[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przetrząsano materace w łó\kach i kieszenie ubrań rozwieszonych w szafach. Skandal!
Skandal podwójny, bo nic nie znaleziono! Zaczęły się przesłuchania, które odbywały
się w kancelarii na parterze, tu\ przy sieni.
Ledwo zdą\yłem skoczyć do siebie na górę, po beztrosko pozostawioną na stole
przez rewidujących strzałę, gdy wezwano mnie przed oblicze nadkomisarza
Parzydełko, kierującego śledztwem
Wszedłem do kancelarii i ju\ było dla mnie jasne, \e mam do czynienia z
człowiekiem, który wie wszystko . A poniewa\ wiedział - co w zasadzie powinno
mnie ucieszyć - \e jestem niewinny, nie byłem godny jego zainteresowania. Pomimo to
jak mogłem najszybciej opowiedziałem mu historię dzisiejszej nocy: o krzykach w
parku i podło\onym ostrzegawczym bełcie, który nie omieszkałem poło\yć na stole.
Wziął go ze znudzoną miną w dwa palce i zaraz odło\ył. Ziewnął:
- Ktoś z pana \arty sobie stroi... Strzelali tym?
- Nie. Podło\yli.
- Od podło\enia nikt jeszcze nie umarł...
Poczułem, \e ogarnia mnie złość:
- To zale\y czego i gdzie. Na przykład kamień na szosie mo\e spowodować śmierć
nawet paru osób.
Machnął lekcewa\ąco ręką:
- W jakim to wieku...
Wtrąciłem złośliwie:
- Jeśli o mnie chodzi, to w średnim.
- ...w jakim to wieku - powtórzył niewzruszenie - \yjemy? W wieku atomu! A pan
mi tu jakieś koreańsko-chińskie historie z domieszką Wilhelma Tella opowiada!
- W innych krajach podobne historie są dziwnie aktualne!
- Owszem. W innych. Tu zaczailiby się na pana z kałasznikowem... Bełt! Czyli, jak
młodzi mówią, tanie wino?
- Nie pijam.
- To świetnie! Bo ju\... No nic, dziękuję panu. Dziękuję!
44
Wyszedłem z kancelarii (co widzieli wszyscy) i z siebie (o czym poinformowałem
tylko Nataniela). Ten uśmiechnął się smutno:
- Mój drogi, to nie stanowisko czyni człowieka, a odwrotnie. Zresztą na twoim
miejscu bardziej przejmowałbym się tym, \e na piórze bełtu są ju\ tylko trzy nacięcia...
Mo\e więc opuścisz nas i Nieborów?
Ani mi się śniło!
Obiad upłynął w przykrym nastroju. Prze\uwaliśmy jedzenie w ponurym milczeniu -
jeden drugiego taksował wzrokiem:... Tyś, bratku, złodziejem czy nie ty; a mo\e
tamten?
Powa\ny prozaik nie wytrzymał nerwowo cię\kiego milczenia. Przestał jeść i
wymachując ły\ką począł perorować:
- Co się dziwić kradzie\om w nieborowskim pałacu? A na czym stoi nasza
współczesna literatura? Na kradzie\y. Młodzi poeci albo okradają Pounda albo Eliota.
Podobnie w prozie. Złodziejstwo! Jedno wielkie złodziejstwo!
Zakończył dysputę krytyk Grzegorczyk:
- Najstraszniejsze, proszę państwa, jest to, \e absolutnie \adnemu z nas nie wolno się
z pałacu oddalać.
- Co??? - wrzasnął malarz Borówko. - Nie wolno? A ja się będę oddalał!
Słuchaliśmy jego wrzasków z pobła\aniem.
- Malarz, gdzie się oddalasz? - zrymował Nataniel.
***
Spotkałem po południu profesora Zanna. Właśnie wracał z przesłuchania w
kancelarii.
Zatrzymał mnie i powiedział:
- Tra-ta-ta, rzuciłem podejrzenie na tego malarza Mrówkę, czy jak on się tam
nazywa.
- Borówko, panie profesorze.
- No właśnie. No ten Mrówka chce się gdzieś oddalać. Po co? Zapewne, aby wynieść
i sprzedać skradzione dzieła.
Straciłem dla profesora szacunek. Ale właściwie, gdzie się chce oddalić malarz
Borówko?
Nagle poczułem potrzebę samotności. Skręciłem do śółtego Gabinetu. Ale i tam ktoś
był. Na szczęście w półmroku rozpoznałem mistrza Nataniela. Bez słowa wskazał mi
kanapę obok siebie.
Siedzieliśmy tak w milczeniu, a\ nagle poczułem jakby wołanie, wezwanie
dobiegające od obrazu Ribery. Wstałem z kanapy i podszedłem do tego niewielkiego
rozmiarami portretu...
Piękna, mądra, poorana bruzdami twarz, okolona siwą, miękką brodą. W oczach
starca jakby przeogromne zmęczenie długim \yciem, a równocześnie pełnia wiedzy,
jaką mu ono przyniosło. Ale przy tym wszystkim oko starca jest \ywe, połyskujące
bystrością. Aysawa czaszka, resztki siwych kosmyków nachodzą na uszy. Zwiatło pada
tylko na prawą stronę głowy, drugi policzek kryje się w półmroku, którego cienie
podkreślają bruzdy i zmarszczki, wyraznie zaznaczając nos.
- Bo\e, jaki on podobny do Pronobisa - wyszeptałem.
45
Na wspomnienie Herakliusza zrobiło się mi smutno i przykro. Od tragicznej śmierci
staruszka upłynęło ju\ wiele tygodni...
- Popatrzmy jeszcze na portret Anny Orzelskiej - odwróciłem się do Nataniela.
Mistrz przecząco pokręcił głową:
- Nie, Tomaszu. Innym razem. Nie kalajmy jej piękna brudem, w którym dzisiaj
przyszło nam zanurzyć dłonie, a mo\e i serca... Wiesz przecie\, kim śliczna Anna jest
dla mnie...
Wtem Nataniel uczynił kilka kroków w kierunku biurka bonheur-du-jour ,
przyklęknął i wyciągnął coś spod niego.
- Popatrz, popatrz, Tomaszu. Szkiełko od zegarka. Le\ało pod biurkiem, a nad
biurkiem... puste ramy po Rubensie. Czy nic ci to nie mówi? Ktoś, kto wyrwał płótno z
ram, być mo\e zaczepił zegarkiem o brzeg ramy i wypadło mu szkiełko...
***
Podczas kolacji pilnie obserwowaliśmy z Natanielem ręce wszystkich nieborowskich
gości. Bez sensu! Przecie\ trudno, \eby ktoś nosił zegarek, w którym brak szkiełka!
Po kolacji zabrałem ze swojego pokoju Przyczynek do działalności opata Piotra -
który przywiozłem do Nieborowa - i zszedłem czytać na pierwsze piętro do pałacowej
biblioteki.
Jest to ogromna, podłu\na sala, znajdująca się na osi pałacu ponad sienią
przejazdową. Wę\sze ściany mają po trzy wysokie okna - jedna trójka wychodzi na
dziedziniec, druga na ogród. Pod dłu\szymi ścianami stoi trzynaście oszklonych szaf
angielskich z mahoniu w stylu Jacob, obitych listewkami mosię\nymi, a w szafach
mieści się dziesięć tysięcy woluminów, w tym wiele rzadkich druków, tak zwanych
cymeliów. Między szafami przy jednej ze ścian stoi kominek dostarczony Radziwiłłom
przez samego Brennę około 1820 roku, a na wprost kominka, na środku sali, rozło\yła
się wielka angielska kanapa mahoniowa - tak\e Jacob - wyło\ona poduszkami krytymi
czerwonym safianem. Obok niej dwa stoliczki polskiej roboty o płytach z szarego
marmuru, a przed kominkiem kobierzec ze wschodnioperskiej prowincji Korasan.
Pod oknami od strony ogrodu tkwią dwa globusy chyba półtorametrowej wysokości,
ustawione na drewnianych postumentach. Na jednym z nich wymalowano mapę nieba,
na drugim kulę ziemską. Obydwa globusy wykonał Vicenzo Coronelli, urodzony w
1650 roku w Wenecji, słynny geograf i zało\yciel pierwszego w świecie towarzystwa
geograficznego pod nazwą Akademia Argonautów . Coronelli był twórcą pierwszych
włoskich globusów zaś przez niego wykonane zdobiły ongiś Wersal. Do Nieborowa
trafiły dzięki Ludwikowi XVIII, który, zaciągnąwszy powa\ny dług u Michała
Hieronima Radziwiłła, spłacał mu go cennymi zabytkami.
Nagle zgasły w bibliotece dwa wielkie \yrandole i tylko przygasający w kominku
ogień rozjaśniał czerwono skrawek perskiego dywanu. Wciśnięty w rozległą kanapę,
pół le\ąc starałem się przywołać czas, gdy po tej długiej sali spacerowała \ona księcia
Hieronima, księ\na Helena, zakochana we wszystkim, co obce, antyczne, romantyczne.
Wyobra\ałem sobie, jak rozmarzona, drobnymi kroczkami stąpając po bibliotece,
wzdychała (zapewne po włosku): O milsza nad inne arkadyjska ziemio, tyś mi
najdro\szą między krainami...
Znów rozjarzyły się \yrandole.
46
Mimo tej zachęty do pracy postanowiłem wrócić do swego pokoju. Przelotnie tylko
pomyślałem, gdzie te\ mógł podziać się Nataniel. Czy\by tworzył w odosobnieniu czy
te\... Ech, Tomaszu! Niedługo zaczniesz podejrzewać sam siebie!
Ale pracować jakoś dziwnie mi się nie chciało, dlatego najpierw starannie
przyjrzałem się wiszącemu nad łó\kiem rysunkowi Mai Berezowskiej, wykonanemu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]