[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Eleanor.
- Elspa odrabiała lekcje ze swoich rodziców - raportuje Eleanor.
- Mam trudności - wyznaje dziewczyna.
- Jutro omówicie to z Lucy - postanawia moja matka, która nie pamięta
już, że pytała o Johna Bessoma. - Ona ci pomoże.
- Poranne spotkania zaczynają się od Johna, potem przyjeżdża ta babka z
Bethesda... - wylicza Eleanor.
Rozmowa znów się ożywia, ale ja mam dość. Za dużo paplaniny.
Wymawiam się sennością i wychodzę z pokoju. Mama dogania mnie w
hallu.
- Dobrze się czujesz? Może masz tego dosyć? Jeśli masz dosyć, możemy
odwołać wizyty.
149
- Trochę tego... za wiele - mówię. - Zmierć Artiego to trochę za wiele.
Może ją mogłabyś odwołać?
Uśmiecha się i kręci głową ze smutkiem.
- Idę na górę popatrzeć, jak Artie oddycha. - Chcę sprawdzić, czy jego
płuca wciąż pompują powietrze.
Matka kiwa głową i patrzy, jak wchodzę po schodach.
W pokoju Artiego wciąż unosi się lekka woń wody koloń-skiej. Siadam w
fotelu, podciągam kolana pod brodę. Nie wiem, która, poza mną, siedziała
dziś w tym fotelu, co mówiły do niego te kobiety i co on do nich mówił.
Mogłabym potrząsnąć nim, żeby się zbudził, powiedzieć, że nadziałam
się na Wiosennego Ptaszka, indagować na temat brunetki, ale nie chce mi
się teraz o tym myśleć.
Artie ma rozluznioną twarz. Oddycha spokojnie. Smoking gdzieś zniknął.
Przypominam sobie jeden z jego bilecików, jeden z tych, które wrzuciłam
do szuflady w szafce nocnej. Nie pamiętam, który to był numer. Za to,
jak czasem lekko posapujesz we śnie". Nie przypominam sobie, żebym
przyglądała się śpiącemu Artiemu, kiedy byliśmy ze sobą, tymczasem on
mnie obserwował. Jego miłości towarzyszy uwaga - intensywna i
wnikliwa. Czy naprawdę mnie kocha? Czy to możliwe, żeby mnie kochał
i zdradzał jednocześnie? Ostatecznie jestem skłonna przyjąć dodatkową
dawkę miłości w ramach rekompensaty za zdradę. Coś mi się należy.
A potem przypomniałam sobie naszą rozmowę z Johnem w samochodzie
przed pubem. Artie jest mi winien mowę pochwalną, ale czyż jego
bileciki nie są swoistym poematem miłosnym? I, na Boga, co ja powiem o
Artiem, gdy przyjdzie pora, by jego wspominać?
ROZDZIAA 20
Nawet jeśli seks do rzeczy, facet trosk twych nie uleczy
Każdy dzień jest inny, ale powoli zaczynają się ze sobą zlewać. Każdy z
nas żyje we własnym rytmie. W salonie często przesiadują kobiety,
popijając kawę podawaną na tacy, którą przywiozła Eleanor, i zajadając
ciasteczka, które moja matka piecze w ilościach hurtowych - nie potrafi
się oprzeć widowni. A widownię ma nie lada!
Ukochane Artiego nie mają wspólnego mianownika - w każdym razie nie
udało mi się go wypatrzyć. Reprezentują całą paletę typów. Są wśród nich
wulgarne kurwiszony i wyrafinowane elegantki. Kobiety nieśmiałe,
odważne, bezczelne. W kardiganie i sportowym obuwiu, z gołym
pępkiem albo w modnych szpileczkach z odsłoniętą piętą.
Patrząc od strony ciastek, wygląda to następująco: niektóre grzecznie
skubią, inne dziękują, wymigując się dietą, jeszcze inne pałaszują, ile się
da, resztę zawijają w serwetkę i ukradkiem wrzucają do torebki.
156
Bobuś je uwielbia. Choć brak mu jaj, krąży po pokoju, żebrząc o okruszki
ciastek, liżąc panie po gołych nogach, domagając się pieszczot. Raz
dosiadł długą, cylindryczną torebkę, biorąc ją pewnie za jamniczkę.
Wiosenny Ptaszek na szczęście pojawił się wcześnie i od-frunął, dzięki
czemu nie muszę zachodzić w głowę, która nim jest, choć, nie ukrywam,
mam ochotę odpytać każdą z ukochanych o jej stosunek do wind.
Niektóre ukochane zapadają mi w pamięć na zawsze.
PANI DUTTON
Niemłoda. Prawdę mówiąc, całkiem stara. Ma żóltosiwe włosy, sękate
dłonie i sznurowane buty na grubych, gumowych podeszwach. Jednak
spod maści na artretyzm sączy się niepokojąca woń perfum.
Postanawiam odpytać ją osobiście.
- Jak też poznała pani Artiego?
- Byłam jego panią od matematyki w liceum. Nazywam się Dutton -
przedstawia się belferskim tonem, jak gdyby zaraz miała wstać i wielkimi
zawijasami wypisać na tablicy swoje nazwisko.
- Rozumiem - mówię. - Znała go pani dobrze? Kiwa głową z pobłażliwym
uśmiechem.
- Czy utrzymywała z nim pani kontakt przez te wszystkie lata?
- Sporadyczny. Mój mąż za nim nie przepadał.
Dochodzę do wniosku, że mąż pani Dutton mógł być przyczyną
opatrzenia jej nazwiska krzyżykiem. Mężowie potrafią wprowadzać do
romansu nerwową atmosferę.
152
- Rozumiem - mówię.
- Obawiam się, że nie do końca, ale to już nie ma znaczenia. - Klepie mnie
po kolanie i mruga porozumiewawczo.
MARZIE MOTOCYKLISTKA
Wkrótce po odjezdzie pani Dutton pojawia się lesbijka. Moja matka
wpuszcza ją, po czym wraca do kuchni.
- Do Artiego przyjechał jakiś babochłop - mówi szeptem do Eleanor i do
mnie. - Przyszła z kaskiem motocyklowym. Ma na sobie męską
koszulę, w ogóle bez rękawów.
Mama jest tak roztrzęsiona, że musi aż umyć ręce i przy-siąść na chwilę.
Zgłaszam się na ochotnika z ciasteczkami.
Kobieta jest bardzo sympatyczna. Nazywa się Marzie. Przyjechała z New
Jersey. Dawno się z Artiem nie widzieli.
- Nie mogę się doczekać jego miny, kiedy mnie zobaczy - zwierza mi się.
- Jestem pewna, że zauważył pani nazwisko na liście -studzę ją. - Na
pewno czeka na panią.
- Może czeka na mnie, ale to już nie jestem ja - śmieje się. - Kiedy
chodziłam z Artiem, nie wiedziałam, kim jestem. Dzięki niemu doznałam
olśnienia.
- Artie pomógł się pani odnalezć? Można wiedzieć, w jaki sposób?
Marzie pochłania kolejne ciastko.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]