[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przyglądając się, jak szpera z zapałem w szkatułce, pomyślał, że chyba
Strona nr 34
TRZECIA NAD RANEM
powinien zapłacić jej i odesłać do Bostonu, zanim wpadnie po uszy. Ale na to
nie miał najmniejszej ochoty.
A dlaczego jesteś tak przeciwny małżeństwu, Jared? spytała nagle.
Nie jestem przeciwny.
Mhm mruknęła, wyraznie nie przekonana. Małżeństwo to świetny
wynalazek.
Dla innych ludzi?
Jared pomyślał, że gdyby panna Caroline Naylor nie przejechała wzdłuż
niemal całego wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych, by zająć się
jego domem, gdyby nie była tak entuzjastycznie nastawiona do pracy, gdyby
jej włosy nie skupiały promieni słonecznych, rozbłyskując jak aureola wokół
głowy, to wyrzuciłby ją natychmiast. Ale jej włosy właśnie tworzyły aureolę,
a choć miała ostry języczek, jej ciało było wprost fantastyczne, więc tylko
wzruszył ramionami i powiedział:
Dla ludzi, którzy chcą razem spędzić resztę życia.
Przechyliła głowę i spojrzała szeroko otwartymi oczyma.
To dość romantyczne stwierdzenie jak na takiego cynika.
Nigdy nie mówiłem, że jestem cynikiem.
Potrząsnęła głową.
A te teksty o twardzielu Taggarcie i oportunistce Katherine...
Ja wierzę w miłość, Caroline. Uważam tylko, że potrzeba czasu, żeby
zbudować podstawy związku, który ma przetrwać całe życie.
A zatem żadnej miłości od pierwszego wejrzenia?
Nie. Może pożądanie, przyciąganie, jakaś zwariowana chemia
wynikająca z hormonów... To tak. Ale nie miłość.
Jak zatem tłumaczysz sukces małżeństwa twojej ciotecznej babki?
To były inne czasy. Wtedy małżeństwo było na zawsze, bez względu na
jego przyczyny. Może ona i Taggart nauczyli się wzajemnie kochać? A może
zostali po prostu przyjaciółmi, zaspokajającymi nawzajem swoje potrzeby?
On był bogaty i samotny, ona biedna i piękna. Może ich związek pozostał
platoniczny? Kto wie?
Mam nadzieję, że nie oświadczyła Caroline, strzepując kurz z sukienki
na manekinie.
Jared zaśmiał się.
A cóż ci to robi za różnicę?
To po prostu taka... piękna historia powiedziała. Tragiczne jest już
to, że zginęła w tak młodym wieku, Smutne by było, gdyby w życiu nie
poznała... nie zaznała...
Mhm potwierdził Jared ze zrozumieniem. Może jej dzienniki...
Zostawiła dzienniki?! wykrzyknęła Caroline.
Leżały na biurku na górze. Zniosłem je na dół i odkurzyłem. Z tego, co
Strona nr 35
Glenda Sanders
widziałem, nie są to żadne osobiste notatki, raczej szczegóły z codziennego
życia. Myślałem, żeby je wydrukować i oprawić, i może sprzedawać w
herbaciarni. Chciałabyś przeczytać?
Wiesz, że tak!
To świetnie, chętnie usłyszę twoją opinię.
Caroline zajrzała jeszcze raz w głąb pudełka z drobiazgami, odstawiła je i
otrzepała ręce.
No i masz tu autentyczny, stary kurz powiedział Jared.
We wszystkich starych domach tak jest. Przywiozłam trochę roboczych
ciuchów. No dobrze, wiem mniej więcej, co mogę znalezć w tym pokoju.
Chodzmy dalej.
W następnych dwóch sypialniach stały łóżka bez materacy, kilka komód i
stołów oraz lampy o pięknych podstawach i zupełnie zniszczonych
abażurach. Aazienki, dobudowane, gdy wynaleziono wewnętrzne instalacje
sanitarne, były niezbyt atrakcyjne, ale wyposażenie zachowało się w dobrym
stanie. Caroline zauważyła, że warto będzie wykorzystać na przykład stare
wanny na nóżkach w kształcie lwich łap. Sedesy trzeba będzie jednak
wymienić, a lustra odnowić.
Ostatnie drzwi, prowadzące z holu, były zamknięte. Jared zatrzymał się
przed nimi z ręką na klamce.
Miałem powód, żeby zachować ten pokój na koniec powiedział z
wahaniem.
Czy to główna sypialnia, pokój Katherine i Taggarta? próbowała
zgadnąć Caroline. Jared potwierdził i westchnął ciężko. Zdziwiła się. O co
mu chodzi? Nie wygląda na człowieka, który wzrusza się, wchodząc do
sypialni dawno zmarłej krewnej.
Jared? ponagliła go.
Otworzył drzwi i puścił ją przodem. Pokój był przestronny, z kominkiem i
dużymi oknami. Stało tam wielkie łoże z baldachimem, posłane i przykryte
pikowaną narzutą. Pokój został staranie wysprzątany, ściany pobielone, a
podłoga i meble wywoskowane. Na podłodze leżał wschodni dywanik,
podobny do tego, który podziwiała w pokoju Jareda. Dębową komodę zdobił
wielki wazon z kwiatami. Ich kolory wyraznie odbijały od białej serwetki,
przyciągając wzrok. Nawet gdyby wśród kwiatów nie tkwiła koperta, to i tak
ich ułożenie i liście paproci zdradzałyby, że bukiet pochodzi z kwiaciarni.
Na malutkiej kopercie widniały słowa Cookie Naylor . Dziewczyna
rzuciła Jaredowi szybkie spojrzenie i sięgnęła po kopertę.
Caroline powiedział Jared, chwytając jej ręce, zanim zdążyła wyjąć
wizytówkę. Spojrzała na niego, nie rozumiejąc ani jego zmieszania, ani
nagłego gestu.
Jared wypuścił powietrze i uwolnił jej dłonie.
Strona nr 36
TRZECIA NAD RANEM
Oczekiwałem... kogoś innego powiedział. Caroline nie wiedziała, jak i
czy w ogóle odpowiadać na taką deklarację.
Ciotka Essie nie powiedziała mi... Myślałem, że jesteś... inna. Starsza.
Bardziej...
Czy mnie zwalniasz?
Nie! To znaczy... nie. Jesteś entuzjastycznie nastawiona do pracy i
jestem pewien, że wszystko zrobisz doskonale. Po prostu nie wiedziałem...
Nie planowałem...
Może lepiej przeczytam tę karteczkę stwierdziła, wyjmując ją z
koperty. Witam w Taggartville i w Katherine House przeczytała głośno.
Wyglądało to niewinnie. W każdym razie nie było tu nic, co mogłoby
wywoływać aż takie zmieszanie w człowieku pokroju Jareda Colina.
Kiedy poprosiłaś, żeby znalezć ci pokój, nie sądziłem, że będą z tym
kłopoty. Ale teraz, kiedy pełno tu turystów... W dodatku z kotem...
Ale znalazłeś coś?
Znalazłeś nie jest chyba właściwym słowem.
A jakie byłoby właściwe?
Urządziłeś.
Caroline nagle zrozumiała. Uniosła pytająco brwi i szerokim gestem
objęła pokój.
Jared przytaknął.
Słuchaj, Caroline, jeśli to ci nie odpowiada...
Wygląda na to, że da się tu mieszkać.
Oczywiście! Materac i sprężyny są nowe, wszystko zostało wysprzątane,
a łazienka jest tuż obok. Zainstalowałem nawet telefon.
No to o co chodzi? spytała.
Tu nie Boston, Caroline.
Spojrzała na niego ze zniecierpliwieniem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]