[ Pobierz całość w formacie PDF ]

strony, może wówczas ludzie byli nieco inni. Twardzi, zahartowani... Nie przejmowali
się niedogodnościami. No i myli się chyba dużo rzadziej... W Szwecji i Niemczech były
łaznie miejskie, do których uczęszczano raz na kilka tygodni. Podobnie sprawa miała się
w Polsce... Zimą kąpieli starano się unikać, choć przed Bożym Narodzeniem w zasadzie
wszyscy szli się odświeżyć...
- Nogi myto na świętego Jana - mruknąłem. - A na Wielkanoc bartnicy wysypywali
starą słomę z butów pod ulami... Czytałem kiedyś taką książkę o zabobonach -
zdradziłem zródło specyficznej wiedzy.
Aóżko miało klapy na dwie strony: jedną do pomieszczenia, w którym teraz staliśmy, a
drugą do pokoju za ścianą. Przeszliśmy przez drzwi i trafiliśmy do nieco lepiej
umeblowanej części domostwa.
- Tu zapewne mieszkał kupiec - powiedziałem. - A tam, skąd przyszliśmy, widocznie
służba i pracownicy.
- A dlaczego on miał klapę na dwie strony? - zaciekawiła się Magda.
- Być może po to, żeby kontrolować, czy w nocy nie robią jakichś słodkich głupstw -
wyraziłem przypuszczenie.
62
- Raczej żeby ich po prostu kontrolować - powiedział szef. - Tu mieszkali zazwyczaj
wyłącznie mężczyzni. Kupcy posiadali Oczywiście rodziny, ale przebywały one w
majątkach ziemskich i rezydencjach, daleko od niezdrowej atmosfery portów. Spora
część kupców mieszkała na co dzień nawet w innych krajach, a tu przybywała tylko, jak
się to mówi, do pracy. Czasem kilku wspólników posiadało jeden taki kantor i
wymieniało się co kilka miesięcy.
- Musiało być im trudno - westchnęła Magda.
- Oczywiście - powiedział Pan Samochodzik. - Ale dzięki temu nasza kultura jest
znacznie bogatsza...
- Jak to? - zdziwiła się.
- Daleko od domu odczuwali nostalgie. Pisali piękne wiersze, komponowali muzykę,
kazali malować obrazy, by nieco rozweselić wnętrza swoich mieszkań. Pisywali też
długie, tęskne listy. Sporo z tego się zachowało. A gdy wreszcie wracali do domów,
kupowali żonom i dzieciom całą masę różnych drobiazgów, tym samym pobudzając
rzemiosło artystyczne. Najwspanialsze dzieła sztuki powstawały z trzech powodów. Po
pierwsze, na zlecenie możnych sponsorów, a kupcy mieli pieniądze i chcieli je wydawać
na ładne rzeczy, po drugie, z tęsknoty za ojczyzną, a kupcy często tęsknili, po trzecie z
dumy, pychy, chęci wywyższenia się... Jeśli oglądamy dzieła mistrzów holenderskich,
mamy tam zasadniczo sielskie krajobrazy, widoki portów i statków oraz portrety kupców
i ich żon, czasami z dziećmi...
- Zapomniał pan o dziełach sztuki powstałych w przypływie zazdrości - uśmiechnąłem
się. - Nie wszyscy artyści malowali tylko po to, aby zarabiać pieniądze...
- To prawda - kiwnął głową. - Ale nawet tacy mieli swoich mecenasów...
Wreszcie znalezliśmy się na najwyższym piętrze drewnianej kamienicy, pod samym
dachem. Koło okna znajdował się niewielki gabinet, gdzie pracował niegdyś właściciel.
Na ładnym sekretarzyku leżała księga handlowa oraz przybory do pisania: szklany
kałamarz i gęsie pióro o fachowo przyciętej końcówce.
Pomieszczenie urządzono tak, że wydawało się, iż kupiec wyszedł tylko na chwile.
Odłożył pióro i, nie zamykając nawet księgi, zszedł po coś na dół...
Spojrzałem przez okno na port. Jak mógł wyglądać przed trzystu laty? Zatłoczony
statkami, przybywającymi ze wszystkich stron świata, z tłumem obcokrajowców,
przetaczającym się po nabrzeżach? Być może tu przed oknem cumowała "Srebrna
Aania", a marynarze Petera wnosili do magazynów kosze pełne suszonej ryby, toczyli
potężne, trzystulitrowe beczki rybiego oleju. Ich bose stopy wybijały werble na
drewnianych deskach...
- Urodziłem się trzysta lat za pózno - mruknąłem.
Pan Samochodzik tylko się uśmiechnął, a ja naraz przypomniałem sobie o braku
ogrzewania, bieżącej wody, wychodka...
- A co robili zimą, gdy port zamarzał? - zaciekawiła się Magda.
- Zimą, nie mając specjalnie nic do roboty ani żadnych ciekawych rozrywek, kupcy
zbierali się w rozmaitego rodzaju budynkach cechowych. W Gdańsku taką funkcje pełnił
dwór Artusa.
Tam jedli, słuchali muzyki i oglądali występy kuglarzy, a czasem i wędrownych trup
teatralnych. No i oczywiście pili piwo w niewyobrażalnych ilościach. Natomiast wino
przeznaczone było raczej wyłącznie dla gości. Kobiety najczęściej nie miały prawa
wstępu... Obowiązywały surowe reguły. Za bójki karano aresztem i wysokimi
63
grzywnami. Podobnie surowo karano za opowiadanie sprośności i oczernianie
towarzyszy. Hazard był w zasadzie zabroniony, ale wolno było przyjmować zakłady, na
przykład o cenę śledzi wiosną.
- To straszne - mruknęła Magda. - Zebrało się tylu chłopa, a tu ani zatańczyć, bo nie
ma kobiet, ani porżnąć w karcięta, ani nawet poopowiadać sobie murarskich dowcipów...
- To byli twardzi, surowi ludzie i żyli wedle reguł niemal zakonnych - wyjaśniłem. -
Poza tym obawiali się rychłego zepsucia obyczajów, w razie gdyby zanadto pofolgowali
nałogom.
- Kupcy kultywowali także inne ciekawe zwyczaje - powiedział szef. - Wiosną, gdy
wznawiano sezon żeglugowy, tu, w Bergen, odbywały się igry bergeńskie - bardzo
wesoły festyn, związany z przyjmowaniem nowych kandydatów do stanu kupieckiego.
Aby zostać kupcem, trzeba było, podobnie jak w innych zawodach, przez dłuższy czas
terminować u doświadczonego fachowca. Kandydatów na uczniów poddawano tu
czemuś w rodzaju otrzęsin.
- O otrzęsinach słyszałam - kiwnęła głową Magda. - Tak się zabawiali krakowscy
żacy...
- Nie tylko krakowscy - uśmiechnąłem się. - W Warszawie na niektórych wydziałach
do tej pory, choć w postaci symbolicznej, urządza się coś takiego.
- Najpierw kandydat na kupca przechodził próbę dymu. Wciągano go na linach w
pobliże komina, buchającego wyjątkowo gryzącym dymem. Gdy już odpowiednio [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl