[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Z przyjemnością napijemy się herbaty.
- Cudownie. Sama państwu naleję. Możesz odejść - zwróciła się do androida, który
bezszelestnie wycofał się z pokoju. - Mleko, cytryna?
- Nie, dziękujemy. I bez cukru. - Roarke przejął inicjatywę. - Ma pani wspaniały
dom. Cudowny widok.
- Właśnie z uwagi na ten widok zdecydowaliśmy się na kupno.
Mogę godzinami siedzieć i patrzeć na rzekę. Wszystkie nasze domy są nad wodą.
Ciągnie mnie do wody.
- Macie państwo taki cudowny dom - wtrąciła Eve - a podczas tego pobytu
zatrzymaliście się u Roberta Krausa.
- Owszem. Jego żona... Poznaliście ją? Przeurocza kobieta.
Zaprosiła nas i uznaliśmy, że to może być przyjemne. Spędziliśmy razem miło
czas. Lubimy grać w karty. - Podawszy im herbatę, nalała sobie. - Nie rozumiem,
dlaczego to państwa interesuje.
- Interesują mnie wszystkie szczegóły, prowadzę śledztwo w sprawie podwójnego
morderstwa.
- Czyżby dochodzenie wciąż trwało? Miałam nadzieję, że wszystko już wyjaśniono.
Straszna rzecz. Oboje byli tacy młodzi. Ale z pewnością nie podejrzewa pani
Roberta?
- Chcę jedynie zyskać jak najpełniejszy obraz. Zna pani Randalla Sloana?
- Naturalnie. Ten to dopiero lubi bywać. Energia go roznosi! Nie ma w sobie nic
z domatora.
- Nie wiem. Umarł w domu.
- Słucham? Co pani powiedziała?
- Dziś wczesnym popołudniem znaleziono Randalla Sloana.
Powiesił się na żyrandolu w sypialni we własnym domu.
- Mój Boże! - Madeline przycisnęła dłoń do piersi. - Mój Boże.
Randall nie żyje?
- Kiedy ostatni raz go pani widziała lub z nim rozmawiała?
- Nie... Nie mieści mi się to w głowie. Jestem wstrząśnięta...
Przepraszam. - Pochyliła się i otworzyła srebrne pudełko. W środku krył się
interkom. - Brown, proszę, powiedz panu Chase'owi, żeby natychmiast zszedł na
dół. - Usiadła prosto i przycisnęła dłonie do skroni. - Przepraszam, ale
doznałam wstrząsu. Znałam tego człowieka przez prawie dziesięć lat.
Przyjazniliśmy się.
- Jak blisko?
Na policzkach Madeline pojawiły się rumieńce. Opuściła ręce na kolana.
- Rozumiem, że musi pani zadawać pytania w takiej chwili, ale uważam, że to, co
pani sugeruje, jest w bardzo złym stylu.
- Policjanci są pozbawieni dobrych manier. Czy pozostawali państwo w zażyłych
stosunkach?
- Z całą pewnością nie w takich, jak sobie pani wyobraża.
Lubiliśmy swoje towarzystwo.
- Powiedziano mi, że nakłonił panią, by zleciła pani prowadzenie księgowości
fundacji firmie jego ojca.
- Owszem. Było to wiele lat temu. Uważam, że reputacja firmy, etyka pracowników
i poziom świadczonych usług są bardziej niż zadowalające.
- Oficjalnie Robert Kraus prowadził państwa konta.
- Zgadza się.
- Ale w rzeczywistości to Randall Sloan miał pieczę nad księgami fundacji.
- Nie, myli się pani. Robił to Robert.
- Randall Sloan nadzorował finanse Fundacji Bullocka od pierwszego dnia do
chwili swojej śmierci.
- Nie wiem, o czym pani mówi. O, Boże! Win! Sloan nie żyje.
Winfield Chase stanął jak wryty. Był z wyglądu podobny do matki, taka sama
władcza postawa, taka sama dostojna twarz, takie same zimne oczy. Po chwili
szybko podszedł, by ująć rękę, którą Madeline wyciągnęła w jego stronę.
- Randall? Jak do tego doszło? Czy miał wypadek?
- Dziś znaleziono go wiszącego na sznurze w swojej sypialni - powiedziała Eve.
- Powiesił się? Dlaczego zdecydowałby się zrobić coś takiego? - zapytał
Winfield.
- Nie twierdzę, że się powiesił.
- Powiedziała pani... - Winfield się zająknął, gładząc dłoń matki.
- Mówiła pani, że znaleziono go wiszącego, przyjąłem więc... - Oczy zrobiły mu
się okrągłe. - Chce pani powiedzieć, że go zamordowano?
Musiała przyznać, że zapytał o to w taki sposób, jakby Randall powinien był
włożyć smoking, nim zacisnął sobie pętlę na szyi.
- Tego też nie powiedziałam. Zledztwo trwa. I jako oficer dochodzeniowy chciałam
zapytać, gdzie byli państwo w piątek pomiędzy szóstą i dziesiątą wieczorem.
- To oburzające! Jak pani śmie pytać moją matkę w taki sposób.
- Winfield splótł palce z palcami Madeline, a ona położyła mu wolną rękę na
udzie. - Wie pani, kim ona jest?
- Madeline Catherine Bullock. Poprzednio Chase, nazwisko panieńskie Forrester. -
Mowa ich ciał sprawiała, że aż się w niej wszystko skręcało w środku, ale ani
jej drgnęła powieka. - A na wypadek, gdyby pan nie wiedział, kim ja jestem:
porucznik Eve Dallas. Póki lekarz sądowy nie ustali przyczyny zgonu, ta sprawa
jest traktowana jak śmierć w niewyjaśnionych okolicznościach. Proszę
odpowiedzieć na pytanie.
- Matko, dzwonię do adwokata.
- Proszę bardzo - zachęciła go Eve. - Przyda się państwu, jeśli pan i pańska
[ Pobierz całość w formacie PDF ]