna między dwoma wysokimi masztami. Wydawać by
się mogło, że zadanie jakie otrzymał przed chwilą, wcale go nie
zdziwiło.
Recamier był człowiekiem okazałej postury. Na twarzy miał blizny,
lecz nikt nie spytał jezuity o ich pochodzenie. Przełożeni cenili go za
niezwykle przenikliwy umysł i wprost niespotykaną spostrzegawczość.
Nic się przed nim nie ukryło. Podobnie jak wielu spośród sług Pana
odkrył swe powołanie pózno, podążając doń zawiłą drogą. Gdyby nie
wstąpił do zakonu, mógłby z łatwością zostać asem jakiegoś wywiadu.
Latem 1980, podczas strajków w Polsce, Recamier jako pierwszy
przekazywał relacje z robotniczych protestów. Dziennikarz miał także
bliskie kontakty z czeską opozycją, a przygotowane Przez niego
audycje poświęcone działaczom "Karty 77" walczą
91
cym o prawa człowieka, spędzały sen z powiek funkcjonariuszom i
urzędnikom komunistycznego aparatu władzy na Kremlu.
Benito Marco nie miał nawet cienia wątpliwości co do tego, że Philippe
Recamier był właśnie człowiekiem idealnie nadającym się do
wykonania delikatnego zadania odkrycia wszelkich tajemnic i
niedyskrecji w życiu Pierre'a Labesse'a.
- Rozumiesz więc chyba teraz wagę tej sprawy, ojcze - odezwał się
Marco po przedstawieniu trudnej sytuacji Watykanu.
Recamier ponuro skinął głową.
- Od czego zaczniesz? - Marco pytał dalej.
- Od samego początku, monsignore. Ojciec Labesse urodził się i został
wychowany w mieście korsarzy St. Mało, we Francji. Poszukiwania
rozpocznę od tego miejsca.
- Po co marnować czas? W jego dzieciństwie nie znajdziemy tego,
czego szukamy.
- Klucz do życia każdego człowieka leży w jego dzieciństwie -zauważył
obojętnie Recamier, obserwując dwie wrony wyrywające sobie w locie
żer. Tuż przy samej ziemi ptaki rozdzieliły się i uleciały w górę.
Marco położył swą smukłą, wypielęgnowaną dłoń na teczce z aktami,
leżącej na desce rozdzielczej samochodu.
- Wszystko, co nam wiadomo o życiu Pierre'a Labesse'a, jest tutaj. Te
materiały są bardzo obszerne, szczegółowe i w pełni wiarygodne.
Ojciec Zwięty osobiście dopilnował przygotowania tych informacji
przed beatyfikacją. Oczywiście, jeśli chodzi o początkowy okres życia
Labesse'a, musiano polegać na jego własnych oświadczeniach i
relacjach sióstr zakonnych, które go wychowywały. Co
zastanawiające, jest w jego życiu okres, który znamy tylko
fragmentarycznie. Chodzi mi tu o lata, w których z nastolatka stał się
mężczyzną, czyli od lat kilkunastu do dwudziestu paru. Jest oczywiście
dokładny zapis przebiegu służby wojskowej, lecz brak informacji o
jakiejś stałej pracy. Podobno wiele wówczas wędrował, pieszo - tak
wspomina w swojej relacji. Wygląda na to, że był wtedy kimś w
rodzaju amerykańskiego trampa. Może szukał swej drogi do Pana?
Przyszedł do nas niedługo potem.
- To przypomina Jezusa Chrystusa - powiedział Recamier. Marco
spojrzał na niego ostro.
- Nie rozumiem?
92
- Okres, w którym jego losy są niejasne... Przypomina życie Jezusa -
wyjaśnił Recamier.
Marco popatrzył na niego groznie i znów zajął się zawartością teczki.
- Wszystko jest tutaj - powtórzył z naciskiem. - Wszystko, o czym
wiemy.
Recamier odwrócił głowę w stronę sostituto.
- Informacje, które znajdują się tutaj, to tylko to, co Labesse chciał,
byśmy wiedzieli - mówił powoli. - Chodzi mi raczej o jego życie, zanim
trafił na łono Kościoła. Nie ma na świecie człowieka, który mówiąc o
swojej przeszłości, opowiedziałby całą prawdę. Niektóre fragmenty
życiorysu pomija się, ponieważ zostały zwyczajnie zapomniane. Inne z
różnych względów zostają upiększone i po jakimś czasie zaczyna się
wierzyć w nie, tak jakby były prawdziwe. Można też mieć do czynienia
ze świadomym kłamstwem, które bywa zarazem i najtrudniejsze, i
najłatwiejsze do wykrycia. Trudne bywa dlatego, że jeżeli jest ono
istotne, będzie bardzo dobrze zamaskowane, a ludzie potrafią posunąć
się naprawdę bardzo daleko, by ukryć fałsz. Zwłaszcza gdy jest to dla
nich ważne. Z drugiej jednak strony, monsignore, łatwo jest wykryć
tak zamaskowany fałsz. Wystarczy podważyć chociaż jedno z
drobnych kłamstewek, które go otaczają i potem podążyć dalej po
nitce do kłębka. Czy monsignore wie, jacy ludzie są najgrozniejszymi
kłamcami? Mogę powiedzieć: wszyscy ci, którzy ukrywają prawdę
pod maską kłamstwa po to, by prawdę uznano za kłamstwo i nie
szukano dalej. W ten sposób kłamcy są bezpieczni.
Mówiąc te słowa, Recamier pozwolił swojemu spojrzeniu ulecieć
gdzieś daleko, w przestrzeń, lecz gdy przerwał, jego grozne, ciemne
oczy patrzyły prosto w twarz sostituto.
- Monsignore chce mnie teraz pożegnać, ale przedtem zapewne uzna
za konieczne uprzedzić mnie, że posiada pewne informacje, które
mogą złamać moje życie?
Marco otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, lecz Recamier uprzedził
go.
- Odkryliście, że zabiłem dziewczynę, moją kochankę i nie przyznałem
się do tego. Zamiast tego postąpiłem, jak wielu mężczyzn w podobnej
sytuacji - wstąpiłem do Legii Cudzoziemskiej, z której potem
zdezerterowałem. To już drugie moje przestępstwo w zew
93
nęłrznym świecie. Monsignore wie o tym, ponieważ gdy nawróciłem
się, sumienie nakazało mi wyznać śmiertelny grzech. Nie ma
znaczenia, kto to wyjawił, gdyż rozumiem dobrze, że każdy kapłan ma
sumienie i czasem jest ono ważniejsze niż tajemnica spowiedzi -
Recamier uśmiechnął się. - A może monsignore sam był swoim
informatorem? Może to uszom waszej wielebności powierzyłem
tajemnice swej udręczonej duszy?
- %7łałowałeś szczerze za swe grzechy, a Pan przebacza skruszonym
grzesznikom.
- Bóg mógł mi przebaczyć, ale wy wciąż znacie mój sekret.
- Wszystko czego oczekuję, to to, by w żadnym wypadku nikomu nie
wspominać o tym śledztwie. Wtedy i ja nikomu nic nie powiem...
Recamier wziął teczkę z deski rozdzielczej i otworzył drzwi sa-
mochodu.
- Wykonam zadanie, które monsignore mi zlecił. Nie dlatego jednak,
że mogę zostać przez was zniszczony. Kościół Zwięty jest moim życiem
i moim wybawcą. Sądzę za to, iż wasza wielebność dostrzega w
Kościele jedynie drogę do realizacji własnych, nieposkromionych
ambicji, uważając, że już samo pochodzenie uprawnia monsignore'a
do używania siły i korzystania z przywilejów, nieważne, czy w
hierarchii Kościoła, czy państwa. Wasza wielebność urodził się może
do tego, ja - nie. Uczynię jednak wszystko, by powstrzymać upadek
mej wiary. Będę się kontaktował z mon-signorem codziennie. %7łegnam!
Benito Marco przyglądał się, jak wysoka, lekko pochylona postać
oddala się. Uruchomił silnik swego Alfa Romeo, ruszył i wyprzedzając
idącego, uniósł dłoń w geście pożegnania.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]