[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pepsi i ja poznaliśmy się już, Cullen, ale jestem pewien, że ty mnie nie
pamiętasz. Tyle czasu upłynęło od naszego ostatniego spotkania. Nazywam się
De Fazio.
Ubrany był w rybackie buty, niebieskie dżinsy i białą bluzę. Około pięćdzie-
siątki, obcięty na jeża, miał twarz człowieka zmęczonego codziennym dojeżdża-
niem do pracy, człowieka, który pod koniec dnia siedzi w wagonie restauracyjnym
człowieka bez wyrazu, gdzieś, na pośrednim szczeblu zarządzania, właścicie-
la mikrobusu wykończonego imitacją drewna, nie spłaconego domu i mnóstwa
kłopotów.
Jak świetnie to ujęłaś, Cullen. Jestem jednym z miliona ludzi w szarych,
flanelowych garniturach. Nie mam żadnej władzy, ale potrafię się często uśmie-
chać pomiędzy drinkami. Myślę, że zanim przejdziemy do dalszych spraw, powi-
nienem ci powiedzieć, że potrafię czytać w twoich myślach. Ale nie bój się, to nie
jest ważne. Czy któreś z was chce jeszcze jedną kanapkę? Nie? Dobrze, to może
najlepiej będzie, jak zaczniemy. Mam czwartą Kość. Prawdę mówiąc, jest tutaj.
Poczekajcie chwilkę.
Sięgnął do białej, płóciennej torby i wyciągnął coś, co wyglądało jak ciemna
piłka do baseballa.
Dziwnie wygląda, prawda? Wzruszył ramionami i poturlał ją w dłoni.
Jest wasza, jeśli zechcecie. Po prostu wsadzcie ją do kieszeni i zmykajcie. Hej,
nie bądzcie tacy zdziwieni! Czy spodziewaliście się wielkiego smoka zionącego
ogniem? Nie, to wcale nie jest konieczne. Wasza wyprawa aż tutaj, w tej śmiesznej
łodzi, to wystarczająca przygoda jak na jeden dzień, no nie?
Wyraz naszych twarzy musiał świadczyć o braku zaufania, bo De Fazio
uśmiechnął się i potrząsnął głową.
Nie wierzycie mi? Naprawdę nie mam zamiaru was skrzywdzić. To nie
to, o czym myślicie. Czwarta Kość jest wasza, za darmo. Jest jedyną, o jaką nie
musicie walczyć. Nie pamiętasz nic, Cullen? To jedna z najchytrzejszych sztu-
czek w grze. Niektórzy ludzie tak bardzo lękają się, rozmyślając o tym, co może
im się przytrafić, jak uda im się tu dotrzeć, że po prostu odwracają się i uciekają.
Zresztą, już widzieliście, jak się obecnie rzeczy mają. Jack Chili może rządzić, ale
sytuacja tam, na lądzie, jest tak chaotyczna i skomplikowana, że to w zasadzie nie
ma znaczenia, kto rządzi, nie uważacie? Z jednej strony jest wasz Skwierczący
Kciuk, Heeg, Solaris i sam dobry, stary, potężny Chili. Jeszcze go nie spotka-
liście, prawda? Macie na to mnóstwo czasu! I są też inni, możecie mi wierzyć
albo nie zwierzęta, rośliny i skały! I wszyscy chcą rządzić. Wszyscy pragną
władzy. Ale wiecie co? Każdy z nich jest po prostu głupi i pełen nadziei. Głupi
i pełen nadziei idealne przymiotniki dla tego beznadziejnego miejsca. Kra-
ina Chichów, jeśli mnie spytacie. Tylko tak się złożyło, że to niewłaściwy rodzaj
chichów. Wiecie, o czym mówię. Zmieszne, lecz nie za bardzo. Beztalencie, które
108
uparło się śpiewać w konkursie talentów? Albo karzełek idący ulicą z wielkim cy-
garem w ustach? Wiecie, jaki rodzaj chichotu mam na myśli. %7łałosny! De Fazio
potrząsnął głową i odgryzł kawałek kanapki. Jestem trochę niesprawiedliwy.
Rondua to cudowne miejsce; widzieliście już wystarczająco dużo, by o tym wie-
dzieć. Czasami uciekam z tej przeklętej wysepki i wracam tam na chwilę. Czyż
nie zachwyciły was Jaskinie Lema? To przepiękne miejsca. Nawet twój przyja-
ciel, Gregston, był pod ich wrażeniem. Przepraszam, zbaczam z tematu, prawda?
Oto, co chcieliście wiedzieć: jestem De Fazio, opiekun (poza innymi sprawami)
czwartej Kości Księżyca. Możecie ją dostać teraz i tutaj. Bierzcie i wywiezcie ją
stąd bez żadnej zapłaty, moi drodzy. Ale nie sądzcie, że robię wam grzeczność.
Ofiarowanie wam Kości bez ostrzeżenia to najwstrętniejsza rzecz, jaką mógłbym
zrobić. Posłuchajcie, jeśli ją wezmiecie i popłyniecie z powrotem, prędzej czy
pózniej spotkacie się z Jackiem Chili. Będziecie musieli pokonać go, walcząc
o piątą Kość. Nie mogę powiedzieć wam nic więcej, ale przeciwstawienie się mu
wymaga wielkiej odwagi. Wszelako pozwólcie mi dokończyć według scenariu-
sza, tak żebyście mieli pełny obraz. Piąta Kość kończy poszukiwania. Zdobądz
ją, a zostaniesz władcą Rondui. Chili wypada, ty wchodzisz. Jednak tu tkwi naj-
większy dowcip, Pepsi. Uwierz mi! Bo rządzenie nie oznacza, że to ty rządzisz
to znaczy, że próbujesz rządzić! Zbierzesz wszystkie tamtejsze głupie, pełne
nadziei, podłe istoty. Zbierzesz je pod jednym dachem i powiesz im, co jest dla
nich najlepsze. I będziesz miał rację, bo zdobycie Kości da ci ten rodzaj mądro-
ści. Nie zaprzeczam temu. Ale czy myślisz, że będą o to dbać choć przez minutę?
Przenigdy! Wysłuchają cię, ponieważ będą szanować twoje osiągnięcia. Jest to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]